Artykuły

Nigdy po stronie władzy

- Tu jest nasze miejsce, zawsze po stronie ludzi biednych, zawsze po stronie ludzi zbuntowanych. Nigdy po stronie władzy - mówi reżyser i dyrektor JACEK GŁOMB przed prezentacją przedstawień z Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy na festiwalu Genius Loci w Nowej Hucie.

Jacek Głomb od dziesięciu lat w brawurowy sposób prowadzi legnicką placówkę, która przez ten czas z prowincjonalnej sceny zmieniła się w prężne miejsce, stojące odważnym teatrem zaangażowanym. Trzy przedstawienia z Legnicy: "Szawła", "Made in Poland" i "Plac Wolności", możemy obejrzeć w najbliższych dniach w ramach festiwalu Genius Loci w Łaźni Nowej.

Szymon Jadczak: Siedział Pan w młodości dość długo w Krakowie. Ale zamiast rewitalizować Nową Hutę, wyjechał Pan szerzyć kulturę w Legnicy...

Jacek Głomb: No, tak się ułożyły moje losy osobiste. Wyjechałem z Krakowa z niechęcią do pewnego krakowskiego standardu, do tego, że to zawsze było miasto mieszczańsko-akademickie. Powiem szczerze - miałem trochę dosyć Krakowa. To też były specyficzne czasy, początek lat 90., kiedy nie było jeszcze takich śmiałych projektów jak Łaźnia Nowa, ten kraj dopiero wychodził z PRL. Pewnie gdyby były takie możliwości, gdyby ktoś mi to zaproponował, to postępowałbym tak jak Bartek Szydłowski w Łaźni.

Mówi Pan o wychodzeniu z PRL. Czy wyjazd do Legnicy nie był właśnie wskoczeniem do przeszłości. Legnica to miasto, w którym czas się zatrzymał...

- Ja nie wiedziałem do końca, gdzie jadę. Gdy skończyłem szkołę, miałem poczucie, że muszę znaleźć swoje miejsce, że muszę mieć swój świat, w którym będę mógł budować od podstaw. Pochodzę z Tarnowa, tam mieszkają moi rodzice. Właściwie mógłbym tam spokojnie dożyć swoich dni, będąc synem znanych rodziców. Bardzo ich kocham, ale nie chciałem budować swojego życia na rodzinie. I dlatego cieszę się, że pan Bóg rzucił mnie do Legnicy. Nie ma miejsca lepszego do stworzenia teatru społecznego, politycznego niż Legnica, to jest wyjątkowo popękane miasto, w sensie historii, materii, ducha, wielonarodowości, tego wszystkiego, co tam było najpierw niemieckie, potem sowieckie, później polskie, ukraińskie, cygańskie, łemkowskie. W tym mieście jest dziesięć tysięcy przestrzeni, które pozwalają nam robić taki teatr, jaki lubimy, czyli teatr społeczny, komentujący rzeczywistość wokół nas. Ale ma pan rację, że to, co robimy w Legnicy, jest ciągłą walką z pewną nostalgią. To jest bardzo czerwone miasto, Jerzy Szmajdziński dostał tam w ostatnich wyborach 21 tysięcy głosów. Myślę, że naszym teatrem, w którym podejmujemy konkretny rozrachunek z tamtym minionym światem, możemy zmieniać tę rzeczywistość.

Czy w realiach Nowej Huty te przedstawienia nabierają nowych znaczeń?

- Tak, dlatego jesteśmy tu, a nie w Teatrze Słowackiego. Nie dlatego, że nas nikt tam nie zaprosił, bo to inna sprawa, ale tu mamy takie poczucie, że te spektakle wpiszą się w pewną rzeczywistość. To jest teatr, którego na salonie nie da się robić. Na salonie wypadlibyśmy dużo słabiej, byłby pewnie duży dysonans wobec jego oczekiwań. Tu jest nasze miejsce, zawsze po stronie ludzi biednych, zawsze po stronie ludzi zbuntowanych. Nigdy po stronie władzy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji