Legendy - legenda i rzeczywistość
Pomysł wystawienia "Legendy" Stanisława Wyspiańskiego w obrębie wzgórza wawelskiego był tyle śmiały, ciekawy co ryzykowny. Rzecz firmuje Stary Teatr, który na Dni Krakowa oddał część twoich artystów dla realizacji tego przedsięwzięcia. Byłem i jestem zwolennikiem tego pomysłu. Legenda mówi nie tylko o tym, że Solski przyjechawszy do Wyspiańskiego poddał się jego sugestiom, wskazówkom reżyserskim po to, by dać we Lwowie prapremierę "Legendy". W ten sposób Pawlikowski wykorzystał (rezydując we Lwowie) konflikt między Wyspiańskim i Kotarbińskim w Krakowie i według tradycji twórca telegrafował do stolicy ówczesnego zaboru austriackiego do Pawlikowskiego: "Na to napisałem drugą Legendę, aby nie grać pierwszej"... Oczywiście nas interesuje głównie to co jest tworzywem dramatycznym sztuki - historia Wandy co nie chciała Niemca, to co współcześnie teatr wybiera do realizacji, kierując się odpowiednim wydaniem i - powiedzmy - egzemplarzem reżyserskim Solskiego. Solski chciał zresztą eksponować i w Krakowie dzieło, które po premierze lwowskiej jednak poniosło klęskę. Wyspiański na to nie pozwolił.
"Legenda" jest pełna zapożyczeń gwarowych, język sceniczny poszczególnych części przysłonięty jest patosem. Mnóstwo tam neologizmów. Słynna modernistyczna skłonność Wyspiańskiego do różnych chwytów stylistycznych znalazła oto bardzo rozbudowane wątki w dwóch wersjach (wydaniach) dzieła. Ma on walory - moim skromnym zdaniem - raczej czegoś w rodzaju scenariusza operowego.
Na Wawelu zobaczyliśmy przedstawienie zrealizowane w dość nieciekawym miejscu, na skraju wschodnim u odbudowanych murów i budynku dawnych kuchni królewskich. KAZIMIERZ WIŚNIAK i MACIEJ PREYER przysłonili jakimiś łatami deskowymi wejścia do... miejsc ustronnych, za drzewem po prawej stronie (od widowni) wystawili dwie drewniane wieże obserwacyjne? obronne? Po stronie przeciwnej stał tron Kraka.
Aktorzy Starego Teatru oraz aktorzy występujący gościnnie o renomowanych nazwiskach dali się wplątać w dziwny spektakl, który ma w sobie dość poważne realizacyjne błędy. Polegają one głównie na niespójności stylistycznej wszystkich pomysłów. Zgoda. Wyspiański dość wyraźnie sięga po współczesny mu folklor, ale chce przez to jakoś prześwietlić legendarną przeszłość Krakowa, Wandy, Kraka, tą resztą obyczaju sobótkowego, przyśpiewek weselnych itd. KRYSTIAN JANKOWSKI zanadto zaufał chyba swoim możliwościom realizacyjnym. Sceny, w których ANDRZEJ BUSZEWICZ jako Krak, BEATA WOJCIECHOWSKA jako Wanda, HENRYK MAJCHEREK jako guślarz grają swoje kwestie w pewnym dystansie do bałaganu scenicznego - można jeszcze wyodrębnić jakieś cechy postaci. Ich patetyczne zwroty wywołują zainteresowanie widza. Niszczy je niestety narrator, którego głos przez megafony chrypiał niemożliwie i rozwalał cały nastrój. Bitwa u wież strażniczych rozegrana była w tej przestrzeni za małą ilością ludzi, przestawała być figurą teatralną, stawała się przepychanką. Czy nie można inaczej realizować scen zbiorowych "Legendy"? Można. Otóż zakończenie kiedy reżyser jakby białym pasmem ludu krakowskiego przystania tragedię Wandy i kończy wzniośle ów dramat legendarny - przypadło mi do gustu. Strona muzyczna zawdzięcza wiele BOGDANOWI DŁUGOSZOWI; materii pomieszanie w tym względzie wywołuje pewne napięcie między ludowymi melodiami krakowskimi i ciekawymi pasmami dźwięków, klastrami wywołującymi nastrój grozy i patosu.