Artykuły

Teatr - medium historii lokalnych

Lokalność to coraz częściej istotny element w tworzeniu relacji z publicznością na Górnym Śląsku. Teatry chętnie wykorzystują narracje odwołujące się do przeszłości miejsca i kulturowej tożsamości jego mieszkańców w celu zbudowania wspólnotowych narracji, zrewidowania stereotypów i dominujących wersji historii, czy przyjrzenia się współczesnym problemom ekonomicznym i społecznym - pisze Aneta Głowacka w Śląsku.

Tym samym - podobnie jak kiedyś ośrodki w Legnicy, Wałbrzychu czy Gdańsku - dążą do wykreowania teatru jako medium historii lokalnych. Powstające w nich przedstawienia podejmują wątki dotyczące nie tylko specyfiki konkretnego miejsca, ale również całej śląskiej aglomeracji (krytyka patriarchatu w spektaklu "Koń, kobieta i kanarek" w reżyserii Remigiusza Brzyka z Teatru Zagłębia w Sosnowcu, 2014), przywołują historie dotyczące zarówno przeszłości miasta, jak i śląsko-zagłębiowskich animozji ("Korzeniec" w reżyserii Remigiusza Brzyka, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 2012 i zrealizowane w tym samym teatrze "Czerwone Zagłębie" w reżyserii Aleksandry Popławskiej i Marka Kality, 2014), albo podejmują temat niełatwej dwudziestowiecznej historii regionu i etnicznych napięć wynikających z różnic kulturowych i historycznych doświadczeń ("Piąta strona świata" w reżyserii Roberta Talarczyka z Teatru Śląskiego im. S. Wyspiańskiego, 2013, czy kontrowersyjna "Miłość w Königshutte" Ingmara Villqista z Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, 2012).

Jeszcze kilka lat temu pomysł wystawienia sztuki o tematyce śląskiej w publicznym teatrze wydawał się niedorzeczny. Nie przypadkiem "Cholonek" [na zdjęciu] (w reżyserii Roberta Talarczyka i Mirosława Neinerta, 2004), pierwszy spektakl, który na szerszą skalę podjął temat kulturowej odmienności Ślązaków, a dziś uchodzi za przedstawienie kultowe, powstał w prywatnym Teatrze Korez w Katowicach. Dyrektorzy odżegnywali się od tej inicjatywy, swoją decyzję tłumacząc brakiem wystarczająco dobrych tekstów dramatycznych, które w niebanalny sposób, odbiegający od stereotypów i uproszczeń, przedzierałyby się przez historyczną, społeczną i polityczną specyfikę regionu. Te diagnozy potwierdził "Polterabend" Stanisława Mutza (2008), wyreżyserowany przez Tadeusza Bradeckiego w Teatrze Śląskim, drugi, po "Cholonku", śląski spektakl i, niestety, wobec niego epigoński. Nawet ówczesny publicysta "Dziennika Zachodniego", Michał Smolorz, znany orędownik twórczości teatralnej w gwarze, krytykował go za uproszczenia i schematyczne potraktowanie losów rodziny Jorga i Berty.

Wydawało się więc, że o ile skomplikowana kulturowa przeszłość miejsca i bagaż współczesnych doświadczeń mogą być interesujące dla twórców i widzów w Legnicy czy w Wałbrzychu, których teatry na tym fundamencie zbudowały swój sukces, o tyle portrecistą Górnego Śląska na zawsze pozostanie Kazimierz Kutz i jego nostalgiczno-mityczne filmowe obrazy, Lech Majewski jako twórca słynnego "Angelusa" (2001) oraz sportretowani w tym filmie, prezentujący śląską rzeczywistość w groteskowym odkrzywieniu malarze prymitywiści z Grupy Janowskiej.

Dyrektorzy teatrów tłumaczyli się brakiem atrakcyjnych literacko tekstów, ale - trzeba dodać - żaden z nich nie zamówił sztuki o tematyce śląskiej ani nie ogłosił stosownego konkursu, chociaż były takie plany. Nie bez znaczenia było zapewne myślenie, że jeżeli utwór ma dotyczyć regionu, to musi być napisany gwarą, co w oczywisty sposób redukowało grono potencjalnych autorów. Poza tym wydawało się, że kluczowe tematy, a te wiązano przede wszystkim z dwudziestowieczną historią Śląska, już zostały wyeksploatowane w filmie. Trudno więc będzie powiedzieć cokolwiek nowego o powstaniach śląskich, tragicznych losach Ślązaków podczas drugiej wojny światowej i po jej zakończeniu, czy o konsekwencjach trudnych polsko-śląskich relacji. Być może drzwi teatrów przed lokalnością zamykało również utożsamienie śląskiej tematyki z plebejskim wymiarem tej kultury - "Pozłacany warkocz" Katarzyny Gaertner (1980), pierwsze widowisko słowno-muzyczne napisane gwarą i wystawione na scenie, sięgał właśnie do tego ludowego rezerwuaru. Wreszcie, coraz bardziej aktywna działalność Ruchu Autonomii Śląska mogła rodzić obawy uwikłania teatru w lokalną politykę, co -jak pokazała medialna i polityczna kariera "Miłości w Königshutte" - nie było, nawet jeśli z innych powodów, nieuzasadnione.

Niedobór śląskich autorów i sztuk miał zmienić ogłoszony po raz pierwszy w 2011 r. na łamach "Gazety Wyborczej" konkurs na napisanie jednoaktówki po śląsku. Jego pomysłodawcą był pochodzący z Chorzowa dramatopisarz Ingmar Villqist. Podczas pierwszej edycji spłynęło stosunkowo dużo, bo blisko czterdzieści prac o bardzo różnej tematyce, jakkolwiek przede wszystkim dotyczącej codzienności współczesnego mieszkańca tej części Polski i dylematów wynikających z tradycyjnie rozumianej śląskiej tożsamości (m.in. problem zaakceptowania w konserwatywnej rodzinie Wietnamczyka czy konieczność uporania się z przeszłością reprezentowaną przez wujka, który był w Wehrmachcie). Konkurs zakończył się czytaniem w Teatrze Korez nagrodzonych sztuk. W kolejnych latach był kontynuowany, jakkolwiek nie przyniósł spektakularnych dramatopisarskich odkryć, nie udało się również zaistnieć tym tekstom na scenach lokalnych teatrów. Z dzisiejszej perspektywy inicjatywa Villqista, jakkolwiek warta podtrzymania, nie wydaje się już tak wyjątkowa. W ostatnim czasie nastąpił bowiem wysyp spektakli eksplorujących lokalne tematy.

W repertuarze niemalże każdego tutejszego teatru można znaleźć spektakl, który odwołuje się do lokalnej historii, miejskiej legendy albo podejmuje próbę zdiagnozowania rzeczywistości mieszkańców. W niektórych przypadkach tytuł z lokalnością w tle pojawia się incydentalnie, jako wyraz chwilowej mody, próba zróżnicowania repertuaru albo owoc obliczonej na szybki efekt, co nie znaczy, że zawsze skutecznej, strategii marketingowej. W innych - jako wyraz świadomie prowadzonej polityki repertuarowej, która w mentalności mieszkańców ma związać teatr z miejscem funkcjonowania, uczynić go depozytariuszem zbiorowej pamięci i platformą dyskusji o współczesności.

Wydaje się, że w tym kierunku dążył Teatr Polski w Bielsku-Białej za dyrekcji Roberta Talarczyka (2005-2013), który oprócz lekkiego, komediowego repertuaru skierowanego do mniej wymagającego widza, proponował również spektakle osadzone w historii miasta i problematyzujące jego wielokulturową, chociaż nie zawsze chlubną przeszłość, jak "Żyd" Artura Pałygi (reż. Robert Talarczyk, 2008) albo odnosząca się do współczesnych wydarzeń, napisana przez tego samego autora, "Bitwa o Nangar Khel" (reż. Łukasz Witt-Michałowski, 2011). Nastawienie dyrekcji na lokalny kontekst przyczyniło się zresztą do rozpoczęcia współpracy Pałygi z teatrem, dla którego napisał swój pierwszy tekst dramatyczny, odwołujący się do historii Bielska "Testament Teodora Sixta" (2006). Najbardziej spektakularnym - przede wszystkim ze względów medialnych (o recepcji spektaklu pisały nawet ogólnopolskie media) - tytułem w okresie dyrekcji Talarczyka była niewątpliwie "Miłość w Königshutte" w reżyserii Ingmara Villqista. Spektakl, w dość uproszczony sposób podejmujący temat tragicznej przeszłości Śląska i ciemnych kart z historii polsko-śląskich relacji, niespodziewanie stał się medium wyzwalającym mówienie o traumatycznej przeszłości, od lat dostępnej w opracowaniach historycznych, jednak - jak się okazało - nieobecnej w codziennej rozmowie. Okazał się również doskonałym przykładem na przechwytywanie sztuki przez politykę, która natychmiast kanalizuje społeczne emocje.

Od zeszłego roku Talarczyk jest dyrektorem Teatru Śląskiego w Katowicach, któremu również próbuje nadać wyrazisty, naznaczony lokalnością rys. W rozmowie dla miesięcznika "Śląsk", przeprowadzonej tuż po otrzymaniu dyrektorskiej nominacji, reżyser jako główny mianownik programu artystycznego katowickiego teatru wskazywał na regionalizm. Sugerował jednak, że będzie on wykraczał poza tradycję, kulturę i historię Górnego Śląska, ponieważ teatr znajduje się w stolicy województwa, które składa się z obszarów należących kiedyś do trzech różnych jednostek administracyjnych. Siłą rzeczy pamięć i przeszłość ich mieszkańców różni się więc od doświadczeń rdzennych Ślązaków.

Tak pojęta misja teatru znalazła odzwierciedlenie w dwóch projektach realizowanych przez teatr od zeszłego sezonu artystycznego. Pierwszy z nich to Puder i pył, cykl spotkań z artystami i specjalistami z różnych dziedzin sztuki i humanistyki, dyskutujących o istotnych zjawiskach artystycznych i społecznych związanych z regionem, zarówno w perspektywie historycznej, jak i współcześnie. Drugi projekt to pomysł realizacji spektakli, eksplorujących śląskie tematy, prezentowanych w ramach cyklu "Śląsk święty/Śląsk przeklęty". Dotychczas powstały dwa przedstawienia: "Skazany na bluesa" - opowieść o legendarnym frontmanie zespołu Dżem w reżyserii Arkadiusza Jakubika, który bardziej sprawdził się jako koncert aniżeli spektakl oraz wyreżyserowany przez Waldemara Patlewicza na podstawie tekstu Jakuba Roszkowskiego "W popielniczce diament" - fantazja na temat Zbigniewa Cybulskiego (przez krótki czas mieszkającego w Katowicach). W listopadzie odbędzie się premiera "Morfiny" Szczepana Twardocha w reżyserii Eweliny Marciniak, w przekorny sposób zajmująca się śląską tożsamością, a w planach jest realizacja utrwalającego mitologię miejsca "Czarnego Ogrodu" Małgorzaty Szejnert. Nie można również pominąć "Piątej strony świata" (2012) na podstawie książki Kazimierza Kutza, którą Talarczyk przygotował w Teatrze Śląskim zanim został jego dyrektorem. Przedstawienie można więc uznać za zapowiedź polityki repertuarowej realizowanej dzisiaj, której główny trzon stanowią śląskie narracje, utrzymane w nostalgiczno-sentymentalnym tonie. Z tego zestawu wyłamuje się ostatnia premiera, "Dubbing Street" Petra Zelenki w reżyserii Talarczyka, która - zgodnie z zapowiedzią sprzed roku - wyszła poza mitologiczną śląską swojskość. Akcja spektaklu dzieje się bowiem współcześnie u naszych południowych sąsiadów.

W nieco odmienny sposób do tworzenia świadomości miejsca i budowania zbiorowej tożsamości podchodzi trzeci z teatrów - Teatr Zagłębia w Sosnowcu, od 2011 r. prowadzony przez Dorotę Ignatjew i Zbigniewa Leraczyka. Ten rok oznacza przede wszystkim zmianę jakościową proponowanych w Sosnowcu spektakli. Tradycyjnie wystawianą klasykę, spektakle komediowe, farsy i lektury szkolne, zastąpiły przedstawienia odwołujące się do doświadczeń, pamięci i świadomości współczesnych mieszkańców. Teatr z jednej strony proponuje krytyczny namysł nad współczesnością - spektakl "Między nami dobrze jest" (2011) na podstawie tekstu Doroty Masłowskiej w reżyserii Piotra Ratajczaka rysował obraz współczesnego społeczeństwa, cechującego się rosnącym rozwarstwieniem ekonomicznym i kulturowymi podziałami, widocznymi zwłaszcza w mniejszych ośrodkach, z drugiej - spektakle tworzące mitologię miejsca, odwołujące się do jego historycznych początków, kluczowych wydarzeń i szczególnych postaci. "Korzeniec" (2012) w reżyserii Remigiusza Brzyka na podstawie historyczno-obyczajowej powieści Zbigniewa Białasa - największy do tej pory sukces artystyczny teatru, doceniony na wielu festiwalach - sięga do czasów, gdy miasto nazywało się jeszcze Sosnowice.

W historii z początków ubiegłego wieku zakorzeniony jest również najnowszy spektakl sosnowieckiego teatru, "Czerwone Zagłębie" na podstawie dramatu Jarosława Jakubowskiego. Twórcy przedstawienia prowadzą nić narracji od rewolucji 1905 r. aż do czasów współczesnych, mocując ją o tzw. "miejsca pamięci": obrosłe legendą spotkanie Piłsudskiego ze Stalinem, nieudany zamach na Gierka, wreszcie wprowadzają na scenę samego pierwszego sekretarza, który poza Janem Kiepurą jest najbardziej znaną postacią urodzoną w Sosnowcu. Stosunek do miasta i jego przeszłości nie jest w tych spektaklach tak apologetyczny jak w śląskich przedstawieniach. W sekwencje nostalgicznych obrazów zostają wplecione portrety krytyczne, a przeszłość okazuje się tak samo ważna jak współczesne doświadczenia.

Pisząc o przedstawieniach osadzonych w lokalności, na koniec nie można nie wspomnieć o spektaklu, który powstał poza teatrem instytucjonalnym, w Zabytkowej Kopalni Guido w Zabrzu. "Synek" (2013) - w reżyserii Macieja Podstawnego na podstawie tekstów Marcina Gawła, Zbigniewa Stryja i Zbigniewa Kadłubka - został pomyślany jako kompilacja monodramu, perfomansu i instalacji, w której Bohater (grany przez Marcina Gawła), przedzierając się przez rozmaite stereotypy i wspomnienia, próbuje zdefiniować tożsamość współczesnego Ślązaka. Ten zaś jedną nogą zakorzeniony jest w tradycji, drugą - funkcjonuje w ponowoczesnym świecie ze świadomością, że dawny Śląsk bezpowrotnie odchodzi w przeszłość. Spektakl, chociaż grany rzadko, cieszy się dużą popularnością i zdaje się idealnie wpisywać w oczekiwania widzów. Lokalność jako temat spektakli okazuje się niewyczerpanym źródłem inspiracji i rezerwuarem tematów do przepracowania, co teatry na Śląsku od jakiegoś czasu zaczęły wreszcie dostrzegać.

***

Tekst jest zmodyfikowaną wersją referatu wygłoszonego podczas Międzynarodowej konferencji naukowej " Teatr historii lokalnych w Europie Środkowej", która odbyła się na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach 24 i 25 września 2014 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji