Artykuły

Ani jednej pustej chwili

Krakowski Salon Poezji - Poezja Konstandinosa Kawafisa w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Od piątej, może od ósmej minuty kurczyło się przekonanie, że to wszystko miało chwilę temu swój początek, od piątej, ósmej minuty nabierało znamion pewności zdumiewające przeczucie, że niespieszne falowanie głosu Radosława Krzyżowskiego, mruków kontrabasu Marcina Olesia i nucenia Jorgosa Skoliasa jest dźwiękową formą nieskończoności, że występ ich nigdy nie miał prologu i nigdy nie nastąpi jego epilog, że suną po okręgu, za każdym nawrotem, powtarzając siebie sprzed chwili, że od zawsze trwali tak, krążyli, nie ruszając się z miejsc, kiedyśmy w niedzielę przyszli ich posłuchać przez godzinę, i że gdy odejdziemy, oni zostaną, czekając albo nie czekając na innych, co przyjdą posiedzieć przez chwilę blisko tej ich nieskończonej adoracji brzmień zapętlonych czule... Niechętnie wstrzymałem ruch słów, stawiając trzy kropki.

O ostatnim Salonie Poezji, godzinie wierszy Konstandinosa Kawafisa, winno się pisać jednym, długim, jak najdłuższym zdaniem, zdaniem rozbudowanym niczym, wybaczcie szaleństwo porównania, akapity opowieści o czasie, do których Marcel Proust doklejał wciąż nowe, zapisane kartki. Inaczej nie można się zbliżyć do sedna godziny Krzyżowskiego, Olesia i Skoliasa.

Nie chodzi o sportretowanie takim "wężem" jakiejś szczególnej komplikacji ostatniego salonu, nie chodzi o danie świadectwa rozwlekłości, nudzie lub usypiającej monotonii. Nie. Zdanie ogromne, na całą stronicę, byłoby blisko nadzwyczajnej wewnętrznej spójności seansu aktora, kontrabasisty i śpiewaka, dla którego język Kawafisa jest językiem pierwszym. Jakby to był jeden, godzinę trwający oddech lub seria wdechów i wydechów, bez szans na sekundę bezdechu bądź jakby to był rozciągnięty na godzinę jeden akord, zagrany, co ongiś uczynili Bitelsi, na wielu fortepianach. Ciemny mruk kontrabasu. Jak ciepła plastelina głos aktora, pięknie zgubionego w ogromnych frazach Kawafisa. Prestidigitatorskie gardło Skoliasa, który, gdyby tylko zechciał, mógłby swobodnie gadać z każdym zwierzęciem świata. No i już źle mówię, źle, bo wymieniam główne składniki, wyliczam, stwarzając wrażenie, że trzy te brzmienia żyły osobno. Nie, one się wzajem nicowały, podpierały.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji