O czym marzą melomani
Przy wypełnionej do ostatniego miejsca sali Teatru Bolszoj, warszawska Opera Narodowa zaprezentowała w "Oniegina" Piotra Czajkowskiego - kończąc w ten sposób kilkudniowe występy w rosyjskiej stolicy.
Po triumfie "Króla Rogera" i bardzo ciepłym przyjęciu "Strasznego dworu" - obawiano się, czy Rosjanom spodoba się polska wizja ich narodowego dzieła. Sądząc z reakcji publiczności, raczej tak. Brawa były częste i gorące, zwłaszcza po scenach zbiorowych, choć po spektaklu opinie widzów były podzielone. Starsza, konserwatywna część publiczności z trudem akceptowała odstępstwa od klasycznych inscenizacji, natomiast młodsi widzowie byli zachwyceni i mówili, że dopiero to jest "Oniegin", na którego czekali.
Moskiewskie tournee można uznać za wielki sukces. Jak pisały "Izwiestia", "w polskiej Operze Narodowej jest wszystko, o czym marzą melomani: dobre głosy, zgrany zespół i subtelna, emocjonalna muzyka w wykonaniu orkiestry pod dyrekcją Jacka Kaspszyka. Są też właściwe proporcje awangardy i starych, dobrych tradycji".
Dziennikowi, tak jak i innym, bardzo podobał się "Król Roger", ale ciepłe recenzje zebrał też klasyczny "Straszny dwór" Stanisława Moniuszki. Jak piszą "Izwiestia", opera została wykonana tak, jak gdyby ją napisano wczoraj, a nie 140 lat temu. Soliści nie ukrywali swojego zachwytu pięknymi ariami, żartowali, jak w improwizowanej komedii, bali się duchów, jakby nie znali zakończenia dzieła, a do finałowego mazura dzieło przybliżało się niespiesznie, jak w dobrej bajce...
Podobnie pochlebne oceny wystawiła naszej Operze Narodowej recenzentka dziennika "Wremia MN". I w tym przypadku najwięcej zachwytów było nad "Królem Rogerem" (recenzja ukazała się jeszcze przed "Onieginem"). Według opinii gazety, z modernistycznego dzieła Karola Szymanowskiego, Mariusz Treliński stworzył spektakl, od którego nie można się oderwać. Recenzentce podobało się wszystko: inscenizacja, taniec, mistrzostwo śpiewających i muzyka dobrze prowadzonej orkiestry. W Warszawie - piszą "Wremia MN" - Król Roger jest spektaklem kultowym. U nas - połowa publiczności nie zrozumiała, o co chodzi. No, ale cóż, wychodzisz po Rogerze z Teatru Bolszoj, a tu Marks nie wiadomo dlaczego stoi. On też jakiś tam świat budował..". I na koniec pisze: "występy Opery z Warszawy powinny posłużyć za naukę dla naszego Teatru Bolszoj, który nie jest w stanie zaproponować widzowi ani najnowszych technologii jak w "Rogerze", ani narodowej zabawy (jak w "Strasznym dworze"), ani estetycznych poszukiwań".
Na recenzje z "Oniegina" (prezentowanego w piątek), przyjdzie jeszcze poczekać, ale jedno jest już pewne: polska Opera Narodowa była dla Rosjan odkryciem.