Artykuły

O polityczności teatru

Domaganie się, by kultura mogła prezentować treści krytyczne i zarazem nie brać udziału w realnej debacie, być chronioną swoistym immunitetem, jest dziecinne, niepoważne i kompromitujące dla osób stawiających taki postulat - pisze Paweł Wodziński w miesięczniku "Teatr".

Sezon 2013/2014 zakończył spór o przedstawienie Rodriga Garcii "Golgota Picnic". Sezon 2014/2015 otworzył spór o odwołanie Krzysztofa Mieszkowskiego z funkcji dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu. Coraz rzadziej jestem w stanie uczestniczyć w teatralnych starciach. W przypadku konfliktu o "Golgotę Picnic" trudno mi było przyjąć argument, że jedynymi winnymi zaistniałej sytuacji są protestujący ultrakonserwatyści, że oś konfliktu przebiega na linii obrońcy wolności wypowiedzi kontra ciemnogród narzucający innym swoją wolę.

Ogólnopolski konflikt wokół pokazów projekcji spektaklu Rodriga Garcii uważam za wynik decyzji festiwalu Malta i jego dyrektora Michała Merczyńskiego, którzy nie potrafili obronić swojego własnego wyboru artystycznego przed ostrą krytyką i groźbami. Stosowanie gróźb jest oczywiście karygodne i należy kierować w tej sprawie zawiadomienia do prokuratury, ale prawo do wyrażania swoich poglądów ma każdy, kto chce uczestniczyć w debacie. I nie jest to powód, by teatr wycofywał się ze swoich pozycji.

Nie byłem także w stanie zaakceptować naiwnej strategii komunikacyjnej starającej się przekonywać, że kultura ma prawo do autonomii, że przedstawienie jest artystycznym przetworzeniem rzeczywistości i w sumie z tą rzeczywistością nie ma nic wspólnego. Brak świadomości politycznego znaczenia teatru traktować można dziś wyłącznie w kategorii artystowskiej maniery. Otóż kultura i teatr niosą ze sobą także komunikaty polityczne, których należy być świadomym. Spektakle nie wywołują wyłącznie wrażeń estetycznych, ale mogą mieć również znaczenie w przestrzeni politycznej. Domaganie się, by kultura mogła prezentować treści krytyczne i zarazem nie brać udziału w realnej debacie, być chronioną swoistym immunitetem, jest dziecinne, niepoważne i kompromitujące dla osób stawiających taki postulat. Gdy zaprasza się na festiwal czy też wystawia w teatrze spektakl mający ambicje krytyczne czy polityczne, trzeba się liczyć z oporem i atakami ideowych przeciwników - tak jak dzieje się zawsze w debacie publicznej.

Mógłbym stanąć w obronie festiwalu, który świadomie i otwarcie broni własnych pozycji ideowych. Nie umiałem stanąć w obronie tych, którzy wycofują się z własnego wyboru repertuarowego, czyniąc cnotę z braku zaangażowania.

Mimo mojej sympatii dla Krzysztofa Mieszkowskiego i uznania dla jego osiągnięć jako dyrektora, a przede wszystkim dla zespołu Teatru Polskiego we Wrocławiu i współpracujących z nim twórców, trudno mi zaangażować się w kolejną odsłonę sporu pomiędzy Teatrem a Urzędem Marszałkowskim Województwa Dolnośląskiego.

Nie uważam bowiem, że powodem napięcia pomiędzy Teatrem a Urzędem jest nieodpowiedzialna polityka finansowa Teatru (jak chcą marszałkowscy urzędnicy) czy też niedoinwestowanie instytucji i niekompetencja władzy w ocenie działań Teatru (jak chcieliby przeciwnicy odwołania Krzysztofa Mieszkowskiego z funkcji dyrektora). Wydaje mi się raczej, że za próbą usunięcia Mieszkowskiego z Teatru Polskiego stoją powody polityczne, określona wizja kultury, w ramach której jedyną dopuszczalną opcją dla publicznej instytucji jest połączenie liberalizmu ekonomicznego z konserwatyzmem światopoglądowym. Nie o to chodzi, że dolnośląska władza nie szanuje bądź nie rozumie kultury, ale o to, że ma inny pogląd na kulturę.

Można oczywiście pomijać polityczny poziom sporu, przedstawiać pozycję i sukcesy artystyczne Teatru, ale podobnie jak w przypadku festiwalu Malta, niezauważającego polityczności teatru, uważam takie działania za nieodpowiednie. Odpowiedzią na próbę odwołania Krzysztofa Mieszkowskiego nie jest debata o dokonaniach Teatru Polskiego, ale rozmowa o polityce kulturalnej, i to nie tylko tej w wymiarze lokalnym. Trzeba by do niej wykorzystać język, który w odpowiedzi na proces kapitalistycznych przekształceń w kulturze wytworzyła współczesna krytyka instytucji, co nie musiałoby być wcale wygodne dla teatru. Ale wszystko w tej sytuacji jest lepsze niż brnięcie w tematy poboczne.

Z ochotą wsparłbym działania polityczne Teatru Polskiego we Wrocławiu, gdyby zostały podjęte, ale z trudem przychodzi mi bronić osoby dyrektora, bo nie uważam tej kwestii za jedyny przedmiot sporu.

Pomijanie uwarunkowań politycznych we współczesnych konfliktach wybuchających wokół teatru, używanie do opisu światopoglądowych czy politycznych konfliktów jakiegoś pseudoneutralnego języka, i wreszcie nieumiejętność posługiwania się pojęciami, którymi można odpowiednio opisać obecne problemy, należy na początku sezonu 2014/2015 zapisać teatrowi po stronie porażek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji