Artykuły

Zelenka (niestety) mało śmieszny tym razem

"Dubbing street" w reż. Roberta Talarczyka w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Marta Odziomek w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Mistrz humoru i absurdu zza Olzy zawodzi. Jego "Dubbing street" w Teatrze Śląskim w Katowicach nie jest -jak byśmy wszyscy chcieli - zwariowaną opowieścią o dobrotliwych dziwakach przesyconą dowcipnymi gagami, ale karykaturalnym obrazem człowieka staczającego się na dno przez butelkę whisky.

Petr Zelenka statystycznemu Polakowi kojarzy się zwykle z filmem: ciepłym, zabawnym, trochę absurdalnym i o miłości. Ale autor "Guzikowców" od kilku lat jest także związany ze sceną: pisze sztuki teatralne, reżyseruje spektakle, również w naszym kraju.

"Dubbing street", który pokusił się wystawić Teatr Śląski, został napisany nazamówieniejednej z praskich scen. Mimo to jest to jednak scenariusz bardzo "filmowy". To znaczy przeładowany infantylnymi, "z życia wziętymi" dialogami, poszatkowany na krótkie sceny, wymagający od aktorów utrzymania dość szybkiego tempa gry i emocjonalnego rozedrgania, a od widza - indywidualnej syntezy tego właściwie niedokończonego - bo bez kropki nad "i" - dzieła.

Bohaterami sztuki jest rozwodzące się, a więc również zamykające pewien etap w swoim życiu, małżeństwo: nadgorliwy Paweł i wciąż atrakcyjna Ewa. Oboje prowadzą miniaturowe studio dubbingowe znajdujące się na skraju bankructwa.

W walce dzielnie pomaga im zaprzyjaźnione rodzeństwo: skryty, zdra-dzający skłonności homoseksualne Karol oraz Lada, która za wszelką cenę chce zrobić karierę wokalistki rockowej.

Z opresji -jak się na początku wszystkim wydaje - ma uratować ich Michał, prognosta w jednej ze stacji radiowych, który początkowo chce wynąj ąć, a potem zakupić studio. Okazuje się, że przybywa tam, by odbyć alkoholowy odwyk, który -jak się można tego spodziewać

- kompletnie mu się nie uda.

Z powodzeniem udaje mu się za to rozkochać w sobie Ewę, zainteresować swoją osobą Ladę oraz sprowadzić do studia byłą ukochaną Janę. I przepić pieniądze uzyskane ze sprzedaży nieruchomości.

W efekcie jego wizyta prowadzi do katastrofy, która w spektaklu zaakcentowana zostaje na dwa sposoby wali się w gruzy świat czwórki przyjaciół, ale znika także świat nas wszystkich, bo wszystko dzieje się 11 września2001 roku.

0 czym jest "Dubbing street"? Najkrócej i najprościej rzecz ujmując: o definitywnym odejściu starego świata. Analogowego na korzyść cyfrowego. I co za tym idzie, rozpadu dawnego porządku, a przyjścia chaosu, braku oryginalności i skazania na wieczne cytowanie innych i siebie nawzajem. Można wywnioskować ów nadrzędny sens z nielicznych przesłanek, poutykanych wśród potoków trywialnych dialogów i działań.

No i jeszcze o tym, że alkoholizm robi z człowieka zwierzę, a kobiety ciągle dają się nabierać na piękne słówka.

Podstawowym problemem sztuki Zelenki jest - obok braku miłego humoru w strukturze scenariusza - skrótowość. Wszystko jest więc płaskie, powierzchowne i pozbawione psychologizmu.

Problemem spektaklu w reżyserii Roberta Talarczyka jest zaś nadmiernie zaakcentowany naturalizm, który w pewnych momentach przeistacza się w nieznośną karykaturę, oraz na silę pompowany w sztukę komizm.

I to właśnie usilne wciskanie widzowi, że wszystko ma być takie śmieszne i odjechane, drażni najbardziej. Naprawdę po raz kolejny mam się śmiać z piosenki Jozina z Bazin albo rechotać na widok pijanego w sztok bohatera?

Jest co prawda kilka zabawnych scen ukazujących kulisy dubbingu, w trakcie których niektórzy się śmieją. Ale inni z niesmakiem kręcą głowami, bo wszystkie dowcipy, jakie tam padają, krążą wokół erotyki lub motywów skatologicznych.

Oczywiście są także plusy tej produkcji. Na pewno pochwala należy się aktorom, którzy starali się nadać swoim bohaterom wiarygodność, lawiru-jąc między nadmierną skrótowością autora, który chyba tylko z Michała stworzył krwistego bohatera, i na siłę budowaną przez reżysera "fąjnością" wszystkiego.

Brawa należą się szczególnie Grzegorzowi Przybyłowi (ten to umie zagrać chyba wszystko), Dariuszowi Chojnackiemu (świetnie uzewnętrznił skryte wnętrze swojego bohatera) oraz Barbarze Lubos (jako jedyna nie przerysowała granej przez siebie postaci, pozwoliła jej być ciepłą i dobrotliwą, czyli taką, jakie znamy z filmów Zelenki).

W jednym z wywiadów po premierze filmu "Bracia Karamazow" autor mówił: - Czeskie filmy są zwykle proste, o miłości. Trzeba zająć się poważnymi tematami.

Zdaje się więc, że Zelenka postanowił obrać nową drogę dla swojego pisarstwa, bo to, co widziałam na scenie Malarni, dobitnie dowodzi, że porzucił przyjemny absurd na rzecz mało przyjemnego weryzmu.

I może w "Dubbing street" byłby on nawet do przyjęcia, gdyby nie ta sztuczna otoczka "fąjności"?

Najbliższe spektakle dopiero w połowie listopada.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji