Artykuły

Obrona sztuki

"Komediant" w reż. Michała Kotańskiego w Teatrze im. Horzycy w Toruniu. Pisze Andrzej Churski w Nowościach Gazecie Pomorza i Kujaw.

Chodzę ostatnio do toruńskiego teatru z lękiem, który okazuje się po premierze nie do końca uzasadniony. Tak było także z "Komediantem". Młody reżyser, autor uchodzący za jednego z trudniejszych dla teatru, temat niejasny, do tego rzecz jest właściwie monodramem. Jak tu się nie lękać? Aliści nie lękajcie się, można wytrzymać, choć rzecz trwa godzinę i 45 minu. Nie jest to długo, jeśli się pamięta adaptacje prozy Bernharda dokonane przez Krystiana Lupę, ale "Komediant" nie jest adaptacją. To dramat o aktorze, który prowadzi rodzinne przedsiębiorstwo sceniczne, grając na prowincji własną interpretację historii rozumianej jako pole gry wielkich ludzi. To nie jest zły pomysł, by opowiadać na scenie historie o wielkich tego świata. Komercyjne powodzenie wszelkiej biografistyki jest przecież faktem. A aktor Bruscon ma na utrzymaniu rodzinę - musi zapełnić salę ludźmi, którzy nie rozumieją, na czym polega wielkość aktora, ale rozumieją wielkość Napoleona czy Hitlera, którego portret, nawiasem mówiąc, wisi na ścianie gospody zamienionej na teatralną salę.

- Cały czas? - pyta aktor właściciela. - Oczywiście - odpowiada gospodarz - znakomity Michał Marek Ubysz, zdyscyplinowany, powściągliwy, z kapitalną maską. A sztuka powstała w 1985 roku.

Przestrzeń sceniczna jest trochę austriacka - poroża to obowiązkowy tam element wnętrz biesiadnych (czego nie można powiedzieć o portrecie wodza - to akcent raczej na mentalną stronę natury tubylców). Przypomina się też, nieistniejący już, bar "Myśliwski" we Wrockach. Bo, jak każdy dobry autor, Bernhard jest nie tylko austriacki, ale trochę także uniwersalny.

Czuły hltlerek

Uniwersalizm tego dramatu dotyczy, m.in., sztuki właśnie. Nie odniosłem wrażenia, by autor darzył profesję Bruscona równie niechętnym uczuciem, jakim darzy swój naród, uosabiany przez gospodarza gospody i jego rodzinę. Tu jest trochę czułości i świadomość, że mały hitlerek, jakim bywa Bruscon dla najbliższych, nie będzie nigdy w stanie wykrzesać z nich niczego ponad lękliwą poprawność. Swoim apodyktyzmem, v poczuciem przewagi zawodowej, blokuje ich skutecznie. On jest artystą, stara się wymagać lepszych efektów, ale nie umie. Może dlatego, że jest także ojcem, czemu towarzyszą zwykle jakieś uczucia i nadzieje. Oni zaś, poddawani naciskom, uciekają przed wymaganiami szefa w chorobę (żona, Teresa Stę-pień-Nowicka), łagodny debilizm - syn, Tomasz Mycan, pokorny masochizm - debiutująca na toruńskiej scenie Mirosława Sobik jako córka.

Coś w tym jest

Trudno jest robić teatr w niesprzyjających warunkach. Jeszcze trudniej, gdy nie ma się do dyspozycji samych Milczarczyków (Marek Milczarczyk jest aktorem odpowiedzialnym, rzetelnym, pracowitym i rozumiejącym sens tego zawodu. Gra bardzo dobrze aktora Bruscona). Jak w tych warunkach obronić sens delikatnej materii teatru, której może zagrozić piorun strzelający w plebanię, brak widzów, którzy odeszli, zajęci ważniejszymi sprawami, a nawet krople deszczu spadające przez dziurawy dach?

Thomas Bernhard - niby to nienawidzący wszystkich i wszystkiego, broni teatru. Za nim wypada bronić walorów myślowych i scenicznych "Komedianta", nawet jeśli 1.45' to trochę długo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji