Artykuły

"Król Ubu" w kazamatach narodowej mitomanii

"Król Ubu" w reż. Jana Klaty w Narodowym Starym Teatrze. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Jan Klata reżyseruje w Starym Teatrze "Króla Ubu". Muzyka Jamesa Leylanda Kirby'ego jest świetna, nowe tłumaczenie Jana Gondowicza także, ale co chce osiągnąć reżyser tą autoparodią?

"Grówno!" (fr. merdre!) - podobno to pierwsze słowo "Króla Ubu" oburzyło francuską publiczność z 1896 r. na premierowym spektaklu Alfreda Jarry'ego. Gdy w 2014 r. na grającego Ubu w Starym Teatrze Zbigniewa W. Kaletę spada pokaźna ilość sztucznego łajna, publiczność wita to lekkim uniesieniem brwi. Na salwy śmiechu przyjdzie czas za chwilę.

Nowy "Król Ubu" to groteska na grotesce - jakby reżyser chciał przelicytować w sztubactwie autora, protoplastę surrealizmu. Rozgrywająca się "w Polsce, czyli nigdzie" wariacja na tragedie historyczne Szekspira (z "Makbetem" na czele) służy Klacie do kolejnego rozrachunku z narodową mitologią, a może mitomanią. Pytanie tylko, czy akurat te rzędy cyfr, do których rozliczania wziął się reżyser, nie są dawno w teatrze obrachowane. I czy pod postacią fekalnej groteski historycznej w groteskowej fekalnej poetyce nie dostajemy masła maślanego. Albo - by pozostać przy Jarrym - grówna grównianego.

Wokół sedesu kręci się akcja

To druga koprodukcja dyrektora Starego Teatru z festiwalem Unsound. Przed "Królem Ubu" był "Król Edyp" - ekscentryczna opera Strawińskiego zremiksowana przez Roberta Piernikowskiego, postać z pogranicza punka i hip-hopu. Teraz za muzyczny haczyk odpowiada Anglik James Leyland Kirby. To przetworzone w intrygujący sposób złote przeboje lat 80. i 90.: "Orła cień", "Chariots of Fire", pod wyścig w workach, ścieżka dźwiękowa "Sensacji XX wieku" i "Z Archiwum X". Czasem zwrotka ma melodię refrenu, czasem podmienioną linię melodyczną. Znane, ale wyraźnie inne.

Pośrodku sceny sedes w gąszczu promieniście rozchodzących się rur, stylizowany na monarsze siedzisko z "Gry o tron". To wokół sedesu kręci się akcja. O ile serial ukazuje politykę jako pozbawiony złudzeń i jakichkolwiek konfliktów wartości wyścig brutalnej siły, o tyle Klata mówi: zobaczcie, Ubu dawno nam to powiedział.

Na rusztowaniu wiecznej polskiej prowizorki godło z czasów piastowskich, jagiellońskich, saskich... Spiętrzona narodowo-katolicka symbolika zalega scenę. Na melodię "Bogurodzicy" zbrojne w dmuchane pały rycerstwo odśpiewa wers "Boża gira". W ikonę Matki Boskiej Częstochowskiej głowę wsadzi Ubica (Paulina Puślednik), by zwodzić króla fałszywym objawieniem. To autocytat - pięć lat temu w Starym Teatrze Klata wystawił "Trylogię" Sienkiewicza. Madonna z częstochowskiego obrazu głaskała wówczas po głowie Andrzeja Kmicica. Nie brak aluzji do Smoleńska, gdy w finale samolot uciekinierów z Polski nawiguje ruski car, a Ubu za wszelką cenę chce lądować. Nie szczędzi się tu czerstwych żartów. Gdy mowa o kazamatach akcentowanego znacząco Torunia, echo dopowiada: "Unia!, Unia!".

Nic tu nie uwiera

Klata nie tyle się powtarza, ile parodiuje własny styl: koktajl z prostej choreografii, slapsticku, teledyskowego montażu. Każdy z tych elementów reżyser zwielokrotnia, rozciąga w nieskończoność. Świadomie brnie w estetykę żenady, ale co chce osiągnąć?

Gdyby brać to na poważnie, Klata wyważa otwarte drzwi. "Król Ubu" jest kolejnym po wrocławskich "Termopilach polskich" spektaklem Klaty, w którym pod pozorem profanacji czy rozliczeń odbywa się seans poklepywania po plecach i rytualnego powtarzania - ponoć przewrotnych - prawd o narodowych kompleksach. Nie tak było w "Hamlecie" ze Stoczni Gdańskiej, "Trylogii" czy wrocławskim "Utworze o matce i ojczyźnie". Nic tu nie uwiera. Chyba że to po prostu zabawny teledysk do muzyki Kirby'ego?

A

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji