Artykuły

Telewizja może uczyć gustu

Tempo produkcji sprawia, że reżyserzy teatralni czują się u nas nieco skrępowani, a do głosu częściej dochodzą filmowcy. Nie zamierzam rezygnować z usług tych drugich, ale zależy mi na powrocie tej specyficznej atmosfery, którą teatr różni się od kina - przed festiwalem Dwa Teatry w Sopocie mówi Paweł Konic, kierownik artystyczny Teatru Telewizji w rozmowie z Krzysztofem Feusettem.

W jakim kierunku będzie zmierzał Teatr Telewizji pod pana władaniem?

PAWEŁ KONIC: Postawiłem przed sobą kilka celów. Po pierwsze, chciałbym sprawić, by spektakle znowu gościły na ekranie w cztery, a nie - jak obecnie - trzy poniedziałki w miesiącu, a także, by rozpoczynały się, jak przed laty, o dwudziestej z minutami. Druga kwestia dotyczy liczby realizowanych przedstawień. Jeszcze 8 lat temu Teatr Telewizji nagrywał około stu spektakli rocznie. Dzisiaj jest ich dwadzieścia kilka. Uważam, że te liczbę trzeba zwiększyć co najmniej dwukrotnie. Tylko wtedy uda się wskrzesić scenę dla dzieci i młodzieży, która od dłuższego czasu żywi się wyłącznie powtórkami.

Jak pana plany przyjmowane są na Woronicza?

Z życzliwym zamyśleniem. Dobijam się, gdzie mogę. Z rozmów z członkami zarządu i radą programową wynikało, że panuje zgoda co do tego, iż Teatr Telewizji trzeba otoczyć specjalną opieką. Do rozstrzygnięcia pozostają kwestie finansowe. To jeden z ważniejszych wątków, bo bez odpowiednich nakładów nie da się np. wystawiać repertuaru klasycznego, który nie powinien leżeć odłogiem. Zapoznałem się z listą premier przygotowanych przez telewizję od 1985 r. do dzisiaj. Nie ma na niej "Nie-boskiej komedii", "Fantazego", słabo reprezentowany jest dramaturgiczny dorobek oświecenia. Wiem, że młodzi reżyserzy traktują dziś klasykę nieco powściągliwie, jednak od czasu do czasu pojawiają się przecież interesujące spektakle oparte na dziełach z kanonu polskiej literatury.

Czy myśli pan o przeniesieniach przedstawień teatralnych na mały ekran?

Planujemy na sopockim festiwalu, sesję poświęconą temu zagadnieniu. Wydaje mi się, że wątpliwości nie powinno budzić, czy przenosić spektakle, ale w jaki sposób to robić i jak często. Chciałbym, żeby Teatr Telewizji był miejscem popularyzacji teatru żywego planu. Jest wiele miasteczek i wsi, do których zespoły teatralne przyjeżdżają raz na dekadę albo wcale.

Jak pan ocenia dorobek swego poprzednika, Jacka Wekslera?

Dobrze, bo mam wrażenie, że ostatnimi czasy należycie doceniono repertuar współczesny. Tym, co mnie lekko niepokoi, jest produkcyjny reżim, jaki wytworzył się w Teatrze Telewizji, wynikający z problemów finansowych. Zbyt dużo musimy kierować do produkcji spektakli kameralnych. Chciałbym, żeby przedstawienia miały trochę więcej rozmachu, żeby smakowite przekąski przeplatały się z wystawnymi daniami. Tymczasem tempo produkcji sprawia, że reżyserzy teatralni czują się u nas nieco skrępowani, a do głosu częściej dochodzą filmowcy. Nie zamierzam rezygnować z usług tych drugich, ale zależy mi na powrocie tej specyficznej atmosfery, którą teatr różni się od kina. Na częstszym operowaniu skrótem myślowym, metaforą, większym skupieniu aktora na pracy nad rolą. Trudno zwłaszcza o to ostatnie, gdy zdjęcia trwają zaledwie kilka dni, ale przecież można robić więcej prób.

Co obejrzymy w najbliższym czasie?

Filip Zylber zrealizował spektakl "Miłości" według opowiadań Olgi Tokarczuk, pokaże go Studio Teatralne Dwójki w przeddzień zakończenia sopockiego festiwalu. Realizujemy "Wniebowstąpienie" Tadeusza Konwickiego w reżyserii Macieja Englerta, będzie to przetworzenie spektaklu z warszawskiego Teatru Współczesnego. Wśród adaptacji prozy warto wymienić też "Księcia nocy" na podstawie opowiadań Marka Nowakowskiego. Z nowych odczytań klasyki zaproponujemy "Intrygę i miłość" Fryderyka Schillera w reżyserii Macieja Prusa, a Andrzej Seweryn wyreżyseruje "Antygonę" Sofoklesa. Cieszę się, że wiele ról w tych przedstawieniach przypadło bardzo młodym aktorom, debiutującym na małym ekranie.

Czy widz telewizji publicznej jest dziś dobrze przygotowany przez nią samą do oglądania spektakli o wysokiej randze artystycznej?

Tak i nie. Mam wrażenie, że dobry teatr zawsze się obroni. Nie musi być nudny czy niezrozumiały dla masowej widowni, przecież wybitna kreacja aktorska zainteresuje również tych, których na co dzień pochłaniają seriale. Z drugiej strony - bez współpracy Teatru Telewizji z redakcją publicystyki kulturalnej nie wyobrażam sobie realizacji moich planów. Bez wspólnego przekonania, że telewizja to medium, które może uczyć gustu i wpływać na myślenie widzów o sztuce i kulturze, bez zmian dotyczących prezentowania problematyki kulturalnej, niewiele uda się zrobić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji