Artykuły

Ile Ryszarda jest w Ryszardzie? Walka o organy w BTL

"Czy pan istnieje, Mr Johnes?" w reż. Krzysztofa Raua w Białostockim Teatrze Lalek. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Zagadka. W ub. r. dr Greg dostał do operacji 18 pacjentów, a po operacji wyszło... 19. Jak to możliwe? Bywa też odwrotnie. Z dwóch pacjentów można zrobić jednego. Wszystko to na scenie w teatrze lalek, a wcześniej u Lema, który takie historie wymyślił 60 lat temu. Nadal są sugestywne i przerażające - u lalkarzy absurd zyskuje jeszcze ciekawą multimedialną oprawę. Do zobaczenia w sobotę i niedzielę (13-14.12) o godz. 18.

Białostocki Teatr Lalek sięgnął po słuchowisko radiowe "Czy pan istnieje, Mr Johnes", które Stanisław Lem opublikował w 1955 roku. Mało komu - poza geniuszem naszej fantastyki - nie śniło się wówczas, że w kilka dekad później wirtualne byty staną się rzeczywistością, telefony nosić będziemy przy sobie, a za pomocą komputera załatwimy prawie wszystko. Wtedy też nie były właściwie poruszane tematy identyfikacji płci, ustalenia osobowości prawnej i wynikające z tego kłopoty z ubezpieczycielami, mało kto słyszał też wtedy o operacjach plastycznych. Tymczasem Lem, jak prawdziwy wizjoner, wszystko wiedział już przed nami. Ale nawet w pół wieku od publikacji jego surrealistyczna wizja może nadal zadziwiać. Powołana do życia i przeniesiona ciekawie w wymiar cyfrowy przez reżysera Krzysztofa Raua, według adaptacji Dariusza Jakubaszka - dostarcza nie tylko czystej rozrywki, ale i refleksji nad kondycją człowieczeństwa. I nad tym, ile jeszcze Ryszarda zostało w Ryszardzie.

Ubezpieczyli się na "krzyż"

Ryszard Fox (w tej roli świetny Michał Jarmoszuk) to główny bohater spektaklu, który wpakował się w niezłe kłopoty. Kierowca rajdowy co chwila ulega groźnym wypadkom. Ale jeździ dalej, bo genialny doktor Burton z firmy Cybernetix wszczepia mu protezy wykonane przez tę firmę oraz prawdziwe organy - zdarza się, że pochodzące też od ofiar jego własnych karamboli. Sprawa wikła się coraz bardziej, gdy, po pierwsze, okazuje się, że po jednym z wypadków dawcą zostaje jego własny brat (który jeździł z nim jako pilot). Gdy, po drugie, Fox zaczyna przejmować cząstki osobowości od dawców (a wśród nich znajdzie się też kobieta i pies). I gdy, wreszcie po trzecie, nie stać go na zapłatę rachunków medycznych.

Pieniędzy od Foxa domagają się rodziny dawców, firma nie chce wypłacić mu ubezpieczenia (jakkolwiek brzmi to kuriozalnie - wraz z bratem ubezpieczył się na tzw. 'krzyż'; gdy jeden z ginie, drugi miał odebrać ubezpieczenie).

Narasta też problem identyfikacji, bo kim on właściwie jest?

Takie pytanie pojawia się co i rusz. Mecenas, który zajmuje się sprawą rajdowca, z każdą chwilą zadziwiony jest jak precedensowa trafiła mu się sprawa: "czy pan jest zupełnie pewien, że pan jest Ryszardem, a nie już Tomem?" [czyli bratem, bo jak wcześniej mówił Fox - z nich dwóch zrobiono jednego - red.]. Adwokat robi swój własny research wśród rzeczoznawców, psychoterapeutów, w firmie. Efekt? Nie udało mu się ustalić czy jego klient żyje, czy też nie, czy pod względem prawnym nadal jest Ryszardem, bo może już dawno nie. Co, jeśli częściowo jest już ojcem [dzieci brata], a częściowo nawet szwagrem!? Po kolejnych zaś operacjach w grę wchodzi też jeszcze identyfikacja z kobietą, i z psem, Foxx w pewnym momencie zaczyna nawet szczekać...

- Kim on jest? - mówi mecenas. - Nie mogę przecież w sądzie reprezentować przekładańca!

- Czemu nie? - odpowiada psychoterapeuta Foxa - inne czasy, inne obyczaje...

Może nereczka?

Obiekcji nie ma pozwana firma, która zmienia strategię obrony, to ona zaczyna atakować i twardo żąda "praw własności do samozwańczego zespołu protez podającego się za Mr Johnesa, Mr Johnesa bowiem już dawno nie ma, jego kawałki zostały już dawno na różnych autostradach...".

Te informacje to żaden spoiler, ich świadomość w żaden sposób nie niszczy niespodzianki i przyjemności ze spektaklu. Kolejne surrealistyczne wątki dochodzą tu w ekspresowym tempie, widz przyswaja kolejne nowinki, próbując się rozeznać w coraz bardziej zapętlającej się rzeczywistości. Tak naprawdę liczy się klimat przedstawienia, miks komizmu, koszmaru i uniwersalnej prawdy o człowieku.

Bo choć na scenie oglądamy przerażający kombinat zajmujący się - w myśl rzekomo humanitarnych idei - odtwarzaniem człowieka, pojawiają się więc i stosowne rekwizyty ("może nereczka? a może elektroniczna wątróbka?"); choć w finalnej scenie widzimy w pewnym sensie tegoż człowieka tylko szczątek (posztukowany jest z różnych kawałków) - to ostatecznie tak naprawdę, spektakl mówi o... człowieczeństwie. Paradoksalnie dopiero w tej - pokawałkowanej wersji (co Jarmoszuk kapitalnie pokazuje gestem, miną, głosem) Fox jest bardziej człowiekiem niż wcześniej. W niczym nie przypomina siebie z początku spektaklu i dobrych układów z Cybernetiksem. Wtedy zblazowany, upojony sławą młody rajdowiec jest cyniczny, lekko traktuje nawet śmierć brata. Liczy się tylko to, by po kolejnych operacjach znów móc jeździć.

Kilkadziesiąt operacji i kłopotów prawnych później - jest już tylko posztukowanym kimś, komu protezy i przeszczepy odmawiają posłuszeństwa. Ale też, co ciekawe, w takiej szczątkowej wersji wydaje się być bardziej ludzki niż wcześniej. Jak gdyby degradacja fizyczna uczłowieczała osobnika wcześniej wyprawnego z emocji.

Tłum na ścianach

Bohaterowie spektaklu to specyficzne bestiarium (w wariancie fiction), zarówno ze względu na kostiumy i irytujące z początku maski, jak i rekwizyty. Chirurg (Jacek Dojlidko) ze swoją zadziwiającą logiką, przypomina rzeźnika otoczonego różnymi organami i manekinami. Dziwaczny terapeuta (Krzysztof Bitdorf). Cyniczny prawnik Cybernetiksu z kasą fiskalną w ręce (Błażej Piotrowski). Pastor po operacji piszczący kobiecym głosem: "Przecież tak nie mogę wygłaszać kazań!".

Drugi mecenas, wynajęty przez Foksa (Wiesław Czołpiński) wydaje się być z zupełnie innego bieguna - jest nieco oldskulowy, anachroniczny, trudno mu zrozumieć sytuację, z którą przyszło mu się zmierzyć.

Jest i kolejny bohater, który pozostałym czasem kradnie show - to scenografia Marka Brauna (wraz z multimediami Wojciecha Kapeli). Znajdujemy się w wypreparowanej przestrzeni, która poprzez rozmaite projekcje poszerza scenę. Na ścianach - ekrany z nieustannie wyświetlającymi się kadrami: komputerowe ciągi cyfr, filmy z wypadków, hologramy. Gdy mecenas udaje się do firmy Cybernetix - korytarz, którym idzie, zdaje się rozciągać w nieskończoność. W gabinecie, terapeuta opisując postać pacjenta - przesuwa dłońmi obrazy jak w filmach science-fiction. W sali sądowej, do której w końcu wszyscy trafiają, sędzia bynajmniej nie ma typowej ludzkiej postaci, zaś tłum przyglądający się rozprawie i szemrzący między sobą - sprawia wrażenie jakby się rozpychał z każdej strony sali - na ścianie. To robi wrażenie, podkreśla trochę upiorny, przerysowany klimat świata, w którym nie chciałoby się przebywać.

Czarny humor

Podobnie jak oprawa wizualna, tak i świetna, jazzowa muzyka buduje nastrój tego spektaklu. Podkreśla niektóre sceny, tworzy klimat filmów noir sprzed lat. Ten wrażeniowy kontrast: scenografia nowoczesna, muzyka już mniej nowoczesna (bo dobry jazz w dawnym stylu) - zupełnie nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Powstał ciekawy mariaż oldskulowego kryminału, egzystencjalnej filozofii Lema, postnowoczesności i czarnego humoru.

Choć śmiać się w sumie nie ma z czego - niewykluczone, że jeszcze przed nami czasy, w których normą stanie się język: aktywa cielesne, cielesne ruchomości zainwestowane w innych nabywców, całość elektroniczna przystosowana do życia...

****

Najbliższe spektakle "Czy pan istnieje Mr Johnes?": w sobotę i niedzielę (13-14.12) o godz. 18

W spektaklu występują: Michał Jarmoszuk, Wiesław Czołpiński, Jacek Dojlidko, Krzysztof Bitdorf, Alicja bach, Magdalena Czajkowska, Alicja Grzeszczyk, Grażyna Kozłowska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji