Artykuły

Moniuszko po bożemu...

"Straszny dwór" w reż. Krystyny Jandy w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Dorota Szwarcman w Polityce.

A nawet po bogobojnemu. Bo tak wystawiła Krystyna Janda (to jej debiut w roli reżyserki operowej) jedno z kanonicznych dzieł polskiej opery. Okazja była zacna: jubileusz 60-lecia teatru, zamówienie - na całkowicie tradycyjny spektakl. Tak więc się stało, a pomogli doświadczeni współpracownicy. Ruch sceniczny opracował Emil Wesołowski (sztuczna chichotliwość dziewcząt tańczących w II akcie była chyba jednak pomysłem reżyserki). Szaroczarne kostiumy a la Artur Grottger symbolizowały przeniesienie akcji w czas po powstaniu styczniowym. Koncepcję umieszczenia akcji w tym właśnie okresie miał też swego czasu Andrzej Żuławski w kontrowersyjnej inscenizacji w Operze Narodowej, ale to jedyne, co te wystawienia łączy (poza osobą dyrygenta Piotra Wajraka).

Innowacją u Jandy jest właściwie tylko rozpoczęcie dzieła, już na dźwiękach uwertury, mszą polową; ksiądz zresztą pokazuje się niemal w każdej scenie (może to nieświadoma aluzja do dzisiejszej wszechobecności kleru?). Poza tym wszystko jest jak trzeba, nawet zima i śnieg, łącznie z nieprzewidzianymi efektami akustycznymi, wywoływanymi przez maszynę do robienia dymu. Piotr Wajrak dyryguje może chwilami zbyt nerwowo - podczas premiery było wiele nieprecyzyjności. Obsada premierowa jednak była atrakcyjna, zwłaszcza główne role żeńskie. A publiczność na tyle zadowolona, że biła brawa nawet po podniesieniu kurtyny w każdym akcie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji