W teatralnym terenie
Aby oglądać Arystofanesa trzeba jechać do Częstochowy. W życiu tego miasta ścierają się dwa nurty, dawny, jednopiętrowy, mieszczański z nowym, robotniczym - przemysłowego kombinatu i nowych dzielnic. Jeszcze dziś w cukierni grają arie z Trubadura, a za pięć złotych można grać przez godzinę w domino.
Nie jest rzeczą łatwą dla dzisiejszego teatru znaleźć pełne środki wyrazu dla staroattyckiej komedii o genealogii ludowo-obrzędowej, o swoistym kształcie poetyckim i o plebejskim gatunku wesołości. Przedstawienie może być łatwo albo odkurzeniem zabytku albo swobodną przeróbką tematu.
Gdy "Gromiwoję" grano po raz pierwszy w krakowskim teatrze w 1909 roku - premiera stała się faryzejskim skandalikiem wśród świętoszków, dzięki swej bezceremonialności w sprawach seksualnych. Dziś ostrość ta nie razi, na plan pierwszy wybija się - poza szczerą wesołością - poetycki urok komedii i polityczna sprawa pokoju, jakże aktualna, mimo odległego tła wojny peloponeskiej, przez akcent zdradzonej demokracji i imperializmu ateńskiego. Taki właśnie układ wartości widać w częstochowskim przedstawieniu, opracowanym przez Eugeniusza Aniszczenkę, w oprawie plastycznej W. Wagnera. Wielką zaletą tego ciekawego przedstawienia jest zachowanie pełnego tekstu i uwydatnienie formy poetyckiej, przy bardzo żywym nowoczesnym wyrazie scenicznym, pełnym rytmu i temperamentu. Uproszczona a wyrazista dekoracja kubiczna, z perspektywicznym posągiem Ateny i pojedynczą kolumną dorycką stwarza wystarczającą atmosferę czasowo-lokalną, spotęgowaną korowodem kolorystycznie skomponowanych ubiorów, a szczególnie wybornymi, karykaturalnymi maskami obu chórów. Można śmiało powiedzieć, że w przedstawieniu zachowano styl Arystofanejski, zwłaszcza w tak trudnej do ożywienia części chórowej, - w żywych, pomysłowych agonach i parabazach, urozmaiconych pomysłowo ewolucjami tanecznymi. (M. Pruska). Zachowano stylowość w czystym i urozmaiconym mówieniu tekstu (w zawsze świeżym, choć młodopolskim jeszcze wierszowanym przekładzie Cięglewicza) - uwydatniając słuchowe walory poetyckie i liryczne, podkreślane śpiewem i ilustracją muzyczną St. Szeligowskiej. Znaleziono właściwy, choć może niekiedy zbyt nieśmiały wyraz dla plebejskiej, szerokiej komiki, która wyrażać się winna sposobami wręcz cyrkowymi w zakresie gry solowej, kupletowymi w zakresie partii chóralnych. Wymaga tego faktura komedii Arystofanesa, a więc bezceremonialna fantastyka fabuły i przesadna karykatura postaci, pierwotny humor jarmarczny - sytuacyjny i słowny, luźność budowy pełna zrywów i przeskoków.
Konsekwentnie w tym stylu, zbliżonym do komedii dell arte potraktowano postać Kinezjasza w doskonałym, parodystycznym wykonaniu Janusza Gładysza, podobnie - acz z większą powściągliwością - przodownicę chóru (St. Kwaśniewska) i przodownika (Z. Jóźwiak). Obie te role odznaczały się soczystą komiką, zarysowaną wyraziście w obfitej modulacji środków głosowych i gestycznych. W ogóle, cały, bardzo duży zespół stworzył zgraną i zorganizowaną całość, bez wyraźnie słabych miejsc, zalecając się czystym mówieniem i dowcipną, pomysłową gestykulacją. Tytułową rolę grała pewnie Celina Bartyzel którą już aparycja heroiny pasowała na kobiecego hetmana spisku niewiast, walczących i zdobywających upragniony pokój - przez strajk małżeński, śmiałe atakowanie głosowe kwestii i dobra modulacja, rezolutna i pełna temperamentu interpretacja znaczeniowa, porywające apostrofy, szlachetny, klasyczny w wyrazie gest stworzyły postać Gromiwoi żywą, wdzięczną i stylową. Podobnie zaprezentowały się jej towarzyszki. Widownia przyjęła przedstawienie niezmiernie żywo, oklaskując burzliwie udane miejsca przy otwartej kurtynie.
Do braków w wykonaniu zaliczyć trzeba tłumienie emisji głosu przez maski, pewien nadmiar ewolucji orchestvcznvch w muzyce niektóre akcenty raczej wschodnie, bladą rolę Probulosa i nieprzeprowadzenie konsekwentnie w całości - stylu komiki ludowej. Jednak w ogólności przedstawienie jest inteligentne, żywe i sprawne. Śmiało nazwać je można wydarzeniem teatralnym.
Państwowe Teatry w Częstochowie prowadzą trzy sceny (łącznie z objazdową) przy zaledwie 60-osobowym zespole, dając rocznie 720 przedstawień (w objeździe 20 na miesiąc). Wynika stąd obraz zatrudnienia aktorów dość uciążliwy. Publiczność jest trudna, gdyż zawodzą nieoczekiwanie takie sztuki jak np. "Igraszki z diabłem" czy "Zemsta" - średnio idą "Maskarada" Lermontowa lub "Beatrix" Słowackiego (mimo ciekawej oprawy Krakowskiego) a udaje się "Balladyna", czy "Poemat pedagogiczny". Trudno tu zaiste wyczuć zainteresowania widowni. Przeciętnie ogląda sztukę ponad 20.000 widzów, o powodzeniu mówi się przy 40-50.000! Już z tych szczegółów wynika niezmiernie ważna i trudna rola teatrów "terenowych". Budynek teatru nowoczesny i obszerny, dobrze wyposażony, widownia wielka, liczy 700 miejsc. W repertuarze bieżącym - "Dzieci jednej matki" Afinogenowa i "Maturzyści", w próbach - "Sen nocy letniej". "Panna Maliczewska" i Jurgielewiczowej: "Kłopoty z mężczyznami". Jak widać repertuar umiejętnie i wszechstronnie dobrany.
Kieruje teatrami częstochowskimi od lat pięciu Edmund Kron, wytrawny dyrektor, reżyser i aktor, mając do pomocy reżyserów Lotara i Turską, oraz zaproszonych gości.