Artykuły

One dwie, jedna teatralna droga

- Jesteśmy te od Warlikowskiego i Jarzyny, od ról ciężkich i płaczących. Marzę o tym, żeby widzowie przyszli teraz do teatru i powiedzieli: "O, ta Cielecka to potrafi być nawet zabawna" - mówi Magdalena Cielecka. Razem z Mają Ostaszewską zagrają w farsie "Upadłe anioły". Premiera w przyszłym tygodniu w Och-Teatrze.

Ich nazwiska wymienia się zawsze jednym tchem. Obie po krakowskiej szkole teatralnej trafiły do Warszawy, współtworzyły Teatr Rozmaitości Grzegorza Jarzyny, a potem Nowy Teatr Krzysztofa Warlikowskiego. Niezwykle silne osobowości aktorskie, bezkompromisowe, wciąż szukające dla siebie wyzwań w tym zawodzie, tym razem zagrają... w farsie. Zobaczymy je w "Upadłych aniołach" Noëla Cowarda w reżyserii Krystyny Jandy w Och-Teatrze.

Rozmowa z Magdaleną Cielecką i Mają Ostaszewską

Dorota Wyżyńska: Kiedy zobaczyłam wasze nazwiska razem na afiszu, natychmiast przypomniał mi się "Magnetyzm serca" Grzegorza Jarzyny w Teatrze Rozmaitości - wasz pierwszy wspólny spektakl w Warszawie.

Magdalena Cielecka: Skojarzenie bardzo naturalne. Wtedy grałyśmy w sztuce Fredry, a tu mamy brytyjską farsę kostiumową rozgrywającą się w latach 20. ubiegłego wieku. Inny teatr robi Grzegorz Jarzyna, inny Krystyna Janda. Ale same się śmiejemy, że to powrót do naszych początków, pewien cytat z tamtego przedstawienia. Pani Krystyna nie bez powodu obsadziła nas teraz razem. Spotykamy się po latach w podobnym układzie: dwie kobiety, które mają rozterki miłosne, zaczynają walczyć ze sobą, są o siebie zazdrosne, a tak naprawdę nie mogą bez siebie żyć. Wtedy fredrowskie panny, dziś mężatki.

Wasze nazwiska zwykle wymienia się jednym tchem. Bywały nawet sytuacje, że Magda wchodziła w nagłe zastępstwo za Maję, np. w "Bziku tropikalnym" czy "Krumie".

M.C.: Co ciekawe, Maja nigdy nie zrobiła zastępstwa za mnie.

Bo Magda gra, nawet gdy ma rękę w gipsie.

Maja Ostaszewska: Magda zastępowała mnie, kiedy byłam w ciąży. Ja nie miałam okazji wejść za Magdę, zresztą nie cierpię robić zastępstw. Lubię mieć poczucie współtworzenia spektaklu od początku.

M.C.: W "Upadłych aniołach" wreszcie możemy zagrać razem, bo w naszym Nowym Teatrze niespecjalnie mamy okazję się ze sobą spotkać na scenie.

M.O.: Występujemy w tych samych przedstawieniach Krzysztofa Warlikowskiego, ale właściwie mijamy się na scenie. Krzysztof tworzy spektakle patchworkowe, wielowątkowe. My zawsze gramy w różnych wątkach. Nasz teatralny czas w Nowym to wspólna garderoba.

Nieczęsto macie okazję grać w repertuarze komediowym. W Nowym Teatrze najbliższa premiera to "W poszukiwaniu straconego czasu" według Prousta.

M.C.: "Upadłe anioły" to przyjemna odskocznia, ale też wymagająca od nas potężnej pracy. Musimy dogrzebać się w sobie zupełnie innych pokładów i aktorskich umiejętności. Każdy aktor powinien co jakiś czas poszukiwać nowych środków wyrazu, a nie odcinać kupony od tego, z czego jest znany. W teatrze u Krzysztofa robimy przedstawienia, które są bardzo wymagające dla aktorów i dla widzów. Śmiejemy się, że tym razem wreszcie będzie krótko, szybko, głośno i nieskomplikowanie. To spektakl - w dobrym znaczeniu tego słowa - dla każdego, relaksacyjny.

M.O.: Obie od lat byłyśmy bardzo ciekawe pracy z Krystyną Jandą. Wspaniale było spotkać się przy tak miłym przedsięwzięciu. Czułyśmy też, że po latach poważnego repertuaru dobrze jest złapać dystans do siebie. To takie odświeżające. Nigdy nie grałam w farsie, więc ta forma to również wyzwanie. Ale to doświadczenie traktuję przede wszystkim jako żart na własny temat.

Krystyna Janda mówi, że wasz brak doświadczenia farsowego jest tylko zaletą.

M.C.: Nagle okazuje się, że po 20 latach w zawodzie nie umiesz czegoś zrobić na scenie. Niby wiesz, wydaje się, że to łatwe, ale nie wychodzi. Rany, jak to, nie mam tego "pod palcem"? Wydawało mi się, że już wszystko mogę na scenie. A poza tym - co dla mnie bardzo ważne - wychodzisz do nieco innej publiczności. Jesteśmy te od Warlikowskiego i Jarzyny, od ról ciężkich i płaczących. Dobrze jest zrobić widzom psikusa, pokazać się od innej strony i zrobić to - mam nadzieję, że się uda - z dystansem do siebie. Marzę o tym, żeby widzowie przyszli na "Upadłe anioły" i powiedzieli: "O, ta Cielecka to potrafi być nawet zabawna".

Poznałyście się na studiach w krakowskiej PWST.

M.O.: Tak i rzeczywiście ciekawe są te nasze równoległe drogi. Czasem aż zabawne, jak to się układa. Już na samym początku Magda zagrała siostrę zakonną w "Pokuszeniu", w kolejnym sezonie ja - zakonnicę w spektaklu "Prymas - trzy lata z tysiąca". Obie zaczynałyśmy w Starym Teatrze, w tym samym czasie zaistniałyśmy w kinie, potem porzuciłyśmy Kraków, żeby tworzyć Rozmaitości z Grzegorzem Jarzyną, i obie przeszłyśmy do Nowego Krzysztofa Warlikowskiego. Każda prowadzi swoją karierę świadomie i choć przecież bardzo różnimy się od siebie, gramy w różnych filmach, te drogi przez 20 lat przecinają się ze sobą. Poza tym udaje nam się przyjaźnić.

No właśnie - czy w tym zawodzie można się przyjaźnić? Nie jest tak, że jednak podświadomie się ze sobą rywalizuje, porównuje role?

M.C.: Oczywiście, że rywalizacja jest wpisana w ten zawód. Ale wyobrażam sobie, że np. dwie lekarki, które się przyjaźnią, też ze sobą rywalizują. U aktorek, które są wystawione ciągle na ocenę innych, na pewno się to nasila, ale nie przeszkadza w przyjaźni. Zdarzało się, że miesiącami nie miałyśmy ze sobą kontaktu, a potem przychodził czas bardzo intensywnych spotkań. Często dzwonimy do siebie, wspieramy się. Jesteśmy świadkami - jedna drugiej - wzlotów i upadków życiowych. Dużo o sobie wiemy, co w pracy pomaga, bo nie ma bariery wstydu, niepewności, czy można drugiej osobie powiedzieć coś szczerze. Gramy przecież do jednej bramki. O tym też jest ta sztuka. Nasze bohaterki cały czas ze sobą rywalizują, są o siebie zazdrosne, ale nie potrafią bez siebie żyć, uwielbiają się. Spędzają ze sobą mnóstwo czasu, jedna patrzy na drugą, jak jest ubrana, która bardziej podoba się mężczyznom.

M.O.: Bardzo sobie cenię szczerość w pracy, mówienie wprost, co trzeba poprawić, zmienić, a nie owijanie w bawełnę. Ludzie, którzy się dobrze znają, mogą sobie na to pozwolić.

Obie po szkole teatralnej wpadłyście w wir Warszawy. Magda opowiadała mi kiedyś, że bardzo długo trzymała się Krakowa, a takim symbolicznym momentem było obcięcie włosów na planie "Egoistów" u Mariusza Trelińskiego, który powiedział ponoć wtedy: "Razem z włosami obcięłaś Kraków".

M.C.: I tak rodzą się legendy.

M.O.: Kraków zawsze będzie mi bliski. Tam się urodziłam, uczyłam, tam stawiałam pierwsze kroki w zawodzie, moim nauczycielem i mistrzem był Krystian Lupa. Dla mnie dodatkowo to miasto rodzinne: z Krakowa miałam dziadków, w Krakowie mieszkają moi rodzice. Ale całe moje prawdziwe dorosłe życie toczy się tutaj. Tu mam swój dom i pracę.

M.C.: Mało kto wie, że w Krakowie zaczynałam swoją drogę teatralną właśnie od farsy. Na trzecim roku studiów dostałam propozycję, żeby w Teatrze Maszkaron, nieistniejącym już dziś, wystąpić w "Porwaniu Sabinek". To było jedno z moich pierwszych doświadczeń scenicznych, pierwsze zderzenie z publicznością. Grałam w farsie przez cztery, pięć sezonów, choć czułam już, że nie będzie to moja droga teatralna. Wtedy poznałam Grzegorza Jarzynę.

M.O.: Miałyśmy bardzo dużo szczęścia, że pojawiłyśmy się w Warszawie w momencie, kiedy tworzył się teatr Jarzyny. Czuliśmy, że współtworzymy to miejsce, ale też oswajamy przestrzeń Warszawy. Mieliśmy w sobie tyle radości, tyle młodzieńczej, dziecięcej bezczelności, ale takiej pozytywnej, która sprawiała, że niczego się nie wstydziliśmy, nie baliśmy. Byliśmy uczniami Lupy, wielbiliśmy go, ale to był moment, kiedy poczuliśmy, że chcemy robić coś swojego, mówić własnym językiem. Mieliśmy poczucie, że odkrywamy jakieś nowe rejony. Najpierw z Jarzyną w Teatrze Rozmaitości, teraz z Warlikowskim w Nowym Teatrze.

Jesteście dowodem na to, że można zaistnieć w tym zawodzie dzięki teatrowi. I wciąż, choć gracie też sporo w filmach, przede wszystkim kojarzone jesteście z teatrem.

M.O.: Teatr jest bazą. Niektórzy aktorzy grają tylko w filmach. Ja sobie tego nie wyobrażam, dla mnie teatr jest gniazdem, źródłem. Kocham kino, czekam na ciekawe propozycje filmowe, ale nie wyobrażam sobie uprawiania tego zawodu bez teatru. Mam poczucie, że to tu najwięcej eksperymentujemy, rozwijamy się. Bardzo ważny jest dla mnie też żywy kontakt z publicznością.

M.C.: Chciałam wrócić do tego, co powiedziała Maja. Miałyśmy szczęście, że w odpowiednim momencie trafiłyśmy do Grzegorza Jarzyny i Krzysztofa Warlikowskiego. Gdybyśmy po studiach dostały etaty w jednym z teatrów i grały tam mniejsze lub większe role, raz gorzej, raz lepiej, nikt by się o nas nie zająknął. A tak byłyśmy częścią wielkich spektakli wielkich reżyserów.

Wspominacie czasem próby "Magnetyzmu serca"?

M.C.: Pamiętam moment, kiedy Grzegorz postanowił zamienić nas rolami. Na początku miałyśmy grać odwrotnie, według prostej zasady: ja, blondynka - Anielę, Maja, brunetka - Klarę. Przy którymś czytaniu Grzesiek zaproponował, żebyśmy na chwilę przeczytały kwestie odwrotnie. I zadziałało natychmiast. W "Upadłych aniołach" podział ról jest podobny. Moja postać to taka Klara po latach, Maja znów ma charakter Anieli.

M.O.: To był cudowny czas, choć warunki były bardzo skromne.

M.C.: Skromne? Spartańskie.

M.O.: Próbowaliśmy w jakichś piwnicach, z wypiekami na twarzy. Pamiętam tę radość dobierania się do klasycznego tekstu Fredry, łamania klasycznego grania. Uwielbialiśmy tamten spektakl. Kiedy graliśmy go ostatni raz, wszyscy płakaliśmy. Były zakusy, żeby wznowić "Magnetyzm..." albo chociaż zarejestrować. Teraz już na to za późno. Nie zagramy już takich pannic. Magnetyzm zostawiamy młodszym koleżankom, a my upadniemy jako dojrzalsze anioły Cowarda.

"Upadłe anioły" Noëla Cowarda, przekład: Elżbieta Woźniak, reżyseria: Krystyna Janda, scenografia: Maciej M. Putowski, kostiumy: Tomasz Ossoliński, światło: Katarzyna Łuszczyk, konsultacja muzyczna: Janusz Bogacki. Występują: Magdalena Cielecka, Marta Chyczewska, Maja Ostaszewska, Tomasz Drabek, Wojciech Kalarus, Cezary Kosiński / Maciej Wierzbicki.

Premiera 17 grudnia o godz. 20 w Och-Teatrze (ul. Grójecka 65), następne spektakle: 19-20 grudnia oraz 5-11 stycznia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji