Artykuły

Jestem człowiekiem bez ziemi

Krzysztof Warlikowski wystawia w teatrach całej Europy, jego spektakle oklaskiwane są w słynnej nowojorskiej Brooklyn Academy of Music i na festiwalu w Awinionie. Jest też współtwórcą najciekawszej dziś chyba polskiej sceny - warszawskich Rozmaitości. Ale tu akurat układa mu się rozmaicie - pisze Aneta Kyzioł w Polityce.

Drobny, niewysoki, w pomarańczowej bluzie, z włosami postawionymi w modnego niewielkiego irokeza, nie wygląda na swoje 43 lata. Bardziej przypomina gwiazdę rocka niż człowieka teatru - dziwił się ostatnio dziennikarz "Le Monde". Pozostał "czarnowłosym chłopcem o wyzywającej urodzie" - jak opisywał swojego ucznia Krystian Lupa. Pozory. Kiedy się przyjrzeć uważniej - nieobecne oczy, smutek i melancholia. Krzysztof Warlikowski jest czterdziestolatkiem. Jak bohater jego ostatniej polskiej premiery, "Kruma" Hanocha Lewina. Sztuka nie ma tego ognia buntu, który był dotąd motorem teatru Warlikowskiego. To przejmująca opowieść o człowieku, który wraca po latach do rodzinnego miasteczka, gdzie, jak w telenoweli, życie zwykłych ludzi toczy się monotonnym rytmem. Wstrząsem będzie dopiero śmierć matki, osoby, która nie tylko dała mu życie (i zatruła je wiecznymi pretensjami), ale przede wszystkim jako jedyna dawała mu poczucie, że do czegoś przynależy. - Warszawa jest miastem uciekinierów - tłumaczy Warlikowski. - Przed katolikami, rodzicami, prowincjonalnością i nietolerancyjnością tego kraju. Zarazem, mówi Lewin, nie do końca można uciec. Sam uciekłem na studia do innego miasta, później za granicę. W pewnym momencie przychodzi jednak refleksja, która cię łączy z tymi miejscami, przywracając tę część osobowości, którą kiedyś odciąłeś. Można powiedzieć, że cały teatr Warlikowskiego jest taką drogą powrotną twórców i widzów do zapomnianych albo odrzuconych, bo wstydliwych czy bolących, części siebie.

Bez ziemi

O Szczecinie, w którym się urodził, mówi: - Niepolski, bezpański, pusty duchowo, bez pokoleń, które pracowałyby na dorobek myślowy tego miejsca. Ziemie Odzyskane: Polacy, Żydzi, Litwini, gdzieś pomiędzy nimi jego rodzice, robotnicy, ojciec z Golubia-Dobrzynia, matka spod Łodzi - tak jak wszyscy w mieście: bez korzeni, bez tradycji, które można by przekazać dzieciom. - Jestem człowiekiem bez ziemi - powie o sobie Warlikowski i na miejsce studiów wybierze przeciwieństwo Szczecina, ostoję tradycji i polskości, Kraków. Sam zaczyna tworzyć to, czego nie wyniósł z domu: korzenie. Kilka semestrów historii, kilka romanistyki, po drodze filozofia, greka i łacina, antropologia, stan wojenny spędzony w Bibliotece jagiellońskiej nad autorami Instytutu Literackiego, Gombrowiczem. A w sferze metafizyki: od katolicyzmu do protestantyzmu i od protestantyzmu do buddyzmu. Szybko się nudzi. Poza tym okazało się, że drugą stroną "odwieczności" i tradycyjności Krakowa jest marazm, zaściankowość i brak tolerancji dla odmiennych punktów widzenia.

Pierwszy raz u siebie poczuł się dopiero we Francji, na stypendium. Zakochał się w kulturze, francuski do dziś nazywa swoim wewnętrznym językiem, chodził na seminaria z teatru antycznego, obracał się w kręgach artystycznych, wieczory spędzał w teatrze i operze. Do Krakowa wrócił po czterech latach, na reżyserię.

I z miejsca został gwiazdą. - W środowisku teatralnym skupionym wokół reżysera Krystiana Lupy mówiło się o nim z ekscytacją - wspomina Jacek Poniedziałek, wtedy student wydziału aktorskiego. - Że jest bardzo piękny, bardzo inteligentny i ma żonę starszą od siebie. Świetnie mówił po francusku, był światowcem. Taki trochę nie-Polak, a to była końcówka lat 80. i myśmy żyli w zamkniętym świecie Polski i Krakowa. Robert Czechowski, kolega z roku reżyserii, dziś dyrektor teatru w Kaliszu, dodaje: - Jeśli czuł, że czerwona koszula w duże żółte kwiaty będzie na dany dzień odpowiednia, to ją zakładał. Nie bał się żyć po swojemu. Był papugą pośród wróbli. Kolorowy ptak - zgadza się Poniedziałek - ale już wtedy zamknięty w sobie i smutny: - Na pytanie, dlaczego, odpowiada, że nie jest smutny, tylko trzeźwy, jest realistą, dobrze zna życie.

Bohaterami swojego teatru czyni nadwrażliwców, artystów, arystokrację. Tak jak jego mistrz Krystian Lupa. - Lupizm - wspomina studiujący z nim na jednym roku Jacek Głomb, dziś dyrektor teatru w Legnicy - był w jego etiudach wszechobecny: od estetyki, przez sposób prowadzenia aktora, wiwisekcję, po zwolnione tempo akcji.

Ratunku przed ślepym naśladownictwem Lupy szuka w teatrach Europy Zachodniej, szczególnie pociąga go estetyka scen niemieckich. Bierze udział w warsztatach reżyserskich prowadzonych przez największych: Petera Brooka, Ingmara Bergmana, Giorgio Strehlera. Uczy się, że reżyser to nie zawód, nie chodzi o robienie kariery w dziedzinie kultury. To autorytet dla swoich aktorów i widzów, którym w zderzeniu z bohaterami na scenie daje możliwość zrozumienia jakiejś części swojej osobowości. - Dzięki Lupie, Brookowi i Strehlerowi postrzegam teatr jako miejsce święte, miejsce irracjonalnego ujścia. Mógł być kiedyś czymś zbliżonym do kultu - z tego się wywodzi - a teraz stał się rodzajem obrządku świeckiego, świeckim rytuałem - przyznaje po latach. Kraków nie stał się jego "ziemią". Wyjechał, bo czuł, że za bardzo się tu kontroluje.

Tysiące wrogów

Przestał podczas pracy nad poznańską inscenizacją "Roberto Zucco" francuskiego autora Bernarda-Marie Koltesa. Pochodził z prowincji, był homoseksualistą, outsiderem, całe dzieciństwo przeciwko ojcu, prowincjonalności, nacjonalizmowi francuskiemu. Warlikowski pomyślał: odkopał mnie samego, człowieka, którego wszyscy głaskali po głowie, a w istocie chcieli sobie podporządkować. Zrozumiał, że w nim też jest ból i protest.

Po tym przedstawieniu - opowiedzianej bez komentarza historii życia nastoletniego mordercy rodziców, gwałciciela nieletnich, a na koniec samobójcy - do Warlikowskiego przylgnęła etykietka buntownika i skandalisty. Trudno o lepszą rekomendację dla młodego twórcy: - Zaczynałem reżyserować w czasie dla teatru idealnym - w Polsce były tysiące wrogów. Nasz polski katolicyzm - bez wymiaru duchowego, totalitarny. Kościół jest wrogiem: to, co mówi, to wciąż bełkot. To mnie dotyka, boli. Wrogiem był też sam teatr: - Chodził na wysokich obcasach i zamiast mówić językiem miasta, prawił o etosie Polski. Tamte czasy prowokowały walkę teatru i podejmowanie wielkich tematów.

Również u mistrza Szekspira - po którego sztuki sięgał częściej niż którykolwiek z polskich reżyserów - szukał z początku kontrowersyjnych tematów. Tropił antysemityzm w "Kupcu weneckim", obnażał rasizm w "Otellu", pokazywał tresurę kobiety na żonę w "Poskromieniu złośnicy".

Jego "Hamlet", pierwsze przedstawienie zrealizowane w warszawskich Rozmaitościach, z którymi odtąd - rok 1999 - będzie kojarzony, to portret zagubionego młodego człowieka nieradzącego sobie z własnymi emocjami i seksualnością. Trudno powiedzieć, czy krytycy bardziej nie mogli mu wybaczyć wycięcia z dramatu tak ważnej dla polskiej tradycji grania tej sztuki warstwy politycznej, czy prowokacji obyczajowych: dwuznacznych zabaw Hamleta z Rosenkranzem i Guildensternem, jego nagości w rozmowie z matką. Pojawił się zarzut ślepego podążania za królującą wówczas na zachodnich scenach modą na feminizm i tematykę płynnej tożsamości seksualnej. Czas pogodzić się z tym, że polski teatr nie jest, jak za czasów Grotowskiego czy Kantora, w światowej awangardzie i zacząć czerpać z Zachodu - odpowiadał i robił swoje.

Najbezpieczniejsze miejsce w Polsce

Krytycy nigdy nie byli adresatami przedstawień Warlikowskiego. Chłodny, intelektualny odbiór go nie interesował, on chciał grać na uczuciach, dotykać, poruszać.

Zanim zaczniemy wymagać zejścia w głąb siebie od widza, najpierw sami musimy przebyć tę drogę - tak mógłby brzmieć warunek stawiany przez Warlikowskiego aktorom, z którymi pracuje.

Nie wszystkim taka wizja zawodu odpowiadała. Głośnym echem odbiło się złożenie przez Janusza Gajosa roli Prospera na miesiąc przed premierą "Burzy". - To jest tak - powiedział Michałowi Merczyńskiemu, dyrektorowi naczelnemu Rozmaitości -jakby mi kazali założyć garnitur od Jeana-Paula Gautiera. Kompletnie źle bym się czuł, mimo że to piękna i świetnie skrojona rzecz. Za to ktoś, kto widział Stanisławę Celińską w roli starzejącej się kobiety z peep-show, wylewającej się z peniuaru, niezdarnie kołyszącej na obcasach w erotycznym tańcu, żałosnej i pięknej jednocześnie, bo zdolnej ofiarować miłość - łatwo tego obrazu z pamięci nie wymaże. Dziś Celińska mówi: - Jestem takim byczkiem Fernando, który leży na łące, wącha kwiatki, ale i ja, i Krzyś wiemy, że w tym byczku drzemią nieokiełznane wręcz siły i możliwości. Tylko komu się chce tak dreptać naokoło tego leżącego cielska, drażnić je i prowokować do nowych zadań? Jemu się chce. Efektem jest nowy rodzaj aktorstwa w spektaklach Warlikowskiego: przezroczystego, bycia raczej niż gry. Krytycy opisywać będą teatr Warlikowskiego jako wolny od "małego realizmu", oparty na aktorze, czysty, misteryjny. I piękny.

Teatr, który nie byłby możliwy, gdyby Warlikowski nie zbudował wokół siebie i swoich najbliższych współpracowników: scenograf Małgorzaty Szczęśniak, kompozytora Pawła Mykietyna i reżyser światła z Izraela Felice Ross, zespołu-rodziny; nie zatarł granicy między życiem prywatnym a zawodowym. Dlatego próby w Rozmaitościach mogą ciągnąć się godzinami i przypominać seanse terapeutyczne. Warlikowski, zwykle zamknięty i milczący, podczas pracy nad spektaklem prowokuje siebie i aktorów do grzebania w swoich biografiach, rozdrapywania ran. Mówi, że próby to czas, "gdy zaczynamy wyznawać na użytek przedstawienia, poszukując dowodów na to, co chcemy powiedzieć, wyrazić, czego mamy intuicję.

Błądzenie i iluminacje. - Podczas pracy nad "Krumem" - relacjonuje aktorka Danuta Stenka - proszony o jakieś uwagi o postaci, stawał się nią: gestykulował nią, mówił jej głosem, pozwalał, żeby go "nawiedziła". On daje z siebie, daje z najgłębszych partii swojej duszy, z rdzenia, jądra siebie.

W Rozmaitościach znalazł swoją ziemię - ludzi, z którymi wspólnie szuka korzeni. - Jest to zespół bogaty, od buddystów po homoseksualistów itd. Żyją w zgodzie ze sobą. Nauczyli się tolerancji, rozumieją odmienności, wchodzą w dialog. To, o czym robimy nasz teatr, mają w życiu. To czyni dla mnie z Rozmaitości najbezpieczniejsze miejsce w Polsce. Miejsce, w którym powstawać mogą przedstawienia-bomby emocjonalne jak "Oczyszczeni" Sarah Kane - brutalna historia z homoseksualistami, transwestytami, prostytutkami i zwyrodnialcami w rolach głównych, przekuta przez zespół Rozmaitości w uniwersalną i wstrząsającą opowieść o poszukiwaniu miłości za cenę bólu, cierpienia, a nawet śmierci.

Teatr wychodzi poza teatr

Autentyczne przeżycia aktorów i współczesne wydarzenia, jak Jedwabne i trudne pojednanie polsko-żydowskie, o którym rozmawiali pracując nad "Burzą" i "Dybukiem" - jako punkt wyjścia do pracy nad spektaklami. Zatrzymanie scenicznej akcji, zapalenie światła na widowni i aktorzy patrzący w skupieniu w oczy widzom, albo jak w "Burzy" - autentyczne łowiczanki w strojach ludowych składające ludowe życzenia młodej parze. Warlikowski na wszelkie sposoby pragnie nadać swojemu teatrowi moc dokumentu. Teatr przestał mu wystarczać, wszelka fikcja zaczęła drażnić. W "Dybuku" do dramatu An-skiego z początku XX w. dołączył współczesne opowiadanie Hanny Krall, historię amerykańskiego Żyda, nawiedzonego przez ducha swojego zabitego w Polsce podczas wojny przyrodniego brata. Przedstawienie pokazywali w kilku miastach Polski, w Paryżu, Berlinie, Nowym Jorku: - Nasz zespół - tłumaczy Warlikowski - dojrzewał do czegoś, co wykracza poza teatr, dojrzewał politycznie, to była wypowiedź każdego z nas. W "Krumie" odeszli od wielkich tematów i polityki, ale siła osobistego świadectwa twórców pozostała.

- Myślę, że kolejny spektakl przybliża Krzysztofa do powrotu do rodzinnych stron

- snuje przypuszczenia Redbad Klynstra, aktor najdłużej, bo od "Roberto Zucco", pracujący z Warlikowskim. - Wyczuwam w nim silną potrzebę zwrócenia się ku rodzicom, zmierzenia się ze swoją przeszłością. Pamiętam jego wypowiedź na konferencji prasowej po berlińskiej premierze "Burzy", gdzie powiedział, że kiedyś wstydził się, że jest z Polski. Gdzieś na poziomie "Burzy" zaczął coraz bardziej czuć się Polakiem, coraz bardziej utożsamiać się z tym, co Polaków dotyczy. Łowiczanki są tego znakiem - Cepelia, ale podszyta silną nostalgią. Od "Oczyszczonych"Krzysztof jakby ląduje: Europa, Polska, miasto. "Krum" to już dzielnica, może więc za chwilę, z kolejnym spektaklem, wejdzie na klatkę, odbędzie podróż do wnętrza swego dzieciństwa.

Ta podróż możliwa jest tylko z zespołem Rozmaitości: - Jestem w kolektywie, do niczego nie doszedłem sam - mówi Warlikowski. - Będę twórczy tak długo, jak moje pokolenie, najbliżsi ludzie ze mną pracujący będą zbuntowani w dialogu z rzeczywistością. Nie wyobrażam sobie siebie sześćdziesięcioletniego pracującego z pokoleniem dwudziestolatków. Dlatego ani on, ani jego zespół nie znaleźli dla siebie miejsca w kolejnych przedsięwzięciach dyrektora artystycznego teatru Grzegorza Jarzyny: Terenie Warszawa i Terenie Polska (TR/PL). - Jest światowcem, kosmopolitą, ciągle wyjeżdża, ale to nie oznacza, że nie przywiązuje się do miejsc i ludzi. Przeciwnie. W Rozmaitościach czuje się teraz niepotrzebny, a nie chce się narzucać - tłumaczył niedawno melancholię przyjaciela Jacek Poniedziałek. Grzegorz Jarzyna ripostuje: - Krzysztof jest najczęściej pracującym w naszym teatrze reżyserem. Wciągu sześciu lat zrobił tu sześć spektakli. Jednocześnie przyznaje: - To trudna sytuacja, jest nas dwóch; z racji, że jestem dyrektorem, na mnie spoczywa programowanie i wizja artystyczna tego miejsca. W czasach TR Warszawa Krzysiek pauzował, ale to jest naturalne: każdy pauzuje. Żeby uciąć wszelkie spekulacje na temat "wojny" w Rozmaitościach, informuje: - W czerwcu zaczyna próby do "Aniołów w Ameryce", jesteśmy umówieni też na następną produkcję, na razie bez tytułu, na maj 2007 r.

- Zamach w Nowym Jorku, tajfuny, zakaz Parady Równości w Warszawie i Poznaniu uczyniły tę sztukę o nietolerancji wobec homoseksualistów i apokaliptycznych wizjach wywołanych epidemią AIDS na nowo aktualną - uzasadnia wybór "Aniołów w Ameryce" Warlikowski. To może być nie tylko kolejny etap poszukiwania korzeni, ale też powrót do ostrego, zbuntowanego teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji