Artykuły

Teatr im nie po drodze

Podstawówki jeszcze się pokazują, ale jeśli chodzi o gimnazja i szkoły ponadgimnazjalne - jest fatalnie. Teatr bije na alarm, że płocka młodzież nie ma kontaktu z kulturą wyższą, w szkołach zaś rozkładają ręce. Wszystkiemu winny ma być obowiązek realizowania podstawy programowej - pisze Milena Orłowska w Gazecie Wyborczej - Płock.

- Weźmy np. grupy, które wykupiły bilety na przedpołudniowe spektakle w ciągu najbliższych dni - zestawienia sprawdza dla nas Jolanta Milewska z Biura Obsługi Widza Teatru Dramatycznego. - Mamy uczniów z Łowicza, Kutna, Mochowa, Ciechanowa, nawet Makowa Mazowieckiego. Z Płocka? Żadnej.

W teatrze opowiadają, że coś niedobrego zaczęło się dziać dwa, trzy lata temu. Płockie szkoły przestały chodzić do płockiego teatru. - Są wyjątki, pojawia się u nas np. Jagiellonka, zaglądają Siedemdziesiątka i Ekonomik, Gimnazjum nr 5 i 8... Ale to wyjątki potwierdzające regułę - załamują ręce w Dramatycznym. - Małachowianka np. nie była w teatrze od lat. Szkoła z takimi tradycjami, szczycącą się humanistycznym duchem!

Część podstawówek wciąż zjawia się na bajkach. - Ale co z gimnazjalistami, licealistami? Jakim cudem te dzieci mają pokochać "dorosły" teatr, skoro nawet do niego nie zaglądają? - pyta Milewska. - Nie mówiąc już o tym, że to nasza płocka scena, z którą mieszkańcy naszego miasta powinni być szczególnie związani. Tymczasem na "Hamleta" mamy chętne grupy uczniów z Warszawy. A z Płocka - niestety nie.

Szkoły teatralną absencję tłumaczą obowiązkiem realizowania tzw. podstawy programowej. Chodzi o to, że nauczyciele w trzyletnim cyklu w gimnazjach czy liceach muszą wyrobić określoną liczbę godzin. Wszystko jest ściśle wyliczone i wolnych godzin lekcyjnych, które można by przeznaczyć np. na wizytę w teatrze, zostaje niewiele. Na straży podstawy stoi kuratorium, które jeśli odkryje, że uczniowie mieli za mało godzin biologii czy matematyki, bierze na dywanik dyrektora placówki.

- Składaliśmy wizyty szkołom, w każdej rozmawialiśmy z dyrekcją. Nie chodziło nam o zapełnianie widowni na siłę, teatr i tak nie jest w stanie utrzymać się jedynie z biletów. Ale zależy nam, by ta scena była częścią życia młodych ludzi, by wiedzieli, jak wygląda prawdziwy profesjonalny spektakl. Ale wszędzie słyszeliśmy, że podstawa programowa nie pozwala - opowiada Milewska. - Tylko jak tłumaczyć to, że niektórym szkołom jednak udaje się do nas zajrzeć? Dlaczego np. nauczyciele nie zorganizują dodatkowych zajęć, na których uczniowie mogliby odpracować brakujące godziny? Wydaje nam się, że to kwestia dobrej woli, której w pewnych szkołach zapewne brakuje.

- My akurat zapełniamy widownię teatru, mamy tu regularne pielgrzymki na spektakle i koncerty Płockiej Orkiestry Symfonicznej - zastrzega Ireneusz Szychowski, dyrektor Zespołu Szkół Ekonomiczno-Kupieckich w Płocku. - Ale faktycznie, wymaga to od nas niezłej gimnastyki. Zależy nam jednak na tym, żeby nasi uczniowie uczestniczyli w życiu kulturalnym miasta. Dlatego zawsze te pięć, sześć godzin rocznie na wyjścia udaje się nam wygospodarować. Ale, niestety, nie więcej. Kuratorium ma w tym temacie ściśle określone poglądy.

- My także chodzimy. Przynajmniej się staramy. Chociaż... w tym roku jeszcze się nam nie udało - przyznaje dyrektor Zespołu Szkół Budowlanych nr 1 Bogusław Sukiennik. - Faktycznie, to ciężki temat, bo podstawa programowa w ogóle nie przewiduje wyjść na zewnątrz. Jeśli jeszcze to wyjście wiąże się z danym przedmiotem, to da się przeżyć, w innym razie trudno jest wygospodarować te wolne godziny. Odpracowywać? No cóż, u nas np. 70 proc. młodzieży dojeżdża na zajęcia spoza Płocka, więc z pewnością byłoby to trudne.

Danuta Paćko, wicedyrektor Gimnazjum nr 6, także zapewnia, że mimo sztywnej podstawy programowej dzieciom udaje się zorganizować szkolne wyjścia do kina czy na lekcje muzealne. - Do teatru? W zeszłym roku nasze dzieci były na "Hamlecie" i "Ślubach panieńskich" - wylicza.

Paćko nie ukrywa, że w tym roku uczniowie Gimnazjum nr 6 w płockim teatrze jeszcze nie byli. - Ale wybieramy się np. na spektakl teatru spoza Płocka. W Spółdzielczym Domu Kultury będzie wystawiana "Zemsta" - mówi.

Wicedyrektor gimnazjum także uważa, że odpracowywanie lekcji przeznaczonych np. na wyjście na spektakl to nie najlepszy pomysł. - Nasi uczniowie w większości mają zajęcia pozalekcyjne, najróżniejsze koła zainteresowań, muzykę, sport. Poświęcają się temu także w soboty. Trudno byłoby wymagać, by zjawiali się w szkołach w ponadprogramowym czasie - tłumaczy nasza rozmówczyni.

Mirosław Piątek, dyrektor chwalonej w teatrze Jagiellonki, mówi, że każde wyjście z młodzieżą poza szkołę to właściwie działanie na granicy ryzyka. - Wygospodarowanie czasu na dodatkowe zajęcia to straszna bolączka - dodaje. - Tym bardziej że trzeba liczyć się także z sytuacjami losowymi typu choroba nauczyciela czy jego dziecka. O zastępstwo trudno, godziny wypadają i do dyspozycji mamy ich jeszcze mniej. Rozwiązaniem byłaby np. baza nauczycieli przedmiotowych, np. tych, którzy przeszli już na emeryturę i których można by poprosić o pomoc w razie potrzeby. Niestety, taka baza to wciąż tylko marzenie...

Dyrektor Piątek deklaruje: - Teatr jest dla nas bardzo ważny. Będziemy do niego chodzić nawet kosztem innych wyjść czy wycieczek.

Inny pogląd na tę sprawę ma Renata Kutyło-Utzig, dyrektorka tak tęsknie wyglądanej w teatrze Małachowianki.

- Nasza młodzież chodzi do teatru, nawet bardzo często. W pojedynkę czy w zorganizowanych grupach z nauczycielem. Tylko że nie przedpołudniami - wyjaśnia. - Spektakle przedpołudniowe to nie jest teatr magii. Prawdziwą teatralną atmosferę poczuć można dopiero na spektaklu popołudniowym.

Renata Kutyło-Utzig podkreśla, że zależy jej, by uczniowie Małachowianki mieli kontakt z najróżniejszymi formami teatralnymi. - Prócz wizyt w teatrze płockim mamy także dwa razy w roku wycieczki na spektakle do Warszawy - opowiada. - Ostatnio oglądaliśmy balet "Romeo i Julia" w Teatrze Narodowym.

W Mazowieckim Kuratorium Oświaty twierdzą za to, że szkoły nie skarżą się na sztywne ramy podstawy programowej. I że większego problemu nie ma. - Ponieważ owa podstawa rozpisana jest właśnie w taki sposób, by dawać dyrekcji pewien zapas. Zamiast 32 lub 33 tygodni w roku szkolnym podstawa obejmuje 30 tygodni - tłumaczy Katarzyna Góralska, mazowiecka wicekurator oświaty. - Zapas przeznaczony jest właśnie na teatr, muzea, wycieczki. Cała reszta to już kwestia dobrej organizacji, tego, czy np. dyrekcja jest w stanie zapewnić zastępstwa za chorujących nauczycieli, czy te nieodbyte godziny się nie nawarstwiają.

Góralska powtarza za Kutyło-Utzig, że rolą szkoły jest także przekonanie ucznia, że do teatru warto iść po południu. - Poświęcić wolny czas na spektakl, a nie na kolejną kilkugodzinną sesję w internecie - przekonuje Góralska.

Na zdjęciu: "Hamlet"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji