Tajemnice Piotrusia Pana
W bufecie "Romy" czekamy, by wejść na widownię. Ktoś kupuje kawę, dwaj mężczyźni rozmawiają przy stoliku. Zwykłą, codzienną atmosferę zimowego dnia przerywa nagle wejście chłopca w indiańskim stroju, kolorowym pióropuszu na głowie i z twarzą pomalowaną czerwono-czarną farbą. - Houk! - woła. To znak, że próba za chwilę się zacznie.
Alicja, Zuzia, Tomek, dwóch Marcinów, Zbyszko. Pochodzą z różnych miast w Polsce: Siedlec, Tarnowa, Wrocławia, Krakowa. Od sierpnia zeszłego roku mieszkają w Teatrze Muzycznym "Roma" przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie. Z dala od rodziny i przyjaciół, za to bardzo blisko spełnienia marzeń.
Za kilka dni wystąpią w musicalu "Piotruś Pan" u boku takich gwiazd, jak Wiktor Zborowski i Edyta Geppert. Mają po 11-13 lat.
Alicja Janosz i Zuzia Madejska to ładne, szczuplutkie blondynki. Obie będą występowały w roli Wendy (część obsady jest podwojona). W różowych sukienkach i z kokardkami we włosach wyglądają jak porcelanowe laleczki. Chętnie opowiadają o tym, co się dzieje, kiedy nie mają prób na scenie, jak radzą sobie ze szkołą, czy nie tęsknią za domem.
Marcin Sójka i Tomek Kaczmarek wystąpią w roli Piotrusia Pana. Pierwszy z nich, przez kolegów i reżysera nazywany jest "Dużym Piotrusiem", bo jest trochę wyższy od Tomka, czyli - Małego Piotrusia. Jest najstarszy z całej grupy, ma 13 i pół roku. Obaj są ucharakteryzowani - sterczące włosy, na buziach kolorowe indiańskie wzory. W białych bluzkach i krótkich skórzanych spodenkach na szelki, z małym drewnianym mieczem w dłoniach, wyglądają zabawnie. Za kilka minut wejdą na scenę, by próbować fragment spotkania bohaterów w indiańskiej wiosce.
Drugi Marcin i Zbyszko grają Zagubionych Chłopców. Niski blondyn i wysoki jak na swój wiek szatyn są pełni energii: kręcą się na swoich krzesłach, dużo mówią, często żartują. Podobnie jak dwaj Piotrusie na buziach mają namalowane kolorowe paski, we włosach barwne pióra. W najbliższej scenie będą towarzyszyli głównemu bohaterowi w spotkaniu z wodzem Indian.
- Jest bardzo fajnie. Klimat jest superowy. Nieraz wyjeżdżamy na sobotę i niedzielę do domu, ale ostatnio nie, bo cały czas próbujemy. Do premiery już tylko dwa tygodnie - mówi energicznie Zbyszko Kabziński. - Jest w porządku. Sądzę, że każdy z nas trochę tęskni za rodziną. W tym wieku odizolować się od domu to jednak jest przeżycie - dodaje Marcin.
W chwili kiedy się spotykamy, dzieci mają ferie w szkole. Mówią, że zanim zaczęły się zimowe wakacje, było im ciężko.
Na początku był casting
Większość młodych wykonawców trafiła do spektaklu przez casting, który w styczniu ubiegłego roku zorganizowano w teatrze. Część z nich znalazła się w obsadzie innym sposobem.
- Jedna z koleżanek, która była na castingu, zadzwoniła do mnie i powiedziała, że brakuje chłopców. Okazało się, że ponad połowa ze wszystkich dzieci, które przyszły na przesłuchania, to były dziewczyny - opowiada Marcin Łabno.
- A pilnie poszukiwano chłopców. Więc przyjechałem i dostałem się.
- Kiedyś bardzo chciałem gdzieś wystąpić, zaśpiewać. Marzyłem o tym, ale nigdy nie chodziłem na przesłuchania do reklam, bo wydawało mi się, że to jest coś innego niż teatr - mówi Zbyszko.
Marcin Sójka: - To było jedno z moich marzeń - nie myślałem, że spełni się tak szybko, że będę miał szansę gdzieś zagrać.
- Rok temu byłam na festiwalu piosenki dziecięcej Gamma '98 w Radomiu. Koncert galowy reżyserował pan Józefowicz. Zostałam przez niego zaproszona na casting do "Romy" - mówi Zuzia.
Jejku, co to będzie!?
- Próby są bardzo intensywne. Wczoraj skończyliśmy o godz. 22 - mówi Marcin. - Było już kilka takich, w których występowali dorośli wykonawcy: Wiktor Zborowski, Edyta Geppert, Mariusz Czajka. - Bardzo się tego bałam. Myślałam sobie - praca z dorosłymi aktorami - jejku, co to będzie. A tak naprawdę są to świetni ludzie. Wszyscy są tak przemili, naprawdę... - mówi Alicja.
- Teraz stresujemy się tylko tym, że jest tak dużo tekstu. Chociaż powolutku jest skracany i tak zostaje go zbyt dużo - opowiada Zbyszko. - Śpiewamy piosenki i to też budzi w nas obawy, bo wykonujemy je na różne głosy, a to jest trudne.
Sama premiera, co zadziwiające - nie wywołuje w dzieciakach zbyt dużego stresu.
Alicja: - Chyba każdy ma tremę.
Marcin: - Ja jeszcze nie występowałem, więc nie wiem czy będę miał tremę. Na razie jestem spokojny.
Musieliśmy spać na podłodze
"Piotruś Pan" w "Romie" będzie spektaklem multimedialnym. Sceny, których nie udało się zrealizować tradycyjnymi sposobami teatralnymi, zostały nakręcone wcześniej na AWF-ie i będą wyświetlane w trakcie przedstawienia na specjalnych telebimach.
- Nagrywaliśmy filmy lotów i pływania pod wodą. Pierwszy przedstawia scenę, kiedy dzieci skaczą z okna i lecą do Ambiwalencji - mówią dziewczynki. - Nagrania były bardzo ciężkie. Musieliśmy latać na specjalnych linach na wysokości ok. 4 metrów. To było niesamowite przeżycie, a przy tym ogromny ból, bo te szelki uszyto dla dorosłych - opowiada Alicja. - Szybko dopasowywano je dla nas dwa dni wcześniej. Zakładaliśmy więc pod nie jakieś szmatki żeby tylko nie bolało. Musieliśmy przez to spać na podłodze, żeby później nie bolały nas tak bardzo kręgosłupy.
Marcin: - To było takie inne, że nie zwracałem uwagi na to, że jestem podczepiony. Starałem się wczuć w to, że latam. Było bardzo fajnie, chociaż bolało, a poza tym cały czas musiałem być wyprostowany i to było trudne. Miałem później kontuzję kręgosłupa, ale już jest wszystko OK.
W zdjęciach podwodnych (także na basenie AWF-u) uczestniczyli m.in.: Zbyszko i Marcin.
- Z jednej strony to było przerażające, a z drugiej fascynujące. Bo nurkowanie na głębokość dwóch i pół metra nie jest łatwe - opowiada Marcin. - Ale to też świetna zabawa: grudzień, a tu możesz sobie popływać pod wodą. Super.
- Tylko godzina była nie ta, co należy (23.00). Ale potem w ogóle nie zwracałem na to uwagi, tym bardziej że woda była cieplejsza niż na zewnątrz - mówi Zbyszko.
- Teatr jest naprawdę wielki - mówią. - Jest w nim jakaś magia - tak samo jak w "Piotrusiu".