Artykuły

Tu nie Europa! Tu jest Polska!

- My wierzymy w wolność słowa i w wolność sztuki, ale - jak się okazało - one za bardzo w Polsce nie działają. To nasza ułuda. Z Mają Kleczewską i Łukaszem Chotkowskim rozmawia Mike Urbaniak na blogu Pan od Kultury.

Co to jest "Hejt Radio"? Maja Kleczewska: - Pomysł zrodził się z radia, które działało w Ruandzie przed ludobójstwem i które miało ogromny wpływ na uruchomienie ludzi ludobójstwa potem dokonujących. Program składał się wyłącznie z mowy nienawiści, w tym z nienawistnych piosenek. Hutu czuli dzięki tej stacji wspólnotę w przeżywaniu swojej nienawiści do Tutsi. "Nie jesteśmy sami, inni też tak myślą, a skoro jest taka siła, to możemy wszystko, możemy wcielić tę naszą nienawiść czynnie w życie, jest moc!". Ten rodzaj języka, deprecjonowania - delikatnie mówiąc - innych ludzi, wydał nam się bardzo podobny do języka, który znamy z Polski.

Łukasz Chotkowski: - I kiedy Malta Festival w Poznaniu odwołał pod presją spektakl "Golgota Picnic" i wybuchł kilkudniowy skandal, którym żyły wszystkie media, zaczęliśmy przeglądać fora internetowe i strony na Facebooku, które skupiały grupy protestujących przeciw temu spektaklowi. Była tam straszna mowa nienawiści. Kolejne osoby wymyślały czego to one nie zrobią z przeciwnikami. Wszystko to oczywiście było pisane z użyciem wulgarnego języka.

Maja Kleczewska: - To rosło w sposób lawinowy - dosłownie z minuty na minutę przybywały setki, tysiące lajków i komentarzy, że będzie przemoc, użycie siły, trwało ciągłe nakręcanie się agresją. Jednak my nadal byliśmy przekonani, że niemożliwym jest zablokowanie spektaklu teatralnego. Szybko stało się jednak jasne, że "Golgoty Picnic" nikt nie zobaczy, że siła internetu jest realna i wszyscy się boją. Wtedy już nie wychodziliśmy z sieci, oglądając kolejne strony i komentarze. Wieczorem poszliśmy do Nowego Teatru w Warszawie na czytanie odwołanej sztuki Garcii i po raz pierwszy w życiu doświadczyliśmy już nie wirtualnej, ale realnej przemocy słownej i fizycznej.

Jakiej?

Łukasz Chotkowski: - Mnie uderzono różańcem, moją narzeczoną miażdżono, przyjaciółkę skopano, koleżance napluto w twarz.

Maja Kleczewska: - To była dla nas totalna trauma. Do tego stopnia, że kiedy na drugi dzień było kolejne czytanie zorganizowane na placu Defilad myśmy już nie byli w stanie na nie pójść, nie mieliśmy siły na kolejną konfrontację z agresywnym tłumem. Koszt był jednak za duży.

Ta agresja was naprawdę zszokowała? Bo mnie nie bardzo, ale może dlatego, że brałem udział w pierwszych paradach równości w Polsce, na których nas atakowano, kopano, rzucano butelkami, workami foliowymi z ekskrementami. O wulgarnym słownictwie już nawet nie wspomnę.

Maja Kleczewska: - Widzisz, ja o tym tylko czytałam. Człowiek czyta gazetę i się dziwuje, nie może uwierzyć, aż tu nagle sam dostaje w głowę.

Łukasz Chotkowski: - A ja brałem udział w różnych demonstracjach, ale w przypadku protestu pod teatrem, o którym rozmawiamy przeraziła mnie "zwykłość" tych ludzi. To znaczy, nie byli to w większości kibole czy nazole, ale zwyczajni, przeciętnie wyglądający ludzie, starsze panie i panowie. I nagle z nich wylała się furia skierowana w naszą stronę.

Maja Kleczewska: - Przecież my nie planowaliśmy żadnej konfrontacji z nimi, żadnej walki. Chcieliśmy po prostu wejść do teatru i wziąć udział w czytaniu sztuki.

Łukasz Chotkowski: - Kiedy się szykowaliśmy do wyjścia, powiedziałem do Mai: "Zobaczysz, co tam się będzie działo!".

Maja Kleczewska: - A ja: "Łukasz, daj spokój. Co ma się dziać? Kogo obchodzi teatr?". Idziemy więc jak zwykle na dziewiętnastą i nie możemy wejść. Ktoś nas popycha, wyzywa, pluje na nas, a kiedy już jesteśmy w środku, podkłada w teatrze śmierdzącą substancję.

Łukasz Chotkowski: - Przez całe czytanie byliśmy zagłuszani, gwizdano, trąbiono, rzucano czymś w okna. Czuliśmy się jak zamknięci w bunkrze podczas trzeciej wojny światowej.

Po powrocie z teatru zaczynacie jeszcze intensywniej monitorować internet.

Łukasz Chotkowski: - Czytamy portale społecznościowe i w prawicową prasę. Obserwujemy jak to się rozwija i jak łączy w sieć powiązań.

Maja Kleczewska: - I nadal nie wierzymy w ten język, który tam znajdujemy. Oni piszą, co chcą zrobić drugiemu człowiekowi, co i w co chcą mu wsadzić, jak ukarać inną osobę za to, że ma inne poglądy, orientację seksualną czy kolor skóry. Używa się tam takich samych epitetów, jakich w swoim radiu używali Hutu. Nazywali Tutsi karaluchami.

Ten język znamy doskonale z naszej historii. Naziści nazywali Żydów robactwem, a robactwo - wiadomo - trzeba wytępić.

Łukasz Chotkowski: - Tak, zgniatamy insekty zanim się rozplenią.

I co my z tym robimy?

Łukasz Chotkowski: - Właśnie nic, absolutnie nic. Prawica - jak szybko się zorientowaliśmy - jest doskonale poinformowana o tym, co się dzieje w środowiskach nazywanych lewicowymi, co się pisze na portalach, w prasie, co jest planowane i czym się zajmują poszczególne organizacje, kto i jak w nich działa. A na tak zwanej lewicy panuje kompletna indolencja. Lekceważy się prawicowców i wyśmiewa, siedząc na placu Zbawiciela i popijając prosecco.

Maja Kleczewska: - Uważając, że oni są głupi, śmieszni i nieważni nieustannie ich bagatelizujemy i w związku z tym oddajemy im pole.

Łukasz Chotkowski: - Nie potrafimy się w niczym zjednoczyć, a oni się jednoczą znakomicie. Przez lata środowiska intelektualne i artystyczne ignorowały kolejne akty cenzury i próby odwoływania albo odwoływanie dyrektorów instytucji kulturalnych. Traktowano to naturalnie, jako codzienność. Tak, jak naturalnie traktuje się codzienną napaść słowną na homoseksualistów czy Żydów w polskim życiu publicznym. Nie zastanawiano się nad mechanizmami, jakie towarzyszą każdemu aktowi cenzury. Kolejne listy otwarte czy uniwersyteckie debaty nie mają żadnego przełożenia na drugą stronę. Wyczerpał się też język krytyczny sztuki, która obecnie stara się być niemal zawsze poprawna politycznie, co wzmacnia jeszcze bardziej prawicowych ideologów. Potrafimy za to palić czarownice, co pokazała afera z "Golgotą Picnic". Czarownicą był w tym przypadku Michał Merczyński, szef Malty, którego złożono na stosie. A wszyscy inni okazali się raptem bardzo radykalni.

Maja Kleczewska: - Sprawa "Golgoty Picnic" pokazała naszą kompletną niemoc wobec tej furii zorganizowanej nienawiści. My wierzymy w wolność słowa i w wolność sztuki, ale - jak się okazało - one za bardzo w Polsce nie działają. To nasza ułuda.

Łukasz Chotkowski: - Ułudą jest też dialog, który zawsze proponujemy. Podczas protestu pod Nowym Teatrem do skandującego tłumu wyszedł jeden z artystów Rodriga Garcii i zaczął tłumaczyć temu agresywnemu tłumowi: "Przecież tu jest Europa!". Na to jeden z protestujących odpowiedział mu po angielsku coś, co zapamiętam do końca życia: "Tu nie Europa! Tu jest Polska!".

Tę próbę rozmowy należy uznać za naiwność obcokrajowca. Przecież kiedy w wielu miejscach w Polsce zorganizowano w proteście przeciw odwołaniu "Golgoty Picnic" czytania sztuki, wszędzie gromadził się jakiś agresywny tłumek. Pamiętam doskonale dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu Krzysztofa Mieszkowskiego, który zapraszał protestujących, na czele których stał zakonnik dominikański, do wzięcia udziału w czytaniu, a potem w rozmowie. Nikt nie przyjął zaproszenia. Nie o rozmowę bowiem tu chodzi tylko o "zdeptanie insekta".

Łukasz Chotkowski: - W Bydgoszczy Paweł Łysak, ówczesny dyrektor tamtejszego Teatru Polskiego, wpuścił protestujących do teatru. Otworzył drzwi i powiedział: "Zapraszam!". Oni weszli, zaczęli zagłuszać czytanie, atakować zgromadzonych ludzi i na koniec rozlali jakąś silnie śmierdzącą substancję, jak w Nowym Teatrze w Warszawie. Media prawicowo-katolickie piszą nieustannie, że osoby o prawicowych poglądach i katolicy są w Polsce dyskryminowani i prześladowani, a my się pytamy: Kto tu kogo terroryzuje? Kto kogo zastrasza? Kto komu grozi? Kto chce "zgnieść zarazę"?

Z zarazą się nie dyskutuje, nie prowadzi się debat w teatrze. Zarazę, która zagraża polskości i kościołowi katolickiemu (taki jest, jak rozumiem, pogląd) należy unicestwić. Nie ma miejsca na półśrodki. Jedynym rozwiązaniem jest unicestwienie.

Maja Kleczewska: - Pod flagą biało-czerwoną! Bo to też odkryliśmy w internecie - wielki świat prawicowej muzyki, która odwołuje się do drugiej wojny światowej, do etosu polskiego żołnierza, powstańca. Jakby świat się zatrzymał i dzisiaj trzeba wkroczyć w bronią na barykady. Zabić wroga!

Ta muzyka jest naprawdę przerażająca. Trudno nawet tego słuchać. To nie tylko hejt w czystej postaci, ale zwyczajne nawoływanie do przemocy wobec innych ludzi. Niejaki Szmaletz w utworze "Rewolucja NSZ" (muzycznym "hołdzie na Narodowych Sił Zbrojnych" mającym ponad 300 tysięcy odsłon na YouTube) śpiewa:

Kim jest mój przyjaciel, który jest nieprzyjacielem

Co to za trucizna, która krąży w moim ciele

Jaka walka kiedy każdy może być wrogiem

Jaka zemsta gdy nie chcę zamknąć się w sobie

Prawą ręką ci pogrożę zdrajco, a nie lewą

Zima wasza, wiosna nasza. Czy widzisz to drzewo?

Zamiast liści będziesz właśnie tam wisiał

Twoja kamienica, moja ulica

Sam w swoim mieście, sam na ulicy

Chociaż głośno strzelam, nikt mnie nie słyszy

Podłożę bombę produkcji domowej

Czy mnie rozumiesz jeśli to jest w mojej głowie?

Łukasz Chotkowski: - I w tym kraju taki rodzaj twórczości nie budzi oburzenia, protestów. Można w Polsce śpiewać, że się kogoś powiesi albo że się podłoży bombę, natomiast polemizować z doktrynami religijnymi nie można. Jest też niezwykle agresywny rap, bardzo wulgarny, który z kolei mówi o tym, co należy zrobić z homoseksualistami.

O tym jest piosenka polskiego rapera Wuema Enceha "Zakaz pedałowania" także mająca kilkaset tysięcy odsłon. Tekst jest następujący:

Ty kurwo, pedale nawet nie wiesz jak cię błaźnię,

Latasz z dupą wciąż przy ścianie, zamiast żyć ruro normalnie,

Widzę, robisz to nachalnie, a co gorsza to legalne,

Co się dzieje w naszym państwie? Jakie to jest w chuj banalne.

Weź mi powiedz dlaczego nie używać słowa "pedał"?

Dla nich byłoby przyjemnie, nawet gdyby pies ich jebał,

Ty, spójrz mój koleżko: "Masz coś na brodzie",

Mówi chłopak do chłopaka, to po tym porannym lodzie.

Był mężczyzną, jest kobietą - taka, kurwa, mała zmianka,

Może uda się w "Top Model" trochę zarobić sianka,

Ale będzie sielanka, jak uderzy dziś nad disco,

Czarne rurki, choć bez paska, żeby z dupy zeszły szybko.

Ty myśl o mnie co chcesz, powiedz: zero tolerancji!

Ale dupa jest od srania - zakaz pedałowania!

Chłopak, dziewczyna to normalna rodzina,

Nie dwóch, kurwa, gejosów chcących adoptować syna.

Wszyscy bronią ich jak zwierząt zagrożonych wyginięciem,

Dla mnie to zdychajcie wszyscy, żyjecie za chuja w gębie,

Pedofile, lesby i te mendy geje,

Miejcie tą świadomość - cała Polska się z was śmieje.

Nie zamkniecie mi ust i nie spętacie rąk,

Ja pociągnę za spust wcześniej celując im w skroń,

Biała rasa, lecz nie broń, krzyż celtycki po prawej stronie,

Lewackie dziwki, tak jestem homofobem!

Łukasz Chotkowski: - Jest jeszcze trzecia grupa utworów, nie wiem, jak ją nazwać - może poezją śpiewaną. To są niby miłe, zabawne i sympatyczne pioseneczki.

Maja Kleczewska: - Na przykład o tym, że Żydzi zawisną na drzewie albo o tęczy, którą należy oczywiście spalić.

Do czego z kolei zachęca w swojej piosence Andrzej Rosiewicz. Utwór ma 200 tysięcy odsłon na YouTube i wywołuje salwy śmiechu.

Płonie już tęcza i płaczą geje,

Bufetowa jest wśród nas.

Odbudują znów tęczę złodzieje,

Podpalimy ją nie raz.

Patrzcie, tęcza już płonie ponad nad nami,

bo jest z nami dziewczynka z zapałkami.

Płonie już tęcza i płaczą geje,

Podpalimy ją nie raz!

Łukasz Chotkowski: - Na to jest totalne przyzwolenie, zarówno społeczne, jak i organów państwa. Wszyscy wydają się być zadowoleni. A to zaledwie wierzchołek góry lodowej. W sieci są portale, które gromadzą niezliczone ilości takich utworów. Świat prawicowej agresywnej muzyki to wielki rynek.

Maja Kleczewska: - I o tym się w ogóle nie mówi, bo filozofia jest taka, że jak o tym mówimy głośno, to promujemy. Nagłaśniamy coś, co powinno być przemilczane. Tyle, zdaje się, że taka strategia jest błędna, bo przemilczanie zamieniło się w ciche przyzwolenie. Ile można to przemilczać? Dlaczego nikt o tym publicznie nie rozmawia? Czy to wszystko może bezkarnie istnieć? Przecież to jest niezgodne z prawem obowiązującym w tym kraju! To nieustanne milczenie i pozwalanie na nienawiść w sieci zaczęło mieć też skutki w realu. Z forów przeniosło się do realnego życia. Najpierw były komentarze w sieci, a potem bicie ludzi pod teatrem. Najpierw sobie pośpiewamy, a potem zablokujemy każdy spektakl, każdą wystawę czy każdy film, który nam się nie spodoba. Wystarczy skrzyknąć się na Facebooku i blokujemy.

Blokujemy, bo sztuka obraża nasze uczucia religijne - to jest dzisiaj bardzo skuteczny bicz na sztukę i artystów.

Łukasz Chotkowski: - A moje uczucia obraża nieustannie pan Szmaletz, który śpiewa, że będę wisiał na drzewie zamiast liści. Dlaczego nikt z nim nic nie robi?

Wy zrobiliście "Hej Radio".

Łukasz Chotkowski: - To jest nasz sprzeciw wobec tego, co się dzieje i wyjęcie z podziemia tego, czym żyją setki tysięcy ludzi w Polsce

Maja Kleczewska: - Kiedy zabraliśmy się za pisanie scenariusza, nie wiedzieliśmy za co się wziąć. Po prostu wylało się na nas morze nienawiści z internetu. Postanowiliśmy skupić się na Romach, bo wtedy trwały antyromskie awantury wrocławskie oraz Żydach i gejach, bo to dwie najbardziej znienawidzone grupy w Polsce. Ale szybko też zauważyliśmy alians między skrajną prawicą, a Kościołem katolickim. Strony nacjonalistyczne przekierowują na fundamentalistyczne strony katolickie i odwrotnie. Okazało się, że to jest jedna wielka rodzina.

Łukasz Chotkowski: - To jest zastanawiające, prawda? Że ludziom uważającym się za katolików nie przeszkadza nawoływanie do zabicia bliźniego.

Maja Kleczewska: - Bo to katolickość fasadowa. Kluczowe jest w niej posiadanie wroga, ksenofobia, nawoływanie do przemocy.

A wróg czai się wszędzie, nawet bajkach i sklepach z zabawkami.

Łukasz Chotkowski: - O tym naucza odkryty przez nas ksiądz Sławomir Kostrzewa, którego nauki działają poprzez strach. Naucza on na przykład, że wielkim zagrożeniem dla katolickich dzieci jest Hello Kitty, bo to satanizm w czystej postaci. Podobnie jak kucyki Pony, jednorożce oraz klocki Lego. W nasze ręce wpadła, pięknie wydana i nietania książeczka "Brońmy dzieci i młodzież przed zaplanowaną demoralizacją", w której jest zdjęcie ikonicznej pracy Zbigniewa Libery "Lego. Obóz koncentracyjny" podpisane: "Najnowsze serie katalogów Lego budzą niepokój rodziców - dominuje nekroestetyka, ciemność, odwołania do świata śmierci, pojawiają się postaci rodem z horrorów i filmów grozy. Przyjazne dotąd ludziki, zastąpiły ludziki-potwory".

Czyli niedouczony ksiądz Kostrzewa jest przekonany, że Lego Libery jest po prostu w sprzedaży?

Maja Kleczewska: - Tak, on nie wie, że to dzieło sztuki. Myśli, że można je po prostu kupić dzieciom. Auschwitz w Smyku!

Łukasz Chotkowski: - Kiedy to czytaliśmy, szczęki nam poopadały. Ta ilości przeinaczeń, manipulacji, kłamstw.

Maja Kleczewska: - Pomyśleliśmy wtedy, co by było, gdyby w Polsce powstała stacja radiowa, w której można by to wszystko powiedzieć. Oto dajemy wam rozgłośnię, w której możecie mówić, co chcecie. Zapraszamy! Nie bójmy się wskazać tych, którzy deprawują nasze dzieci! Pokażmy, gdzie się kryją karaluchy chcące zniszczyć Polskę!

I rozpoczęliście współpracę z Radiem Kraków.

Maja Kleczewska: - Tak, koncepcja była taka, że wpisujemy przygotowany przez nas scenariusz w zwykłą ramówkę radia. Słuchacze nic nie wiedzą. Po prostu włączają radio i słuchają swoich ulubionych programów, ale orientują się w pewnym momencie, że coś jest nie tak, że sączy się z głośników mowa nienawiści.

Teksty były wymyślone przez was?

Maja Kleczewska: - Nie musieliśmy nic wymyślać. Wszystko zostało wzięte z prawicowych mediów. Ale szybko się okazało, że to, co wysłaliśmy nie może być wplecione w ramówkę, że zostanie wyemitowane w specjalnym bloku późno wieczorem. Pomyśleliśmy, że może rzeczywiście inaczej nie da się tego zrobić, bo to publiczne radio, ma różne ograniczenia. Nie przeczuwamy jeszcze niebezpieczeństwa. Do momentu kiedy otrzymaliśmy taką wersję naszego słuchowiska, w której co chwila pojawiają się dżinge "Hejt Radio, Hejt Radio" - czyli Radio Kraków zaczyna spojlerować całość, ogłaszając wszem i wobec: "Uwaga! Nie dajcie się nabrać, to jest fikcja! To słuchowisko!". A nam jednak zależało, żeby ludzie o tym nie wiedzieli. Dla nas to nie była fikcja, ale rzeczywistość.

Czyli radio zaczyna się, jak rozumiem, zabezpieczać.

Maja Kleczewska: - Coraz intensywniej.

Łukasz Chotkowski: - I, ingerując w stworzone przez nas dzieło, zaczyna je bez naszej zgody przemontowywać. Dostajemy co chwilę coraz krótsze wersje. Z dwóch godzin robi się najpierw półtorej godziny, a potem godzina.

Maja Kleczewska: - Cenzurowanie odbywa się na polecenie szefa Radia Kraków Marcina Pulita, który dokleja do naszego słuchowiska jakąś kampanię społeczną "Stop językowi nienawiści", o której dowiadujemy się z mediów. Kiedy próbujemy interweniować, słyszymy, żebyśmy się nie wtrącali, bo to ich program.

Łukasz Chotkowski: - W końcu dostajemy od prezesa Pulita godzinną wersję "Hejt Radia" z informacją, że trzeba było całość skrócić, bo poprzednio były dłużyzny i źle się tego słuchało, a teraz słucha się dobrze.

Łukasz Chotkowski: - Zasiedliśmy więc do ocenzurowanej wersji, żeby ją dokładnie przesłuchać i porównać z naszą. Okazało się, że wycięto z niej wszystkie fragmenty dotyczące wspomnianego już księdza Kostrzewy, arcybiskupa Henryka Hosera atakującego "ideologię gender", cudów Jana Pawła II, aborcji i Krucjaty Różańcowej.

Usunięto wszystko, co jest w jakikolwiek sposób związane w Kościołem katolickim?

Maja Kleczewska: - Dokładnie. Okazało się, że nacjonalizm i katolicyzm nie mogą wystąpić razem, że nie można - broń Boże! - mówić o tym, że idą ręka w rękę, czego, jako żywo, doświadczyliśmy pod Nowym Teatrem, kiedy bito nas różańcem i panie z krzyżem w ręku wyzywały nas od kurew. Mówienie o tym osobliwym aliansie w publicznym radiu jest niewygodne i niebezpieczne. Nie można w Krakowie, w którym jeździ papieski tramwaj, umieszczać Jana Pawła II w niekorzystnym dla niego kontekście.

Łukasz Chotkowski: - Można za to lżyć i grozić wszystkim innym. Można w naszym kraju śpiewać "Ty kurwo, pedale nawet nie wiesz jak cię błaźnię", grozić zabiciem, podpaleniem, skonstruowaniem bomby. Nie można za to wyrażać się krytycznie o Kościele katolickim - wtedy zaczyna się terror wspierany przez organy państwa, które chętnie sięgają po paragraf o obrazie uczuć religijnych.

I jak się do tego wszystkiego ma artykuł 73 Konstytucji RP, który brzmi: "Każdemu zapewnia się wolność twórczości artystycznej, badań naukowych oraz ogłaszania ich wyników, wolność nauczania, a także wolność korzystania z dóbr kultury"?

Łukasz Chotkowski: - Nijak, bo to jest martwy zapis. Ten artykuł łamany jest codziennie. Konstytucja w Polsce nic nie znaczy. Tam, gdzie państwo powinno interweniować, bo nawołuje się do przemocy wobec drugiej osoby - nic się nie dzieje. A tam, gdzie wolność twórczości artystycznej powinna być chroniona, łamie się ją. Wszystko jest postawione do góry nogami.

Maja Kleczewska: - I coraz częściej, co jest przerażające, zaczyna działać w Polsce cenzura prewencyjna. Działania prezesa Radia Kraków to kolejna jej odsłona.

Łukasz Chotkowski: - Jakim prawem prezes polskiej instytucji państwowej, ingeruje w stworzone przez artystów dzieło? To działanie czysto polityczne.

Maja Kleczewska: - Myśmy przez wiele lat pracy w polskim teatrze nigdy się z czymś takim nie spotkali. Nigdy nie było tak, że na próbę generalną przychodzi dyrektor i mówi, że mamy usunąć jakąś scenę, bo jest mu ona niewygodna. Tymczasem w Radiu Kraków to zrobiło, dlatego chcemy głośno zaprotestować i powiedzieć, że nie mamy z tym nic wspólnego. Nie podpisujemy się pod "Hejt Radiem". Niech się pod nim podpisze cenzor Marcin Pulit.

Jaka lekcja wynika z tej całej historii?

Maja Kleczewska: - Taka, że jeśli nadal będziemy jedne rzeczy cenzurować, a inne twardo przemilczać, to niedługo - jak śpiewa pan Szmaletz - zawiśniemy wszyscy, jak tu siedzimy, na jednym drzewie.

_____

Maja Kleczewska jest jedną z najważniejszych polskich reżyserek teatralnych. Ukończyła psychologię na UW i reżyserię dramatu w PWST im. Ludwika Solskiego w Krakowie. Zadebiutowała w 2000 roku i od tego czasu wyreżyserowała blisko 30 spektakli. Uważa się ją za specjalistkę od Elfriede Jelinek, której teksty wystawiała niejednokrotnie. Jest laureatką wielu nagród, m.in. Lauru Konrada i Paszportu "Polityki". Od kilku lat współpracuje z dramaturgiem Łukaszem Chotkowskim. Obecnie reżyseruje w Teatrze Powszechnym w Warszawie "Szczury" Gerharta Hauptmanna, które będą miały swoją premierę na Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Boska Komedia w Krakowie.

Łukasz Chotkowski jest dramaturgiem i reżyserem teatralnym, absolwentem Akademii Teatralnej w Warszawie. Autor sztuk, tekstów teoretycznych, adaptacji i instalacji wideo, kurator festiwali teatralnych i performer. Od siedmiu lat współpracuje z reżyserką Mają Kleczewską, z którą przygotowuje obecnie w Teatrze Powszechnym w Warszawie "Szczury" Gerharta Hauptmanna, które będą miały swoją premierę na Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Boska Komedia w Krakowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji