Artykuły

Majdan dla myślących krytycznie

- Na afiszu Teatru Powszechnego w Warszawie są "Dzienniki Majdanu" w reżyserii Wojtka Klemma. To spektakl na podstawie relacji demonstrantów z kijowskiego Majdanu. Wzrusza, przypomina dramatyczne wydarzenia i zmusza do dyskusji. Ma dotrzeć do środowisk kulturalnych - mówi Joanna Wichowska, dramaturżka przedstawienia.

Z Joanną Wichowską rozmawia Edyta Błaszczak

Co pani czuła obserwując wydarzenia na kijowskim Majdanie?

- Miałam syndrom Ukraińca na emigracji - spędzałam przy komputerze całe dnie i noce, nie mogąc się oderwać od kolejnych doniesień. Odczuwałam całe spektrum emocji. Od wielkiego entuzjazmu, który był na początku, po przerażenie pierwszymi pobiciami studentów 30 listopada w nocy. Potem były kolejne fale entuzjazmu i lęku, że tam się zaraz poleje krew. Rozpacz, żałoba - kiedy ta krew się rzeczywiście polała i zginęli ludzie. Jednocześnie dużo myślałam o tym, że ten mikroorganizm, to państwo w państwie i miasto w mieście, którym był Majdan, to jest taki model, od którego my powinniśmy się uczyć. Polacy nie doceniają Majdanu jako propozycji systemu opartego na samoorganizacji, na oddolnych inicjatywach, antyhierarchicznego, włączającego różne środowiska. Zamiast tego skupiliśmy się na sensacjach. Europa mogłaby uczyć się od majdanowców.

Czego dokładnie?

- Determinacji w walce o lepszy świat, najprościej mówiąc. I przede wszystkim myślenia politycznego - poczucia indywidualnej odpowiedzialności za kształt kraju. Jedno z haseł Majdanu brzmiało: "Jeśli nie ja - to kto?". Europejczycy lubią krytykować Europę, przytaczać kolejne argumenty na to, że Unia nie jest systemem idealnym. Patrzyliśmy z wyższością na Ukraińców, którzy manifestowali pod unijnymi flagami. Myśleliśmy, że to naiwność albo niezrozumienie, czym Europa naprawdę jest. To poczucie wyższości jest bardzo wygodne. I często podszyte ignorancją. Łatwo krytykować Europę od środka. Trudniej zrozumieć, co ona oznacza dla Ukraińców. Chęć wyrwania się z orbity wpływów agresywnego imperium i dołączenie do bardziej stabilnego świata, w którym nikt nie podważa prawa twojego państwa do istnienia, jest czymś godnym bezwarunkowego poparcia. Karol Modzelewski mówił w jakimś wywiadzie, że on nie siedział w więzieniu ani za komunizm, ani za kapitalizm, tylko za wolność. Ukraińcy nie wyszli na ulicę w imię neoliberalnego porządku, tylko w imię wolności, jakkolwiek szumnie to brzmi. Powinniśmy przynajmniej starać się to zrozumieć.

"Dzienniki" to dokument na scenie?

- W spektaklu Wojtka Klemma nie chodzi o relacjonowanie wydarzeń. Korzystając z tekstu dokumentalnego, Klemm tworzy spektakl, który dokumentem nie jest. Ryzykowne zadanie. Dla mnie najważniejsze byłoby zadanie pytania, co nasze postrzeganie wydarzeń na Ukrainie mówi o nas samych. Ciekawi mnie skonfrontowanie Polaków z ich własnym myśleniem na temat Ukrainy.

Stróż na parkingu na Pradze-Północ, to zaledwie dwa kilometry od Powszechnego, zainteresowany polityką, często mnie pyta, dlaczego mamy pomagać Ukrainie, przecież sami mamy wiele problemów. Kogo ta sztuka ma zaczepić? Zaangażowanych w ukraińskie sprawy, obojętnych, krytyków?

- To jest dobre pytanie. Wydarzenia odbywające się w teatrze trafiają do określonych, w gruncie rzeczy dość wąskich kręgów ludzi. I akurat te środowiska, nazwijmy je "kulturalne", wcale nie tak łatwo "zaczepić". Wielu ludzi, którzy mają ambicję myślenia krytycznego o świecie, po tylu miesiącach obecności Ukrainy w mediach, teraz już też myśli, jak ten pan z parkingu - co to mnie obchodzi, ja mam własne problemy. To jest znaczący punkt widzenia, który warto próbować podważyć. W Polsce wszystko, co się dzieje na Ukrainie, zaczęliśmy ostatnio sprowadzać do pytania o to, czy my jesteśmy tu bezpieczni, czy NATO jest w stanie nas chronić. Ukraina z jej problemami niemal zniknęła z pola widzenia. Rozmawiamy ponad głowami Ukraińców z partnerami na Zachodzie i z Rosją. Przeraża mnie to. To jest przecież ogromny, sąsiedzki kraj, z którym wiążą nas związki i historyczne, i geograficzne, i kulturowe. Zamiast wspierać Ukrainę, która wciąż przeżywa rewolucję, odsuwamy się od niej z powodu wojny, z której niewiele rozumiemy. My też jesteśmy odpowiedzialni za to wszystko, co się tam dzieje, a przynajmniej powinniśmy. Jeśli będziemy zajmować się tylko myśleniem o naszych problemach, o naszych nieudolnych politykach i o naszych dziurach w drogach, no to wycofujemy się na bardzo bezpieczne pozycje chronienia własnego małego świata. Właśnie taka postawa pozwala miękkim i twardym reżimom działać i trzymać ludzi za gardło. Nie chodzi mi tylko o solidarność, o jakieś gesty wsparcia czy akcje charytatywne. Trzeba powtarzać, że to, co się dzieje na Ukrainie, jest problemem Europy, naszym wspólnym problemem. I warto wychodzić poza różnego rodzaju klisze myślenia.

Jak to zrobić?

- Analizować fakty, słuchać, czytać, rozmawiać. Ukraina schodzi z pierwszych stron gazet. Jeśli nie dzieje się tam nic spektakularnego w stylu zestrzelenia samolotu, to właściwie jej już nie ma w mediach. Wraca na krótko przy okazji wyborów, których wyniki zresztą pokazują, jak bardzo bezzasadne i wydumane są wszystkie te europejskie lęki przed ukraińskim nacjonalizmem i skrajną prawicą. Nasz projekt w Powszechnym to próba połączenia różnych perspektyw. Polskiej; w postaci np. czytania adaptacji książki Ziemowita Szczerka "Przyjdzie Mordor i nas zje" czy debatowania pod kontrowersyjnym tytułem "Biedni Polacy patrzą na Ukrainę". Ale zrealizowaliśmy też szereg wydarzeń z udziałem ukraińskich artystów. Oni sami myślą o wydarzeniach w Ukrainie w różny sposób.

Jak byłam kilka tygodni temu na zachodniej Ukrainie - wydawało mi się, że zwykły człowiek marzy o pokoju. Ludzie byli zmęczeni wojną, oni nie byli gotowi na poświęcanie własnej młodzieży na walkę o teren, który nie chce być w Ukrainie.

- To tylko część prawdy i o to ludzie na Ukrainie też się spierają. Przykładem tego sporu o wojnę i na temat tego, co myśleć o Donbasie, jest czytanie realizowane przez Pawła Jurowa z aktorami Teatru Powszechnego. W tekście zbudowanym na podstawie wywiadów z ukraińskiej prasy z separatystami i żołnierzami ukraińskimi, i z mieszkańcami Donbasu, Jurow pokazuje zderzanie się poglądów i rozjeżdżanie się tej oficjalnej narracji ideologów tzw. Noworosji i zwyczajnych ludzi, których nie można gremialnie wrzucić do worka prorosyjskiego. Tam jest cała masa ludzi, którzy się identyfikują z Ukrainą. Tekst Jurowa jest doskonałym przykładem na to, jak te relacje są skomplikowane. Wystawa kolektywu kuratorskiego Hudrada z Kijowa "Referendum w sprawie wyjścia z rodzaju ludzkiego", którą można oglądać w Teatrze Powszechnym do grudnia, nawiązuje do sytuacji ukraińskiej - referendów, które się odbyły na Krymie i w Donbasie i posłużyły Rosji do podzielenia i zdestabilizowania Ukrainy. Ale jednocześnie zadaje pytania dotyczące nas wszystkich, jako członków wielkiej i jakoby szlachetnej ludzkiej rodziny. Może lepiej byłoby się przenieść do świata zwierząt albo roślin? Artyści zaproszeni przez Hudradę zadają te pytania dość perwersyjnie i prowokacyjnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji