Artykuły

Histeria, premiera i Jeżycjada - 2014 r. w kulturze

To był dobry rok dla fanów Małgorzaty Musierowicz, musicali i klasyki. Ale były i powody do nerwów - Marta Kaźmierska podsumowuje 2014 rok w poznańskiej kulturze.

Odwołanie "Golgota Picnic". I wielka ogólnopolska histeria

Można machać ręką, powtarzać do znudzenia, że w Poznaniu i Wielkopolsce dzieje się wiele rzeczy pozytywnych, a tymczasem ten jeden spektakl przyczepił nam łatkę kulturalnego zaścianka. Nie zmieni to jednak faktu, że było to najczęściej komentowane poznańskie wydarzenie kulturalne tego roku. I to nie tylko w Polsce.

Może zresztą warto mówić raczej o "antywydarzeniu", bo spektakl "Golgota Picnic" - jeden z zapowiadanych hitów tegorocznej Malty - finalnie się przecież nie odbył.

Poszło o goliznę i chrześcijańskie wartości, w które - zdaniem niektórych, w tym biskupa Stanisława Gądeckiego - zostały podeptane na scenie przez reżysera Rodrigo Garcię i jego aktorów. Co ciekawe o spektaklu dyskutowali z ogniem w oczach przede wszystkim ci, którzy nigdy go nie widzieli i nawet nie próbowali zrozumieć przesłania.

Dopiero zdjęcie spektaklu przez Michała Merczyńskiego spowodowało - paradoksalnie - upowszechnienie treści spektaklu, który oglądano na wideo i czytano sobie na głos - w teatrach, na uczelniach i nie tylko. W Poznaniu m.in. na Placu Wolności.

Odwołanie spektaklu "Golgota Picnic" to była ważna lekcja wolności słowa. Lekcja oblana, która pokazała, że wciąż musimy się uczyć - nie tylko w polskim Kościele - trudnej sztuki rozmawiania ze sobą.

A także słuchania siebie nawzajem bez histerii i bez podejrzeń, że ta druga strona chce nam podrzucić jakieś mordercze treści.

***

Premiera

Choć oficjalna premiera "Hiszpanki" została przesunięta na styczeń już teraz śmiało można powiedzieć, że filmu zrobionego z takim rozmachem chyba nigdy nie mieliśmy. Machina promocyjna już ruszyła i jak wynika z trailera - nie będzie to kolejny stereotypowy obraz o zwycięskim wielkopolskim powstaniu, które otworzyło nam drogę do wolności. Nie będzie to też chyba film wyłącznie o pandemii grypy, tytułowej hiszpance, która na przełomie 1918 i 1919 r. rozlała się po całym świecie.

Zamiast martyrologii dostaniemy (chyba) sporą dawkę humoru i historii nieprawdopodobnych rodem z filmów Davida Lyncha.

I bardzo dobrze. I oby tak się stało. Oby z kin wyszli - oprócz zachwyconych widzów - także oburzeni tym, jak przedstawiono na ekranie np. postać Ignacego Jana Paderewskiego. Czas odkuć ten pomnik. I wiele innych pomników.

***

Odwołanie Ewy Wójciak - dyrektor Teatru Ósmego Dnia

Ona opowiadała, że wyglądało to tak: przyszło do niej czterech smutnych panów (w tym były prezydent, Ryszard Grobelny) i wręczyło wypowiedzenie, czego się w sumie spodziewała. Mówiła, że urząd miasta od dłuższego czasu ją ignorował, że zamiast rozmawiać - słał pisma, z miejsca oddalonego o jakieś siedem minut piechotą. I że prezydent wiecznie wymawiał się brakiem czasu, gdy chciała umówić się z nim na spotkanie.

Urzędnicy przekonywali, że dyrektor Teatru Ósmego Dnia uprawiała w miejskiej instytucji samowolkę. Że urlopy wypisywała jej wicedyrektor (tak w istocie było: Ewa Wójciak, tłumaczyła, że jej pracodawcą jest teatr, a nie urząd, zaś ona sama jest aktorką, a nie urzędnikiem) i że w teatrze zatarła się granica między działalnością teatru a pracą Fundacji Ósmego Dnia.

Fundacja została założona przez aktorów, by zdobywać fundusze na zagraniczne wyjazdy. Członkowie zespołu tłumaczyli, że teatrowi nie starczało ich z miejskiej dotacji.

W tym natłoku tłumaczeń i wzajemnych pretensji trudno się było nie pogubić, będąc zwykłym widzem a zarazem obywatelem, płacącym podatki.

Faktem jest też, że urząd miasta nie po raz pierwszy w ostatnich miesiącach pokazał dobitnie, że nie umie się dogadać z podlegającą mu instytucją. A do tego został wszak powołany.

Legendarne Ósemki powstały po to, by walczyć z władzą przy pomocy sztuki. Pięćdziesiąt lat temu była to jednak władza innego ustroju.

***

"Jekyll&Hyde" w Muzycznym - hit z Broadwayu

Na ten spektakl z czystym sumieniem można posłać konesera musicali. Takiego, który naprawdę chadza, bywa, porównuje i w poszukiwaniu nowości gotów jest przemierzyć setki kilometrów. W Teatrze Muzycznym - miejscu od lat nie występującym na mapach szanujących się teatromanów - taki koneser znajdzie nie tylko świetnych wykonawców (po części "importowanych" z warszawskiego Teatru Roma), ale też aranżacje wywołujące ciarki na plecach i rozwiązania techniczne (takie jak obrotowa scena) nadające całości rozmachu i przestrzeni.

Poznań to wprawdzie jeszcze nie Broadway, a jeden "Jekyll & Hyde" to jeszcze nie cały hitowy repertuar, ale tak udany spektakl na pewno dodaje skrzydeł. Nie tylko widzom.

***

Świetne, obsypane nagrodami

Guślarz z dramatu Adama Mickiewicza ma tutaj twarz Jokera i w ogóle wszystko jest nie tak, jak chcieliby widzowie przywiązani do żelaznej klasyki. Ale ci, którzy cenią w teatrze ambitne eksperymenty te "Dziady" pokochali.

Nic dziwnego - "Dziady" Rychcika to spektakl o popkulturze, która siedzi w naszych głowach głębiej, niż jesteśmy w stanie się przed sobą przyznać. Opowieść o tym, że wszystko już było i że czas pogodzić się z tym, że teatr może być już tylko jedną wielką przeróbką.

Ale to też opowieść o tym, że każdy czas ma swoje idee, za które kolejne pokolenia są skłonne umierać. Z Bogiem i choćby mimo Boga.

***

Nowa książka Małgorzata Musierowicz - trochę na przekór złośliwym recenzentom.

"Jeżycjada" - znana poznańska marka, co by nie mówić - od lat jest pozycją zauważaną przez recenzentów. I na ogół szeroko krytykowaną. Sama mam z tymi książkami problem, choć jako dziewczynka łykałam je z całym dobrodziejstwem inwentarza.

Tak się jakoś porobiło, że dziś cykl powieści dla nastolatek stał się łatwym celem złośliwych recenzji. Borejkowy świat - budowany przez rodzinkę rzucającą od niechcenia łacińskimi cytatami i z pewną wyższością patrzącą na resztę społeczeństwa - wydaje się coraz bardziej nierzeczywisty.

Pozostaje pytanie - czy zmienili się sami Borejkowie, czy może to wszystko, co ich otacza?

Autorka od lat konsekwentnie i wymownie milczy. Nie udziela wywiadów. Po prostu pisze swoje kolejne książki.

***

Andrzej Maleszka i fenomen jego książek. W oczekiwaniu na kolejny film.

- To drzewo jest magiczne! Mój syn czyta! Sam! A przedtem nie chciał! - emocjonowała się koleżanka, mama dziewięcioletniego Karola, który rzucił się na kolejny tom wydanego w tym roku "Magicznego Drzewa" niczym wygłodniały szakal na udziec padłego zwierzęcia.

To naukowo potwierdzony fakt: książki Andrzeja Maleszki - poznańskiego reżysera, laureata Emmy Award - które od kilku lat ukazują się nakładem wydawnictwa Znak są przez małych czytelników pożerane żywcem. Dorosły dostrzeże w nich precyzyjny język scenarzysty, dzieci najwyraźniej dają się uwieść magii i karkołomnym pomysłom.

Jedni i drudzy czekają na kolejny - po kinowym ?Czerwonym Krześle? - film Andrzeja Maleszki.

Skuteczne działania CK Zamek wokół rewitalizacji ulicy Św. Marcin

Jeszcze kilka lat temu nie było tu po co zaglądać. Teraz jest przepyszny bar z zupami - Zuppi, Cafe Martini, winiarnia, manufaktura lizaków i wiele, wiele innych miejsc, dla których warto odwiedzić Święty Marcin, nie tylko w dniu Imienin Ulicy.

Do popularyzacji tego miejsca bardzo przyczyniło się w ostatnim czasie CK Zamek, które na rozgrzaną słońcem ulicę wystawiało latem leżaki i organizowało szereg imprez odkrywających nieoczywisty potencjał miejsc takich jak pustostany.

Czy ulica stanie się wkrótce deptakiem? To sprawa, którą na pewno warto sobie wychodzić.

***

Udany cykl "Wielkopolska: Rewolucje": bo prowincja jest w nas

Nie od dziś wiadomo, że w małych miasteczkach i wsiach mieszkają fajni ludzie. Tacy, którzy dużo o sobie nawzajem wiedzą i potrafią sobie pomagać lepiej, niż mieszkańcy dużych miast, często anonimowi.

Ten ludzki potencjał nagłośnił zakończony właśnie trzeci sezon cyklu ?Wielkopolska: Rewolucje? i jego kuratorka - Agata Siwiak. Ze znanymi awangardowymi twórcami (m.in. reżyserami i muzykami) udowodniła, że ciekawe opowieści o współczesnym świecie są dziś często gdzie indziej, niż w skostniałych instytucjach kultury. I że warto wybrać się w teren nie tylko na spacer po lesie.

***

Arsenał, czyli patrzę w prawo, patrzę w lewo... Prosto. I nic

Kolejna instytucja, która obnażyła inercję byłej władzy. Ryszard Grobelny najpierw postanowił, że Galerią Miejską Arsenał będzie kierować organizacja pozarządowa, potem - wskutek licznych protestów - postanowił wrócić do formuły konkursu na dyrektora (poprzedni odszedł na emeryturę). Rok temu nowym szefem Arsenału został Piotr Bernatowicz, którego władze miasta widziały na tym stanowisku bez konkursu.

Burza wokół Arsenału jakby ucichła. I w ogóle wszystko tak jakby ucichło: na dole galerii stanął fotoplastykon - osobliwy zabytek, który niewątpliwie ożywił to miejsce i pozostaje inicjatywą niezwykle cenną.

Ale czy aby na pewno galeria sztuki współczesnej jest miejscem, które powinno kontaktować się z odbiorcą tylko przy pomocy starych zdjęć?

--

Na zdjęciu: "Dziady", Teatr Nowy

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji