Artykuły

Ten tramwaj pojedzie bez cukru

To historia w oparach seksu, gorzały i biedy. Opowiada o ambicjach, namiętnościach, próbach wyrwania się, ucieczki - tak "Tramwaj zwany pożądaniem" określa Bogusław Linda, który ponownie próbuje swoich sił jako reżyser w Teatrze Ateneum.

Linda wrócił do teatru po prawie 20-letniej przerwie, reżyserując w kwietniu 2012 r. dobrze przyjęty spektakl "Merylin Mongoł", teraz zmierzył się ze sztuką, za którą Tennessee Williams otrzymał Nagrodę Pulitzera.

- Jego dramaty zmieniły sposób grania w teatrze i kinie. Przestano kreować rzeczywistość przez co stała się bardziej bliska, drapieżna, ludzka - mówi Linda, który pracuje na nowym przekładzie Jacka Poniedziałka. Twórczość amerykańskiego dramaturga rozpoczęła na przełomie lat 40. i 50. nową epokę aktorską. - Pozwoliła takim aktorom jak Marlon Brando czy James Dean pokazywać rzeczy zwyczajne bez scenicznego cukru. Narodziła się wtedy koncepcja współczesnej gwiazdy - wyjaśnia Linda.

Akcja rozgrywa się w dusznej atmosferze Nowego Orleanu. Pod oknami mieszkania Stelli i Stanleya Kowalskich przejeżdża tytułowy tramwaj. Pewnego dnia wysiada z niego starsza siostra Stelii, Blanche DuBois. Jej przedłużająca się wizyta wzmaga napięcie pomiędzy bohaterami. Tym bardziej że brutalna powierzchowność szwagra odpycha, a zarazem pociąga zmysłową kobietę.

Rola Blanche od lat stanowi ogromne wyzwanie aktorskie. W głośnej ekranizacji "Tramwaju zwanego pożądaniem" z 1951 r. wcieliła się w nią Vivien Leigh, za co otrzymała Oscara. Jako Kowalski partnerował jej Marlon Brando. - To rola, którą trzeba strasznie założyć na siebie. Im bliżej premiery, tym coraz niebezpieczniej zmniejsza się dystans pomiędzy mną a Blanche - zdradza Julia Kijowska. Dodaje, że starała się nie sugerować interpretacjami aktorek, które wcześniej zmierzyły się z tą postacią. Podobnie do roli Stanleya podszedł Tomasz Schuchardt. Pytany, czy myśli o kreacjach Marlona Brando i Romana Wilhelmiego, który zagrał Kowalskiego kiedyś w Ateneum, odpowiada: - Dla mnie to czysta karta, którą chciałbym zapisać po swojemu.

Chociaż w filmie Elii Kazana to Brando wysunął się na pierwszy plan dzięki aktorskiemu geniuszowi, tak naprawdę sztuka jest monodramem Blanche: - To ona jest we wszystkich scenach, ona przeżywa największe amplitudy emocji - mówi Schuchardt. Neurotyczna Blanche zdejmuje kolejne maski jawi się jako idiotka, manipulująca otoczeniem kokota, na zmianę wyniosła, krucha i bezradna, żyjąca iluzja utraconego życia. To postać skomplikowana, trudna do jednoznacznej oceny. - Rozpaczliwie poszukuje ucieczki ze swojego świata, który jest beznaaziejny, trudny do przyjęcia. Jedyne, co ma, czym może handlować, to własna d... - podsumowuje Linda.

Zdaniem Kijowskiej dramat opisuje przechodzenie od pełni kobiecości do dojrzałości, z którą Blanche czuje się źle. - Zdecydowałam się pokazać przełomowy moment, jaki sama mogę zrozumieć: kiedy młodzieńcza naiwność musi przerodzić się w odpowiedzialność, ponieść konsekwencje tego, co się wcześniej wydarzyło - tłumaczy koncepcję roli aktorka.

Wnioskując z wypowiedzi reżysera, jego "Tramwaj..." ma wybrzmieć jako bliska widzom opowieść o skrywanych emocjach, zwierzęcych instynktach, tym co w ludziach pierwotne. Potwierdząją to aktorzy. - Scenografią i kostiumami staramy się pozostać w minionej epoce, natomiast wewnętrznie działamy współcześnie, na naszych emocjach - wyjaśnia Schuchardt.

Jak pracuje mu się z Bogusławem Lindą? Aktor nie ukrywa, że były spięcia.

- Przede wszystkim jednak słuchamy siebie nawzajem. Dzięki temu tworzymy to razem - mówi. - Boguś daje tak trafne uwagi, że trudno z nimi dyskutować, ale też trudno je potem zagrać. Na szczęście sam jest aktorem, i to wybitnym, więc to rozumie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji