Artykuły

Szkoła błaznów: impresje o okrucieństwie

"Szkoła błaznów" w reż. Zbigniewa Szymczyka we Wrocławski Teatr Pantomimy. Pisze Barbara Lekarczyk-Cisek w portalu kulturaonline.pl.

Kolaż luźnych scen wypełnionych obyczajowymi obserwacjami, dowcipnych, poetyckich, czasami okrutnych - oto propozycja najnowszego spektaklu we Wrocławskim Teatrze Pantomimy.

Spektakl Wrocławskiego Teatru Pantomimy "Szkoła błaznów" powstał z inspiracji dramatem Michela Ghelderode, belgijskiego dramaturga, którego sztuki charakteryzuje czarny, absurdalny humor i makabra. Zbigniew Szymczyk - autor scenariusza i reżyser przedstawienia zaczerpnął z oryginału główną myśl dotyczącą okrucieństwa sztuki i życia.

Nieoczekiwana zamiana miejsc

Główna i kluczowa zarazem postać dramatu różni się jednak od oryginału zasadniczo. Folial bowiem (w tej roli znakomita Anna Nabiałkowska) jest zamaskowaną kobietą, ucharakteryzowaną na Chaplinowskiego Charliego. Frak, wąsik i baczna obserwacja świata - oto, co łączy te dwie postaci. Bliżej jednak pantomimicznemu Folialowi do Charliego aniżeli do mistrza błaznów, jakim go przedstawia Ghelderode.

W swojej interpretacji tego bohatera Zbigniew Szymczyk idzie jeszcze dalej. Przedstawia także przyczynę tej zmiany. Otóż w symbolicznej scenie, która rozgrywa się w wyimaginowanym raju, po "zerwaniu" owocu, Adam i Ewa ubierają leżące obok nich stroje: Adam - kobiecy, Ewa - męski. Ta zamiana ma więc miejsce ab ovo. Przypadek? Los? Reżyser pozwala nam domniemywać, że w tym właśnie tkwi źródło cierpienia głównego bohatera, który nie umie się z tym pogodzić, ale także - jak się okazuje na końcu sztuki - jego siła.

Projekcja wiszących ciał

Przedstawienie składa się właściwie z pantomimicznych impresyjnych scen, dość luźno ze sobą powiązanych. Za każdym razem jednak w finale jest czyjeś cierpienie i śmierć. Obojętnie, czy rzecz dzieje się na plaży, czy też na placu zabaw. Właściwie można by rzec, że jest to kolaż rozbudowanych etiud, które wypełnia muzyka i gra aktorska. Obrazy te są zabawne i pełne wdzięku, a przy tym niesie je ckliwa muzyka Nat King Cole` a ("Te Quiero Dijiste"), przedwojenne przeboje i inne "słodkości" usypiające czujność widza.

Nikt nie domyśla się dramatu, bo też go przez całą niemal etiudę nie dostrzegamy. Rodzi się z znienacka i z zaskoczenia. Kobieta na scenie "walczy" z leżakiem, mężczyzna w typie biznesmena zastyga z kawałkiem papieru na nosie, aby złapać trochę słońca, inni wystawiają różne części ciała do słońca To jest nieodparcie komiczne. Rychło zapominamy, że w pierwszej scenie pojawiła się projekcja wiszących ciał.

Podobnie jest również w kolejnych scenach. Podczas dziecięcych zabaw nagle zmienia się nastrój - ktoś zostaje wykluczony, ktoś inny pozbawiony życia. I spektakl toczy się dalej. Niektóre z etiud mają cudowny, poetycki charakter. Podwojone, lustrzane odbicia postaci ożywają i na naszych oczach talerz staje się słońcem, planetą, a człowiek unosi go nad sobą albo ma pod stopami, jakby krążył w przestrzeni kosmicznej. Żadne słowo nie jest w stanie opisać urody tych scen Są jak ze snu. Gesty postaci odbitych w "lustrze" zostają zwielokrotnione przez inne, realne i zdają się mówić, że człowiek zawsze pragnie czegoś więcej niż tylko dobra materialne.

Ciąg teatralnych popisów

Owe etiudy stają się w tym spektaklu całościami w gruncie rzeczy niezależnymi i zbyt przypadkowo ze sobą "sklejonymi", aby można je było uznać za pewną logiczną całość. Przedstawienie zamienia się bowiem w ciąg teatralnych popisów, podczas których umyka gdzieś zasadnicze przesłanie sztuki.

Z całą pewnością jednak warto podkreślić, że ma ona wyraziste zakończenie. Otóż Folial zostaje pojmany i przytwierdzony do ściany. Proces, który się odbywa, jest wybitnie groteskowy i wiadomo, że zakończy się skazaniem. Zresztą nie ma obrońcy. Postacie zaczynają wykonywać gesty, które przypominają kamienowanie. Niczego nie mają w rękach, a jednak za każdym razem w ścianie, do której przytwierdzony jest główny bohater, pojawia się nóż. A mimo to Folial nie tylko uchodzi z życiem, ale zrzuca z siebie męski strój i pojawia jako kobieta. To, co było źródłem jego cierpienia, staje się także przyczyną jego siły i prowadzi do wolności.

Jest także w spektaklu rodzaj post scriptum. Postacie (za wyjątkiem głównej) zaczynają grać na plastykowych dziecinnych rurkach hymn Europy. Początkowo jest to niezbyt zgrana orkiestra, ale pod wpływem Błazna zaczynają robić to coraz energiczniej i w pewnym momencie rozpoczyna się ich marsz w kierunku widowni. Zanim zgaśnie światło, czujemy dreszcz strachu, bo to my stajemy się przedmiotem opresji

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji