Artykuły

Piana pod flagą polsko-ukraińską

"Szczury" w reż. Mai Kleczewskiej, koprodukcja Teatru Powszechnego w Warszwie i Teatru Łaźnia Nowa w Kraowie, na Festiwalu Boska Komedia. Pisze Łukasz Badula w portalu kulturaonline.pl

Leciwa sztuka noblisty okazją do brutalnej rozprawy z współczesną nienawiścią i obłudą. Maszyneria Mai Kleczewskiej pracuje na pełnych obrotach.

Nikt stąd nie wyjdzie żywy. Albo suchy. Lub ubrany. Z teatrem Mai Kleczewskiej jest jak z objazdowym panoptikum. Odrzuca na samą myśl, a jednak się przychodzi, ogląda, przeżywa. I to w sporym tłumie. Z oficjalnej premiery "Szczurów" na festiwalu Boska Komedia, wiele osób musiało odejść z kwitkiem. Na drugim pokazie, ktoś natomiast demonstracyjnie opuścił widownię w połowie sztuki. Kleczewska dzieli, Kleczewska rządzi? Bez wątpienia reżyserce udało się wypracować własny, niepowtarzalny styl dewastowania psychiki widzów. W "Szczurach" funkcjonuje on jak dobrze naoliwiona maszyneria. Kłopot leży chyba w ustawieniach jej mechanizmów. Tym, gdzie reżyserka wygasza, a gdzie dodaje do pieca. Bo jeśli chodzi o "Szczury", żar z rozgrzanego (i ciężarnego) brzucha zbyt mocno bucha.

Noblista (p)omijany

Decyzja, by wystawić akurat ten dramat Gerharta Hauptmanna nie jest przypadkowa. To jedno z tych dzieł niemieckiego noblisty, które nad Wisłą omijano dotąd szerokim łukiem. Dlaczego? Zapewne nie z powodów artystycznych, gdyż "Szczury" uchodzą za dzieło wybitne. Być może problematyczna okazała się brutalna szarpanina bohaterów o nowonarodzone dziecię, a także fakt, iż w centrum awantury znajduje się służąca polskiego pochodzenia. Kobieta upokorzona podwójnie; przez sytuację bytową i narodowość. Jeśli wierzyć monografom twórczości Hauptmanna, kreśląc polskie postaci, potrafił utrwalać negatywne stereotypy.

Stereotypowy wizerunek jednej z bohaterek, rzecz jasna nie jest w stanie osłabić oddziaływania samej sztuki. Późniejsi adaptatorzy w tym zakresie nie trzymali się zresztą kurczowo pierwowzoru. I tak ekranizacja z 1955 roku portretowała służącą jako kobietę z Niemiec Wschodnich. Kleczewska postępuje podobnie. Procesy wykluczenia, pogardy, instrumentalizacji rozpisuje na stosunki polsko- ukraińskie. Czyli Wołyń, Majdan, ale i nagie piersi Femenu.

Ciąża niedonoszona

Paulina Piperkacka z oryginału jest zatem Poliną z Ukrainy, szukającą ratunku w domu zamożnego artysty. Pierwsze minuty spektaklu to chyba najbardziej wstrząsający fragment całej inscenizacji. Mentalna tortura ciężarnej postaci i zarazem psychiczna katorga dla publiczności. Widz staje się bowiem uczestnikiem okrutnej gry między małżeńską parą, której pionkiem jest zagubiona przybyszka ze Wschodu. Padają słowa o cywilizowanej Polsce i barbarzyńskiej Ukrainie (gdzie z dzieckiem można iść tylko nad rzekę lub na barykady). Państwo artyści wobec spanikowanej, ciężarnej kobiety mają określone plany. Przede wszystkim jednak przypominają Ukraince, gdzie jej miejsce (przy czyszczonym dywanie).

To zawiązanie akcji inicjuje u Hauptmanna bezpardonową walkę o dziecko (a właściwie - dzieci, bo w tle jest widmo zmarłego Adasia), zwieńczoną paroksyzmem zbrodni oraz samobójstwa. Kleczewską nie interesuje jednak odtworzenie ciągu przyczynowo- skutkowego tragedii. Tu istotne są te elementy, które demaskują społeczeństwo ogarnięte manią posiadania i oparte na wyzysku. Stąd w nowych "Szczurach" dyskusyjna wolta, gdy otoczenie "kidnaperów" nagle staje się rewią zmanierowanych celebrytów.

Warszawka nie da się lubić

Cele obrane przez Kleczewską są w tym wypadku łatwe do zidentyfikowania. Megalomańskie przemowy wskazują m.in. na Michała Żebrowskiego i Joannę Szczepkowską. Zabieg rodem z połajanek Strzępki i Demirskiego (którzy swego czasu obśmiali Warlikowskiego). Besztanie Warszawki (każdy kto tam został, nic nie osiągnął), przywoływanie kariery Barbary Kurdej- Szatan (z reklamy do teatru), epizod człowieczka od spotu "Rolnik szuka dyni", wreszcie anegdota o dupie udającej gębę - łatwo w tym kabareciarko- konferansjerskim sosie zgubić wątek. Rozprawa Kleczewskiej ze środowiskową obłudą jest może bezkompromisowa, ale totalnie rozbija strukturę sztuki. Po tych wszystkich gagach, nawet sam Jezus Chrystus nie jest w stanie zaprowadzić porządku na scenie.

Kleczewskiej nie można odmówić jednego - precyzyjnej ekstrakcji nienawiści, która kryje się w zakamarkach narcystycznych umysłów elity. Nienawistnie jest podczas wspomnianej rozmowy z Poliną, ale i w trakcie przyjęcia u kolejnej aktorskiej pary (tej, która przejęła "ukraińską przesyłkę"). Albowiem przy suto zakrapianym stole padają rasistowskie dowcipy. Na rozruszanie atmosfery. W tych fragmentach Kleczewska osiąga najwyższy stan skupienia. Gorzej z rozwinięciem tego kłębka emocji. Im bliżej końca, tym mniej w "Szczurach" wiwisekcji, a więcej transgresji. Znakomity zespół aktorski (m.in. Karolina Adamczyk, Eliza Borowska, Agnieszka Krukówna, Karina Seweryn, Tomasz Chrapusta i niezawodny Michał Czachor) nie wydaje się mieć nic przeciwko. Co innego widzowie, którzy mogą być tym całym odlotem trochę zdezorientowani.

Deratyzacja pianą

Ten, kogo przewiało podczas "Burzy" lub niepokoiła nisko latająca farba w "Podróży zimowej", wie, iż u Kleczewskiej w finale nigdy nie ma lekko. I rzeczywiście, na sam koniec reżyserka wrzuca czwarty bieg scenicznej iluzji. Świat (z budowanym wcześniej murem) nabiera coraz bardziej histerycznej osnowy. Aż na scenę wjeżdża wielka pompa, generująca mydlaną pianę, która w rezultacie przykrywa całe otoczenie. Okrutne i przekrzykujące się mieszczuchy zaliczają przewrotkę.

Pienista kąpiel pod flagą biało - czerwoną posiada firmowy u Kleczewskiej sznyt szamańskiej hipnozy. Tego transu nie da się pojąć rozumowo. Albo rozdziawione usta ze zdumienia albo nerwowy śmiech. Obie reakcje są w gruncie rzeczy samoobroną przed irracjonalnym żywiołem teatru Kleczewskiej. Reżyserki, która mówi wiele o rodzimych przywarach, ale jeszcze lepiej konstruuje sceniczne panoptikum. Bo ze "Szczurów" naprawdę wychodzi się pół żywym.

"Szczury" są wspólną produkcją Teatru Powszechnego w Warszawie i festiwalu Boska Komedia w Krakowie. Festiwalowa premiera nastąpiła 7 grudnia w ramach sekcji "Gdy przyjdą podpalić twój dom". Warszawska premiera - 10 stycznia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji