Jak w Starym Sączu Rewizora kręcili
Gogol według Jerzego Stuhra: teatr w plenerze. Postaci z "Rewizora" wyszły na dzisiejsze ulice. Im bardziej wszystko rozkopane, tym większą działalność ojca miasta oznacza" - z szerokim gospodarskim gestem opowiada miejscowy włodarz gościom ze stolicy. Ten klasyczny tekst z Mikołaja Gogola to prawda dobrze znana mieszkańcom wielu polskich miast. Więcej takich trafnych obserwacji daje nam "Rewizor" tego autora - komedia z 1836 roku - pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej - Telewizyjnej.
Sztukę dla Teatru Telewizji wyreżyserował Jerzy Stuhr Aktor wcielił się także w główną rolę - Horodniczego, czyli powiatowego pana i władcy, łączącego w carskiej Rosji kompetencje starosty i szefa policji.
Przypomnijmy: rzecz dzieje się w pierwszej połowie XIX wieku. Do władz sennego miasteczka dociera przeciek o nadchodzącej inspekcji ze stolicy. W miejscowym szpitalu tymczasem bałagan, w korytarzu sądu asesor hoduje gęsi, kwitnie pijaństwo i łapownictwo. Lokalne elity wpadają w popłoch i zaczynają pospieszne przygotowania do wizyty - tym bardziej gorączkowe, że urzędnik przybyć może incognito. Co, jeśli jest nim Chlestakow, młody przybysz z Petersburga, od tygodnia niepłacą-cy rachunków w miejscowym zajeździe? Dookoła zaskoczonego gościa rozpoczyna się korowód pochlebstw i ukłonów, obficie obsypywany jest łapówkami i fetowany na rautach.
Zaangażowani politycznie krytycy widzieli w słynnym rosyjskim dramacie zjadliwą satyrę na biurokrację czasów caratu. Inni uważali, że "Rewizor" narodził się z fantazji
i lęków, a nie z obserwacji rzeczywistej Rosji Mikołaja I. Tak czy owak, od niemal dwóch wieków sztuka jest aktualna i dlatego wraca na sceny.
Ostatnie głośne wystawienie w Polsce było debiutanckim przedstawieniem Jana Klaty z 2003 roku. Dzisiejszy dyrektor krakowskiego Starego Teatru wystawił Gogola w Wałbrzychu, odnosząc go do czasów Gierka, złotej ery tamtejszego przemysłu.
Z kolei Stuhr swojego "Rewizora" przenosi w pozaczasowe galicyjskie plenery - okolice Starego Sącza, do pobliskich Barcic i między domki nowosądeckiego skansenu. - Wybór Starego i Nowego Sącza to był strzał w dziesiątkę - jak mówił Jerzy Stuhr. - Miasteczko Galicyjskie jest wyjątkowym muzeum, w którym ma się wrażenie, że wciąż jest tam życie. A Stary Sącz urzekł nas niezwykłym klimatem i życzliwością mieszkańców.
Na trzy dni wyłączono z ruchu centrum miasteczka. Nie działały
sklepy, a gdy włączano kamery, mieszkańcy musieli zostać w domach. W niedzielę nie mogli iść na mszę do kościoła św. Elżbiety, bo tam były zdjęcia.
Rekwizyty i kostiumy są także jakby poza czasem. Asfaltową drogą jedzie stara bryczka, ale też polonez. Córka Horodniczego zabija czas grą na komórce, a sam urzędnik wiadomość o planowanej inspekcji czyta z tabletu. Żandarmi w carskich uniformach występują w tym świecie równolegle z policjantem na motocyklu.
Reżyser jednak pozostał wierny literze sztuki. Akcja toczy się od sceny do sceny, aż do finału ze słynnym pytaniem: "Z czego się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie".
No właśnie - czy bardziej śmiejemy się z tego, co Stuhr odnalazł w Gogolu z dzisiejszej Polski, czy może raczej ze zręcznego ożywienia dobrze znanych scenicznych typów? To klasyka w odświeżonym wydaniu i doborowej obsadzie.