Artykuły

Spektakl, który leczy

"Boże mój!" w reż. Krzysztofa Prusa w Teatrze im. Szaniawskiego w Płocku. Pisze Milena Orłowska w Gazecie Wyborczej - Płock.

Ach ten nasz teatr - jak tu go nie kochać. Ostatnio płocka scena przeżywa trudny okres, pieniędzy brakuje, więc przedstawienia, jeśli w ogóle są, to raczej skromne. A że gra się rzadziej i skromniej, to ludzie powoli oddalają się od teatru. Aż przychodzi taki wieczór jak ten sobotni - i proszę, wiara w nasz teatr odzyskana! I w ogóle - wiara odzyskana...

W sobotę część widzów obejrzała trzecią generalną próbę przedstawienia "Boże mój!" izraelskiej autorki Anat Gov, w reżyserii Krzysztofa Prusa. Premierę zaplanowano dzień później, na niedzielny wieczór. Chętnych trzeba było bowiem podzielić, spektakl wystawiany jest na najmniejszej scenie naszego teatru, w niewielkiej salce w podziemiach zwanej Piekiełkiem i nie dla wszystkich starczyło miejsca.

Nie wiem więc, jak było na premierze, ale mogę powiedzieć wam, jak skończyła się trzecia próba generalna - były ogromne brawa, szczere, takie od serca. Wszyscy bez wyjątku byli poruszeni tym pięknym spektaklem.

Bo naprawę przedstawienie jest piękne. Zachwycający jest już sam tekst - zaczynając od samego pomysłu, momentu zawiązania akcji. Otóż do pani psycholog, kobiety doświadczonej przez los, samotnie wychowującej dotkniętego autyzmem syna, która ma na swym koncie moment poważnego załamania i zwątpienia, przychodzi na terapię pewien pacjent. Dziwny, tajemniczy, z początku nawet lekko... bucowaty. Kobieta podejrzewa przez chwilę, że to przedstawiciel tajnych służb, bo gość wie o niej zadziwiająco wiele. Szybko okazuje się jednak, że to nie agent, tylko... Bóg. Bóg, starotestamentowy Bóg Mojżesza i Abrahama we własnej osobie. Przyszedł na terapię, bo cierpi na depresję i nie wie, jak sobie poradzić z bólem. Płacze w fotelu pani psycholog. Przyznaje, że chce umrzeć. Ponieważ jednak nie istnieje fizycznie, a w świadomości ludzi, cała ludzkość musi zginąć... Jak kiedyś podczas potopu. Tyle że tym razem ostatecznie. Terapeutka ma więc 50 minut na wyleczenie pacjenta. I ocalenie świata.

Choć korci mnie niezwykle, nie zdradzę, co było dalej. Powiem tylko, że Bóg trochę oszukiwał, a terapeutka okazała się niezwykle odważna. I świetna w swym fachu. Dla niej także ta rozmowa była niezwykle ważna.

Ta historia wciąga i pochłania. Jest poważnie, wręcz metafizycznie - dość powiedzieć, że w końcu dowiadujemy się, skąd tyle zła na świecie. Jest też przezabawnie - humor wynika bowiem z samej sytuacji (np. pani psycholog początkowo nie wierzy, że jej pacjent w ciemnym garniturze to Bóg i chce wysłać go do psychiatry), sami bohaterowie to także nieźli ironiści (ona śmieje się, że terapia będzie ciężka, bo pacjent nie ma matki, na którą można by wszystko zwalić, on wspomina, ile to namęczył się przy stworzeniu kobiety, bo pierwszy mężczyzna non stop marudził w sprawie jej wyglądu). Końcowe sceny między terapeutką a pacjentem, między człowiekiem a Bogiem (potem jeszcze między matką a chorym synem) to czysty humanizm, spektakl wzrusza, daje nadzieję. Uzdrawia jak terapia.

Wielka w tym zasługa Hanny Chojnackiej, aktorki, która wciela się w rolę psychologa. To ona namówiła wszystkich do realizacji tego spektaklu i widać, jak bardzo bliska jest jej postać terapeutki - optymistycznej mimo wszystko, wierzącej, choć zapewniającej, że jest inaczej.

Szymon Cempura w roli Boga nie ustępuje jej pola, szczególnie widać to w jego przemianie - początkowo jest zdystansowany, nadęty, roszczeniowy. Kobieta go jednak "urabia", Bóg mięknie i otwiera się. Na koniec przez chwilę trwa z człowiekiem w przyjacielskim uścisku.

Świetny jest także Maciej Cempura (prywatnie - syn Szymona) w niewielkiej, ale bardzo ważnej, niemej roli syna. Gra autystycznego chłopca w sposób nieprzerysowany, delikatny, ale autentyczny.

Reżyser - Krzysztof Prus - jeszcze na konferencji przed premierą opowiadał, że kiedy już wszyscy "przepracowali" tekst, postarali się zrozumieć go jak najgłębiej, dojść do tego, o co w tym wszystkim chodzi, kiedy mieli to już wszystko poustalane, odpowiednio poskracane, dopasowane do polskich realiów, pozwolił aktorom po prostu grać. Kiedy jednak zobaczy się sztukę, zauważyć można, jak ważny był ten początkowy etap pracy - choć Ella i Bóg omawiają właściwie całą historię stworzenia świata, zahaczają o wszystkie ważniejsze biblijne opowieści, mówią o obecności zła na świecie, historii przemocy, o stosunku Boga do człowieka, a człowieka do Boga. Wszystko to jest klarowne, jasne, składa się na logiczną opowieść. System, który działa.

W styczniu będą kolejne przedstawienia, koniecznie, po prostu koniecznie zarezerwujcie sobie bilety. Sztukę wyprodukowała firma Nowakowski Impresariat i w płockim teatrze przewidziano jedynie pięć przedstawień (chyba że będziecie walić na nie drzwiami i oknami, wtedy może będzie ich więcej).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji