Artykuły

Twarze Jelinek

"Podróż zimowa" w reż. Pawła Miśkiewicza w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Paweł Miśkiewicz po dziewięciu latach przerwy reżyseruje w Teatrze Polskim. W wystawionej na Scenie na Świebodzkim "Podróży zimowej" teatr spaja się z poezją i muzyczną strukturą, nie tracąc jednocześnie swojej siły ostrego komentarza do rzeczywistości

O "Podróży " Jelinek mówi się, że to najbardziej intymny tekst austriackiej noblistki, która konfrontuje się w nim z własnym przemijaniem, stawia czoła perspektywie śmierci, traumom - tej osobistej, związanej z relacjami z rodzicami, i narodowej, która prowadzi nieodmiennie do ukrytych pod mieszczańskimi domami katakumb. Mierzy się też z daremnością własnych wysiłków, świadomością, że jej głos nigdy nie dotrze tam, gdzie chciałaby, żeby był usłyszany.

Teatralna fuga

Nie znajdziemy w tym tekście tradycyjnej dramaturgicznej formy - nie ma tu dialogów, zaznaczonych ról, jest strumień głosów, na którego podstawie interpretator może próbować zrekonstruować postaci. Wydaje się, że ma w tym całkowitą dowolność, ale to złudzenie - brak czytelnej na pierwszy rzut oka struktury kontrastuje z żelazną precyzją reguł języka Jelinek.

Miśkiewicz konstruuje na podstawie "Podróży zimowej" rodzaj teatralnej fugi. Można odnieść wrażenie, że ta muzyczna forma jest tu zdecydowanie bardziej czytelna niż jakakolwiek interpretacja, która odwoływałaby się do języka teatru. Ich elementy w "Podróży", owszem, są, ale trudno byłoby odnaleźć jeden, podstawowy, który organizowałby całość spektaklu.

Z opowieści, w której mieszają się głosy męskie i kobiece, Miśkiewicz wyławia sześć postaci: na scenie pojawia się pięć aktorek (Halina Rasiakówna, Krzesisława Dubielówna, Ewa Skibińska, Agnieszka Kwietniewska i Małgorzata Gorol) i wokalistka (Maja Kleszcz). Z pomocą "Podróży" próbuje naszkicować przed publicznością krąg życia bohaterki, którą jest sama autorka - kolejne jej twarze pojawiają się przed nami na obrotowej scenie, która daje widzom, usadzonym na półkoliście ustawionej widowni, poczucie intymnej bliskości z wykonawcami.

Przestrzeń zmienia się w karuzelę

Każda z aktorek jest odrębnym głosem Elfriede Jelinek, innym jej wcieleniem, w każdej też uobecnia się inny aspekt twórczości austriackiej pisarki. I choć długie monologi w pierwszej części zdają egzamin wyłącznie dzięki mistrzowskim interpretacjom Haliny Rasiakówny i Krzesisławy Dubielówny, które grają tu pierwsze skrzypce, to później, z każdym obrotem sceny, tempo narasta, statyczna przestrzeń zamienia się w karuzelę, a sama "Podróż" staje się ekscytującym, dynamicznym widowiskiem.

Pierwsza z postaci to moja ulubiona Jelinek - Rasiakówna z maestrią zmienia ton, w ułamku sekundy przeskakując od intymności do dystansu, kiedy ze spokojną rezygnacją i oszczędnie wygraną autoironią mierzy się z poczuciem własnej klęski (jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi: mówimy o noblistce, której twórczość została w Austrii odrzucona). Druga, Dubielówny, z przejmującym spokojem patrzy prosto w twarz nadciągającej śmierci. Potem jest Jelinek Skibińskiej i jej mocno wyskandowany feministyczny manifest, wymierzony w kapitalistyczny świat traktujący kobietę jako towar, kartę przetargową i giełdowy pakiet.

Jakby od niechcenia

I Jelinek Kwietniewskiej, konfrontującej się z własną kobiecością, pełnej zwątpienia i gotowej się wycofać w pół kroku. Jest jeszcze wystrzałowa Gorol, której trafiają się tu najbardziej efektowne partie monologów, przynoszące nie tyle - czego można byłoby się spodziewać - opowieść młodej Jelinek, co jej wizję samolubnej, uczepionej matki, uzależnionej od dostarczających natychmiastową satysfakcję nowych mediów współczesnej Gombrowiczowskiej pensjonarki. Gorol miała już mocne wejścia na scenę Polskiego w "Mitologiach" Świątka i "Zachodnim wybrzeżu" Borczucha. Teraz potwierdza swój talent, w którym można wyczuć inspirację stylem niewiele starszej koleżanki z Polskiego - Anny Ilczuk (to ciekawe, jak szybko dziś można stać się klasykiem), a striptiz w jej wykonaniu to majstersztyk z przymrużeniem oka, w którym udaje jej się skutecznie odwrócić role - jeśli ktokolwiek czuje się tu zawstydzony i wystrychnięty na dudka, to jest to raczej widz, a nie rozebrana w finale do rosołu aktorka.

Ten zestaw dopełnia Maja Kleszcz - ze swoimi wyśpiewywanymi jakby od niechcenia, wirtuozerskimi wokalizami jest tu postacią z innego świata, Nataschą Kempusch, o której plotkują wylegujące się na alpejskim stoku austriackie mieszczki i córką Fritzla zarazem - bo przecież i o piwnicach skrywających mroczne tajemnice jest tu mowa. Albo może tą Jelinek, która przemyka tu gdzieś między wierszami, nie do końca wyrażoną, opowiedzianą dziewczynką, która tkwi gdzieś w środku każdej z aktorek, próbując, ale wciąż nie potrafiąc dojść do głosu.

Co ma Miśkiewicz do Lupy

Spektakl Miśkiewicza w interesujący sposób koresponduje z poprzednią premierą Polskiego, w którym Krystian Lupa adaptuje "Wycinkę" Bernharda. Nawet fotel, w którym w "Podróży" zasiada Halina Rasiakówna, wydaje się bliźniaczo podobny do tego, z którego śledzi rozwój przyjęcia w domu Auersbergerów Thomas (Piotr Skiba). Na dwóch scenach tego samego teatru oglądamy spotkanie dwóch najważniejszych pisarzy współczesnej austriackiej literatury. Obserwujemy zderzenie ich wizji, obsesji na punkcie mieszczańskiego społeczeństwa, ale też rosnącej bezsilności - diagnozy, nawet najbardziej brutalne i trafione, nigdy nie staną się początkiem procesu naprawczego. Raczej sprowokują odrzucenie i izolację tego, kto je stawia. Jelinek z Bernhardem łączy wspólnota podejmowanych tematów, ale też poczucie bolesnego dystansu, o wiele bardziej dotkliwego od tego, który jest nieodmiennie wynikiem pozycji autora - to raczej poczucie wykluczenia, wyrzucenia poza społeczne ramy, przymusowej, wewnętrznej emigracji. Dzieli ich język, rytm wypowiedzi, styl. Konfrontując się z "Wycinką", możemy spodziewać się uderzenia na odlew, serii bolesnych razów, gorzkich prawd podawanych prozą Bernharda wprost, między oczy. W "Podróży" ciosy wymierza się z większą finezją. Do tego stopnia, że może nam się wydawać, że oglądamy hipnotyzująco piękny i w gruncie rzeczy nieszkodliwy sen. Tym większy jest ból po przebudzeniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji