Artykuły

Dwa teatry

Ostatni weekend dostarczył nam obfitości wrażeń teatralnych. Teatr Powszechny w Łodzi dawał premierę "Odbitej sławy" Ronalda Harwooda w reżyserii Marcina Sławińskiego. Natomiast w Teatrze im. Jaracza na Scenie Kameralnej Zbigniew Brzoza ożywił jedno z wczesnych opowiadań Witolda Gombrowicza "Zbrodnia z premedytacją". Wrażenia te są raczej pozytywne, a przedstawienia zasługują na uwagę.

W Powszechnym zaczęło się nietypowo. Widzów zaprowadzono prosto na scenę za stalową kurtynę. Okazało się, że rzecz Harwooda dzieje się w teatrze w teatrze, a my oglądamy ją zza kulis. Autor na świecie zasłynął "Garderobianym". Jednak w wypadku "Odbitej sławy" nie jest już tak dobrze. To sztuka posiadająca liczne wady konstrukcyjne, widoczne na pierwszy rzut oka. Stąd też biorą się wszelkie mankamenty przedstawienia. Jaką ekwilibrystyką inscenizacyjną musiałby wykazać się reżyser, żeby usunąć rażące braki. Pewnie trzeba byłoby zrezygnować z paru postaci, które obecne niemal cały czas na scenie nie pełniły bardziej znaczących zadań niż rekwizyty.

W teatrze znanego dramaturga Michaela Manxa (Zbigniew Szczapiński) - w dniu jego urodzin - zjawia się brat gospodarza, Alfred (Ireneusz Kaskiewicz), restaurator. Panowie nie rozmawiali ze sobą od 10 lat. Poróżniła ich twórczość. Alfred ma za złe bratu, że ten żywi się dziejami ich rodziny - przy tym ujawnia intymne szczegóły, przeinacza fakty, przedstawia żyjące osoby w niekorzystnym świetle. Nie wie jeszcze, że ceną pojednania, które zaproponował mu Michael, będzie zgoda na wystawienie jego najnowszej sztuki "Mój brat".

Oglądamy na scenie siedmioro aktorów, a pierwszy akt jest w zasadzie monologiem Alfreda, momentami przechodzącym w dialog braci. Pozostałym postaciom udaje się od czasu do czasu wtrącić słowo lub dwa. Mimo to, sytuacja rysuje się wyraźnie, choć statycznie i dosyć rozwlekle. Można jednak zaufać klasie Ireneusza Kaskiewicza. Tekst, napisany sprawnie i dowcipnie, w jego wykonaniu może bawić widzów.

Znacznie więcej dzieje się natomiast w akcie drugim, bardzo ciekawie rozegranym inscenizacyjnie. Niezwykłe wrażenie na widzach zrobiło podniesienie stalowej kurtyny, za którą ukazała się pusta widownia. Powiało chłodem. Przez moment dane było widzom odczuć istotę teatru "z tamtej strony". Siedząc za kulisami, byliśmy teraz świadkami próby generalnej sztuki Michaela, przedstawianej pod osąd Alfredowi. Aktorzy teatru w teatrze grają bokiem lub tyłem do nas. Bardzo ciekawe było to doświadczenie. Znaleźliśmy się w centrum odbywającego się właśnie przedstawienia. Lekkie i sprawne przenikanie się poszczególnych płaszczyzn rodziło mnóstwo zabawnych sytuacji. Piotr Lauks, aktor Teatru Powszechnego wcielił się w postać Dereka Tewby, aktora teatru Michaela Manksa, żeby z kolei zagrać jednego z braci i cierpieć jako Derek z powodu ciągłego przerywania próby przez Alfreda. Przebieranki (Barbara Szcześniak odgrywała wszystkie kobiety Manksów), mnóstwo ruchu symboliczne obrazy z życia braci, sytuacje dowcipne przemieszane z pełnymi goryczy - chyba na tym polega cała zabawa.

Oczywiście, Harwood rozprawia na temat ekshibicjonizmu pisarza, jego prawa do wykorzystywania czyjegoś życia jako materiału literackiego, dowolnego przekształcania faktów i charakterów autentycznych osób, wreszcie o moralności i wzajemnych relacjach między bliskimi sobie ludźmi. Rozważania te jednak, nie dość udramatyzowane przez autora sztuki, schodzą na drugi plan wobec zewnętrzności inscenizacji. Mimo to, warto obejrzeć ów spektakl, sprawnie wyreżyserowany, a przede wszystkim dobrze zagrany. W pamięci pozostaje lew salonowy Kaskiewicza, znerwicowany i zapatrzony w siebie dramaturg Szczapińskiego, aktorzy "niezależni" i sceniczni bracia w wykonaniu Lauksa i Mirosława Jękota. Mniej szczęścia mieli natomiast Barbara Lauks i Bogumił Antczak, których na scenie mogły z powodzeniem zastąpić ich portrety.

Również dość nietypowym, aczkolwiek interesującym spektaklem była "Zbrodnia z premedytacją" Gombrowicza wyreżyserowana przez Zbigniewa Brzozę w Teatrze im. Jaracza. Zadanie było niełatwe. Na język sceny reżyser spróbował przełożyć opowiadanie będące relacją pisaną w pierwszej osobie. Taką też formę ma spektakl. Jego główny ciężar niesie - z bardzo dobrym rezultatem - Andrzej Wichrowski, grający Sędziego śledczego H. Przedstawienie jest niejako zeznaniem H. przed sądem, ilustrowanym scenkami odgrywanymi niejako na poparcie jego słów. Sędzia wyśledził zbrodnię i choć nad historią roztacza się aura tajemniczo-kryminalna, zdemaskowane przestępstwo jest powszechne, lecz nikt nie idzie za nie do więzienia.

Sędzia śledczy H. przybył na prowincję na zaproszenie kolegi z lat szkolnych. Po przyjeździe dowiaduje się, że gospodarz zmarł poprzedniej nocy na atak serca. Rodzina zmarłego ledwo zauważyła obecność gościa, skupiona na celebrowaniu żałoby i rozpaczy, których sztuczność i przerysowanie H. z miejsca zauważył. Sędzia urażony, odepchnął narzucaną mu rolę żałobnika. Zbuntował się przeciw niej i w odwecie rozpoczął prywatne śledztwo, podejrzewając, iż denat nie zszedł śmiercią tak zupełnie naturalną, jak by się na pierwszy rzut oka zdawało. Oczywiście, widzimy, że H. nie ma ku temu realnych podstaw, a zmaga się tylko z przyjętymi przez domowników konwencjonalnymi rolami.

Tekst Gombrowicza rysujący absurdalną sytuację, wyolbrzymia i z pozorną powagą ośmiesza konwenans, udawanie, bierne podporządkowywanie się normom narzucanym przez zbiorowość. Samo opowiadanie jest przesadą, wykrzywieniem, dlatego - moim zdaniem - reżyser niepotrzebnie dodatkowo wykrzywia i przerysowuje niektóre zachowania bohaterów, szczególnie miny i gesty Wdowy (w tej roli Ewa Mirowska). To podwójne wyolbrzymienie zahacza już o kabaret, a cięty dowcip Gombrowicza traci. Z drugiej strony trochę brakło pomysłu zwłaszcza na interpretację postaci córki Cecylii (Agata Piotrowska-Mastalerz), dużo lepszy mógł być też syn Antoś (Andrzej Mastalerz). Wspaniale "rasowi" w swoich rolach byli Mariusz Jakus (Parobek Stefan) i Piotr Krakowski (Lokaj).

Spektakl ma dobre tempo i sugestywny klimat. Tworzy go nie tylko tekst Gombrowicza i znakomity Andrzej Wichrowski w głównej roli. Swoistą tajemniczość i niezwykłość wspaniale podkreśla muzyka Henryka Gembalskiego, wykonywana na żywo na skrzypcach i perkusji. Na uwagę zasługuje też ciekawie rozwiązana scenografia Doroty Kołodyńskiej.

Przedstawienie "Zbrodnia z premedytacją" Zbigniewa Brzozy na Scenie Kameralnej Jaracza z pewnością zaliczyć można do udanych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji