Artykuły

Piotruś z rozmachem

Na scenie pojawią się tancerze, aktorzy, chór, balet i orkiestra. Będą wystrzały armatnie i płonące ogniska. Dzieci tańczyć będą na wyspie wybudowa­nej specjalnie na potrzeby musicalu, która waży... siedem ton. Aby ją usytuować, trzeba było wzmoc­nić konstrukcje sceny, żeby się nie zapadła.

Będzie też naturalnych wymiarów piracki okręt, siedmiometrowy, sztuczny krokodyl oraz olbrzymi, prawdziwy pies. Indianie po­ruszać będą się wśród wi­downi i skakać z balkonów. Nad publicznością, dzięki li­nom, fruwać będą mali boha­terowie. Takiego przedsta­wienia w polskim teatrze jeszcze nie było. Od kilku miesięcy w warszawskiej Ro­mie wszystko podporządko­wane jest długo oczekiwane­mu musicalowi "Piotruś Pan". Dwie uroczyste pre­miery zaplanowano na ten weekend.

Lata czekania

- To przedstawienie dla dzieci i rodziców. Każdy po­winien znaleźć coś dla sie­bie - zapewnia Janusz Józe­fowicz, reżyser i choreograf musicalu, a przede wszyst­kim pomysłodawca przed­sięwzięcia. - Widziałem kie­dyś Piotrusia za granicą. To było obrzydliwe i dlatego pomyślałem sobie, że chciałbym zrobić to lepiej. Zwróciłem się do Jeremiego Przybory z prośbą o napisa­nie libretta. Nie od razu się zgodził. W końcu jednak uległ - opowiada Józefo­wicz.

To było ponad pięć lat te­mu. Przez ten czas trwało poszukiwanie teatru, który pod­jąłby tak ogromne wyzwanie artystyczne i produkcyjne. Wreszcie "Piotrusia Pana" przygarnął do siebie Woj­ciech Kępczyński, dyrektor Romy.

- Rozmach inscenizacyjny przekroczył nasze oczekiwa­nia - mówi dyrektor Kęp­czyński. - Trzeba było prze­kładać premierę, jednak te­raz na pewno wszystko pój­dzie dobrze.

- Sięgamy po maksymalne środki. Chcemy by było to widowisko, które zafascynu­je. Swym rozmachem, świa­tłami, muzyką, dźwiękiem, efektami. Czegoś podobnego w polskim teatrze jeszcze nie było - dodaje Janusz Józefo­wicz.

- To jest coś niewiarygod­nego - chwali spektakl Wik­tor Zborowski, czyli kapitan Hook, który nienawidzi ma­łego Piotrusia za jego nieza­leżność.

Na scenie zobaczyć będzie można także Edytę Geppert, Justynę Sieńczyłło oraz Se­bastiana Konrada. Przede wszystkim jednak wystąpi czternaścioro dzieci z całej Polski wybranych podczas eliminacji. - Dla nich jest to przygoda życia - mówi Józefowicz. - Dzieci mają dużo entuzja­zmu. Potrafią szybko się znu­dzić, ale jeszcze szybciej regenerują siły Kiedy ja wie­czorem przypominam ziemię do kwiatków one zaczynają szaleć - mówi Wiktor Zbo­rowski.

Debiutanci bez tremy

Tomkowi Kaczmarkowi z Wrocławia, odtwórcy roli Piotrusia, w musicalu towa­rzyszy siostra bliźniaczka. Przed niespełna rokiem wy­stąpili w telewizyjnym pro­gramie "Wyśpiewaj, wygraj". Dostrzegł ich Janusz Stokło­sa, kompozytor muzyki w musicalu, i zaprosił na przesłuchanie.

- Musieliśmy zaśpiewać piosenkę, zapytał, czy chcie­libyśmy wystąpić w przed­stawieniu - przypomina so­bie Tomek. - Rodzice trochę się sprzeciwiali. Mówili, że będziemy na nimi tęsknić. Pytali także, czy my chcemy wyjeżdżać z domu - dodaje Joasia.

Od września ubiegłego ro­ku mieszkają w Warszawie, na czwartym piętrze teatru Roma. W czterech pokojach, pod opieką przebywa ośmio­ro dzieci z całej Polski.

- Tęsknimy bardzo za do­mem, ale rodzice przyjeżdża­ją do nas prawie co tydzień - mówi Joasia.

Będąc w domu uczyli się w szkole muzycznej. Tu także uczą się w takiej szkole w piątej klasie. Tyle, że ostat­nio na lekcjach bywają nie­często. Najwyżej od ósmej do jedenastej. Potem jest próba do obiadu. Po południu do późnego wieczora znów pró­ba. Dzieci znoszą jednak tę pracę bardzo dzielnie. Więk­szość przyznaje, że jeszcze ani razu nie miała dość. Na­wet w przerwie bawią się na scenie. Mimo, że do premiery coraz bliżej i temperatura ro­śnie, mali aktorzy zachowują spokój.

- Nie denerwujemy się. A dlaczego? Poza tym światła są tak mocne, że widać tylko pierwsze rzędy - mówi To­mek, który dokładnie wyli­czył, że na scenie pojawi się 68 razy. Joasia także nie czuje tre­my przed premierą. - Na próbach wszystko jest dobrze, więc czemu mam się bać.

Bieganie z latarkami

Mali aktorzy pytani, jak pracuje im się z Januszem Jó­zefowiczem, odpowiadają na ogół, że fajnie.

- Jest wymagający nieraz krzyczy, ale głównie na aku­styków i panów od maszyn - mówią.

W czasie pokazu kilku scen dla dziennikarzy reży­ser zdobył się także na po­dziękowania - strażakowi. Wystarczyła chwila nieuwagi i konieczne było użycie ga­śnicy, gdyż palące się po­chodnie nie chciały zgasnąć, a stały zbyt blisko kurtyny. Efektów pirotechnicznych ma być w musicalu znacznie więcej. Będą nawet sceny mrożące krew w żyłach. Ja­nusz Józefowicz nie boi się jednak, że przestraszy to naj­młodszą widownię. - Dzieci uwielbiają się przecież bać - wyjaśnia.

Dla twórców i aktorów etap przygotowań został za­kończony. Teraz przeżywają, kto wie, czy nie największą przygodę swojego życia. I zbierają zarobione pienią­dze. Joasia marzy o gitarze elektrycznej. Tomek o kom­puterze. Póki co w najbliższe dni czeka ich najważniejsza próba. Premiera. A tuż po niej? Czas na odpoczynek lub na zabawę. W tym na tę najbardziej ulubioną - biega­nie po ciemnym teatrze z la­tarkami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji