Artykuły

Na granicy życia i śmierci

"Wasza wysokość" Anny Wakulik w reż Katarzyny Kalwat w Teatrze WARSawy w Warszawie. Pisze Łukasz Rudziński, członek Komisji Artystycznej XXI Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Wspinaczka wysokogórska budzi kontrowersje przynajmniej z kilku powodów. Bo po co? Bo za czyje? Bo co z resztą (rodziną, bliskimi, pracą)? Wedle charakteru, światopoglądu i upodobania odpowiadać można na nie różnie. Tym większym zaskoczeniem jest fakt, że Anna Wakulik, osoba z tematem osobiście nie powiązana, napisała fascynujący tekst, skupiający blaski i cienie alpinizmu na przykładzie jednej z najwybitniejszych himalaistek świata, Wandy Rutkiewicz.

Ta historia bardzo ściśle spleciona jest z największą tragedią polskiego himalaizmu ostatnich lat - pyrrusowym zwycięstwem odniesionym nad Broad Peakiem zimą 2013 roku przez Macieja Berbekę i Tomasza Kowalskiego, którzy z tej góry nie zeszli. Wanda Rutkowska tłumaczy się dziennikarzom, że żyje i że pozostawiła towarzysza na śmierć na Kanczendzondze (znamy ten mechanizm myślenia i oskarżania z doniesień prasowych po powrocie pozostałych uczestników wyprawy na Broad Peak). I to właśnie przez pryzmat śmierci Berbeki i Kowalskiego i oskarżeń wobec tych, co przeżyli (Adama Bieleckiego i Artura Małka) ten tekst jest czytany. Autorka nawet o nich wspomina wprost, jako o kolejnej partii ofiar "tych" gór.

Anna Wakulik tworzy coś na kształt reportażu. Fantasmagoryczny obraz śmierci, oskarżenia i akcji ratunkowej - wszystkiego co wywołało medialną burzę w przypadku wspomnianych Berbeki i Kowalskiego. Im również zorganizowano akcję pogrzebową, która wyruszyła w Himalaje, by odnaleźć i pożegnać zaginionego. Bez trudu znajdziemy w tekście sztuki wiele podobieństw do reportażu "Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak" Jacka Hugo-Badera. I tam i tu zespół poszkiwawczo-pogrzebowy składa się z doświadczonych himalaistów, członków rodzin i dokumentującego wszystko, irytującego pozostałych dziennikarza.

Reżyserka Katarzyna Kalwat i całą scenę Teatru WARSawy, i tekst widzi w umownych skrótach. Scenografia Dominiki Skazy zbudowana jest z oślepiającej niemal bieli - biały materiał, którym wyłożono całą scenę, w połączeniu z bielą rekwizytów i kostiumów nawiązuje do wiecznie ośnieżonych szczytów. To tam, niezależnie od miejsca akcji spektaklu, przebywa duchem Wanda Rutkiewicz (w tej roli przykurczona, osaczona i cedząca słowa Jadwiga Jankowska-Cieślak). Himalaistka tłumaczy się ze śmierci młodszego kolegi przed opinią publiczną i znajomymi, ale też przed bliskimi. Chłostana jest pytaniami z sali. Przeżuwa oskarżenia, z obrzydzeniem wypluwa z siebie odpowiedzi. Jej wystąpienie to prowokowanie do linczu. Nikogo nie obchodzi co ma do powiedzenia. Wyrok wydano wcześniej.

Czworo aktorów, czworo bohaterów, cztery motywacje. Wanda oddycha górami, każdy wyjazd tam to powrót do jej świata, Jerzego (Henryk Niebudek), od lat nie wspinającego się himalaistę, gna do góry obawa o córkę Annę (Monika Pikuła) i wyrzuty sumienia, bo w górach żywot straciła jej mama. Dziewczyna natomiast chce pożegnać ciało ukochanego i zrozumieć tę absurdalną miłość do gór, która zabiera jej bliskich. Zaś Operator (Tomasz Tyndyk) chce mieć film i emocje uchwycone w kadrze, a co za tym idzie, konkretne pieniądze. To mieszanka wybuchowa, gotowy nowy akt dramatu, ledwie naszkicowany w opowieści Anny Wakulik, precyzyjnie i subtelnie prowadzony przez Katarzynę Kalwat.

Reżyserka nie dba o inscenizacyjne niuanse, historię kreśli lekko, ledwie ją szkicując. Twórcy spektaklu pozwalają na to, by teatr rozwijał się w głowach widzów, oddziałując na wyobraźnię. Gdy akcja przenosi się w Himalaje, bohaterowie siedzą w namiocie przy latarkach, obserwujemy ich przez kamerę wideo. Rozmowy się rwą, konwenanse i wymiany uprzejmości odchodzą w zapomnienie. Operator nie rozumie i nie chce zrozumieć gór, potrzebuje mieć efekt "tu i teraz i przed kamerą". Annę czekanie na dobrą pogodę zwyczajnie nudzi, przyjechała na pogrzeb, a utknęła w poczekalni. Wanda jest w swoim żywiole. Jerzy zdaje sobie sprawę z szaleństwa ich misji, ale odżywają w nim dawne pasje i emocje, stłumione w spokojnym życiu na nizinach. Chce powalczyć o pełną stawkę: życie lub śmierć, sukces lub porażka. Gdy Operator decyduje się na atak szczytowy pomimo fatalnej pogody, ruszają.

Katarzyna Kalwat nie tworzy ładnej scenicznej opowiastki. To raczej teatralna instalacja - hasła rzucone w eter, miniscenki i epizody zagrane przez aktorów, wśród których prym wiodą Jadwiga Jankowska-Cieślak i Monika Pikuła. Ta pierwsza jest oszczędna, introwertyczna i na pozór nieobecna, "wtajemniczona". Potrafi przetrwać w ekstremalnych warunkach, co powoduje, że na ludzi żyjących "normalnie" patrzy z poczuciem wyższości. Ta druga jest kobieca, uczuciowa, sentymentalna, rozedrgana, bardzo żarłoczna i aktorząca. Są po dwóch stronach barykady. To awers i rewers kobiety związanej z górami. Grany przez Tomasza Tyndka Operator jest konsekwentny w swojej ignorancji wobec wszelkich zasad. Aktorsko odstaje od nich Henryk Niebudek, chociaż jako himalaista-emeryt Jerzy buduje bardzo gęste dialogi z Wandą, w których wybrzmiewają echa dawnej fascynacji i przyjaźni.

I choć z pozoru nic się nie wydarza - aktorzy grają, mając do dyspozycji kilka krzeseł, kurtki, jakieś rękawice, śniegowce, kamerę czy namiot, to spektakl jest pełnowymiarowy, zniuansowany, rozgrywa się w przestrzeni metafizycznej - na poziomie ludzkiego dramatu, w tekście i na scenie. Oglądamy rozbitków, życiowe kaleki i bohaterów w jednym. Ludzi balansujących na granicy życia i śmierci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji