Artykuły

Ani damy, ani huzary

Nie dała nam się pani re­żyser oderwać od hrabiego Fredry ani na chwilę. Półto­rej godziny non stop nie schodzi się z widowni (na szczęście bardzo wygodne są nowe fotele w Powszech­nym!). Premiera jakoś po­szła, ale w codziennej prak­tyce - dla wycieczek szkolnych - "Damy i huzary" mo­gą być zbyt ciężką próbą.

Zaczyna się od słowików. Śpiewają i śpiewają. Po sce­nie bez słowa krąży sześciu niezbyt kompletnie ubra­nych panów związanych z jakąś wyimaginowaną for­macją wojskową. Snują się i snują... To (za)długie wy­ciszenie musi zostać prze­rwane nieoczekiwanym wy-

darzeniem. Sielankę wśród butelek, tytoniowych opa­rów i bałaganu przerywa przyjazd sióstr gospodarza, pana Majora (Zbigniew Szczapiński). Inwazja siedmiu pań (trzy siostrzyczki, Zosia, córka jednej z nich i trzy służące) to za dużo na­wet na całą armię. Ten damski oddział zręcznych stra­tegów bez szczególnego wy­siłku osacza zupełnie zdez­orientowanych wojskowych. Pozornie niemożliwy plan ożenienia Majora z Zosią ("Dla losu, nie dla miłości idzie się za mąż") okazuje się całkiem prosty. Męską próżność wykorzystać ła­two, a przed damską prze­biegłością nie sposób się uratować. Na szczęście jed­nak rozsądek i wyrachowa­nie to dla uczuć marna kon­kurencja.

Reżyser Agnieszka Gliń­ska chce wyraziście zaznaczyć naturę każdej z posta­ci i dowieść, że Fredrowskiej komedii niepotrzebny jest jednoznaczny w wyrazie kostium, albowiem jest wiecz­na. W gruncie rzeczy "Da­my i huzary" to przecież opo­wieść o ludzkiej naturze. Pa­ni reżyser bawi się posta­ciami. Patrząc na Zosię (bar­dzo precyzyjna w każdym geście Karolina Łukasze­wicz) trudno nie porówny­wać jej wizerunku (ze spo­sobem noszenia okularów włącznie) do młodej Jadwigi Andrzejewskiej. A kiedy panna Aniela (Barbara Lauks) uwodzi Rotmistrza (Krzysztof Bauman) ma w sobie coś z ujętego w for­mę karykatury stylu Marilyn Monroe (nawet tak jak ona w "Słomianym wdow­cu" została ubrana w sukienkę z plisowanym dołem). Cóż, damskie walory i umie­jętność wykorzystania mę­skich słabości są niezmien­ne... Scena w wykonaniu Lauks i Baumana należy do najzabawniejszych w przedstawieniu.

Przyznam jednak, że zbyt wiele sekwencji nuży. Bez wątpienia oprawa plastycz­na byłaby poważnym argu­mentem na rzecz tej insce­nizacji. Tymczasem kostiu­my pań zdają się być dobie­rane w sklepie second hand. Próbę umundurowania pa­nów można by nazwać sza­leństwem, gdyby była w nim metoda. A już urządzony bez stylu i finezji pokój, w któ­rym rozgrywa się akcja mę­czy swoją tandetą. Nie uda­ło się Beacie Wodeckiej sce­nografią oprawić tego dam­sko - męskiego "portretu we wnętrzu".

Może zbyt wiele oczekuje się po inscenizacji klasycz­nych dzieł. Ta zostawia wie­le niedosytu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji