Artykuły

Powrót z Moskwy

"Dzienniki Majdanu" to bodaj najważniejszy tekst, jaki powstał o ukraińskiej rewolucji. - W pewnym sensie my wszyscy nie tak dawno wróciliśmy z Moskwy. I zrozumieliśmy, że choć kochamy nasz kraj, to zapomnieliśmy jego języka - ktoś pomógł nam go zapomnieć - mówi Natala Worożbyt w Teatrze.

W dniach 22-24 maja w Londynie zaprezentowano sztukę Natali Worożbyt napisaną wraz z Andrijem Majem - "Maidan: Voices from the Uprising" ("Majdan: głosy z powstania") - angielską wersję "Szczodennyków Majdanu" ("Dzienników Majdanu"). Sceniczne czytanie tekstu odbyło się w dobrze już znanym ukraińskim dramaturgom teatrze Royal Court, który od pół wieku specjalizuje się w światowej dramaturgii współczesnej. Reżyserem czytania scenicznego była kierowniczka artystyczna teatru Vicky Featherstone. Jak by nie patrzeć, sztuka dokumentalna "Maidan: Voices from the Uprising" odniosła sukces jako jeden z elementów wojny informacyjnej, którą przeciw Ukrainie rozpętała Rosja.

Dramat napisano na podstawie relacji uczestników Rewolucji Godności, zarejestrowanych zimą bezpośrednio na Majdanie Niepodległości. Zebrany materiał został potem spisany przez wolontariuszy, uczestników projektu "Ukraińska nowa dramaturgia" - powstało z niego ponad trzysta stron tekstu. Oczywiście do sztuki nie weszły wszystkie relacje. Ale nawet w tak skoncentrowanym i przerobionym przez dramaturga kształcie stała się ona potężną bronią w walce o prawdę. Sceniczne czytanie "Szczodennyków Majdanu" odbyło się najpierw w Chersoniu, Kijowie, Moskwie i Gdańsku.

W minionym sezonie teatralnym w Kijowie miały miejsce także premiery spektakli na podstawie innych sztuk Natali Worożbyt - "Kwitka Budiak" ("Kwiat ostu") na podstawie "Makłeny Hrasy" Mykoły Kulisza w inscenizacji Stanisława Mojsejewa oraz "Wij" w niezależnym młodzieżowym studiu artystycznym Ihora Biłycia (reżyseria Maksyma Hołenko).

***

Z Natalą Worożbyt, dramatopisarką ukraińską, rozmawia Nadija Sokołenko.

NADIJA SOKOŁENKO Na wiosnę wraz z Andrijem Majem oraz grupą aktorów i dramaturgów prezentowała Pani Szczodennyky Majdanu w Rosji, na Ukrainie i w Polsce. A pod koniec maja - w Wielkiej Brytanii. W jakiej formie odbywała się prezentacja tego tekstu w teatrze Royal Court?

NATALA WOROŻBYT To także były czytania sceniczne, które odbywały się przez trzy wieczory pod rząd. Sprzedawano na nie bilety. Więc wszystko przypominało raczej szkic przedstawienia. Aktorzy po raz pierwszy otrzymali tekst na próbie, na której także byłam obecna. Widziałam ich żywą reakcję, wyglądała mniej więcej tak: "Oj, a myśmy nie wiedzieli". Oczywiście wiele rzeczy było dla nich niejasnych, zadawali dużo pytań mnie i tłumaczowi. Co to takiego "tituszki", Berkut, jak się wszystko zaczęło, dlaczego? Czułam się jak nauczycielka na lekcji wiedzy o społeczeństwie Ale mnie samej pomogło to zrekonstruować i zrozumieć wszystkie wydarzenia na Majdanie. Z Andrijem Majem wyjaśnialiśmy realia protestu, poprawialiśmy przekład razem z tłumaczem Sashą Dugdale.

Narysowałam na ścianie plan Majdanu, by aktorzy i reżyserzy zorientowali się w topografii tego miejsca. Pokazałam też ulice, których nazwy są dla nich niewymawialne. Kiedy wrzuciłam ten plan na swoją stronę na Facebooku, ludzie zaczęli bardzo żywo reagować i pisać, czego zapomniałam narysować albo co narysowałam nie tak. Zrozumiałam, że plan Majdanu u wszystkich siedzi w głowach jak jakaś drzazga.

Omawialiśmy sztukę po każdym czytaniu i z Andrijem czuliśmy się jak adwokaci naszego kraju. Nie jest to komfortowe uczucie, zwłaszcza dla mnie, ale tak trzeba było. Głównie padały politycznie poprawne pytania, ale było także moje "ulubione" - "Dlaczego bronicie tylko jednej strony konfliktu i dlaczego nie jedziecie na wschód, by tam pisać sztukę dokumentalną?". Po raz kolejny trzeba było wyjaśniać, że naszym celem nie była obrona przekonań przedstawicieli wszystkich stron, my badaliśmy przede wszystkim siebie, to, jak zmienialiśmy się w tym czasie, co się z nami działo. Nie jesteśmy dziennikarzami, którzy powinni obiektywnie przekazywać informacje. Jesteśmy artystami, nasze informacje są subiektywne. Właśnie to jest prawdą. Niebywale cyniczne jest domaganie się od zgwałconej lub okrutnie pobitej osoby, by broniła swego krzywdziciela. Tak samo cynizmem jest domaganie się od nas obiektywnego podejścia do relacjonowania wydarzeń. Podczas każdej dyskusji widzowie dziękowali za to, że usłyszeli głosy żywych ludzi, że rewolucja na Ukrainie przestała być dla nich abstrakcją, serwisem informacyjnym.

SOKOŁENKO Kiedyś trafiłam na Pani opinię, że pisanie sztuk jako utworów artystycznych na temat wydarzeń na Majdanie byłoby nieprawdą i w pewnym sensie bluźnierstwem. Że w tym wypadku bardziej na miejscu jest wykorzystanie formy sztuki dokumentalnej.

WOROŻBYT Dlaczego nie warto jeszcze pisać utworów literackich o Majdanie? Dlatego, że dramaturg mimo woli zacznie wyciągać wnioski, a są one przedwczesne. My tych wszystkich wydarzeń jeszcze nie przeżyliśmy, nie przemyśleliśmy. Ale oczywiście moje wątpliwości nie wykluczają, że za chwilę może się zjawić genialna sztuka właśnie na ten temat.

SOKOŁENKO O czym więc teraz warto pisać?

WOROŻBYT Za każdym razem zadaję sobie to pytanie, a kiedy znajduję odpowiedź - siadam i piszę. W tej chwili nie piszę. Właśnie dlatego, że nie wiem.

SOKOŁENKO Nie wszystkie nowe sztuki są naprawdę współczesne i aktualne. Jaka musi być sztuka, by naprawdę była aktualna, współczesna?

WOROŻBYT Trzeba wykonać dwa proste testy. Pierwszy: czy sztuka ta mogłaby być napisana dziesięć lat temu? Jeśli tak, nie jest współczesna i aktualna. I drugi: czy przyszłe pokolenia na jej podstawie będą mogły dowiedzieć się czegoś o naszym czasie i o nas samych? Nie chodzi o tytuły współczesnych filmów czy nazwy różnych gadżetów - to nie jest kwestia realiów, lecz pytań, które stawia właśnie ten czas, sposobu poszukiwania rozwiązań, niezauważalnych, ale ciągłych zmian języka. I dramaturg powinien to wyczuwać.

SOKOŁENKO Niedługo minie pięć lat, odkąd założyła Pani festiwal "Tydzień sztuki aktualnej" i wraz ze lwowskim festiwalem Drama.UA stworzyła nową rzeczywistość dramaturgiczną na Ukrainie. Skąd się wziął pomysł festiwalu?

WOROŻBYT Był to pomysł Andrija Maja, Marysi Nikitiuk i mój. Każde z nas zapewne miało swoje motywacje. Ja zaczęłam się zajmować festiwalem z powodów egoistycznych - potrzebne mi było środowisko ludzi myślących tak samo. Środowisko, do którego przywykłam przez dziesięć lat pobytu w Moskwie, gdzie istnieje burzliwe życie teatralne, ostra konkurencja, gdzie ci depczą po piętach i musisz rosnąć i się rozwijać. Kiedy dziewięć lat temu wróciłam na Ukrainę, poczułam pustkę. Można się dusić i nie widzieć niczego nowego, ciągnąć kołdrę w swoją stronę, ale można też zrobić coś dla innych. Zawsze będę pamiętać, jak mi pomagali starsi koledzy dramaturdzy. Niestety nie tutaj, nie na Ukrainie. Teraz po prostu spłacam dług. Na pierwszy festiwal ledwo naskrobaliśmy kilka w miarę ciekawych tekstów, zrobiliśmy go bez pieniędzy. W tym roku także możemy zostać bez wsparcia finansowego, ale jestem spokojna co do jednego - będą ciekawe sztuki, będzie o czym rozmawiać i będzie z kim rozmawiać. Festiwal odkrył wiele nowych nazwisk. Między innymi - Saszko Brama, Jewhen Markowski, Wira Makowij, Oksana Sawczenko, Den Humenny, Iryna Hareć, Miriam Ahamian, Dmytro Dewycki. Boję się kogoś pominąć, tak wielu jest dobrze zapowiadających się autorów. Mogą się na nas obrażać zawodowi dramaturdzy, którzy piszą i przysyłają nam profesjonalne sztuki, ale nam zależy na nowych nazwiskach, na poszukiwaniach i eksperymencie. Sztuka może być niedoskonała, ale jeśli brzmi w niej osobisty głos autora, jakaś buntowniczość, jeśli czuje się potencjał - nas taki tekst interesuje. Chcemy prowokować do pisania sztuk, dawać impuls. I robimy to, organizując warsztaty i spotkania z osobowościami teatralnymi z różnych krajów. Wszyscy marzymy o potężnym współczesnym teatrze ukraińskim, który będzie liczył się w świecie. Na pewno za jakiś czas przekażę swą pałeczkę komuś z młodych dramaturgów, festiwal powinien się rozwijać.

SOKOŁENKO Wielu uważa, że używanie w sztuce wulgaryzmów, zwłaszcza gdy autorką jest kobieta, jest niedopuszczalne. Co Pani sądzi na temat obscenicznej leksyki na scenie?

WOROŻBYT Nie odpowiadałabym na pytanie o wulgaryzmy na scenie, gdyby nie niedawno uchwalone w Rosji prawo zabraniające wykorzystywania wulgaryzmów w sztuce. To wyraźnie pokazuje, jak Rosjanom odbierana jest wolność słowa. Takie prawo nie pojawiło się w przypadkowym momencie, ale teraz, gdy trwa najbardziej zmasowana propaganda, czyli szerzy się kłamstwo, którego zasadami kieruje się obecnie ten kraj. Wniosek jest prosty: jeśli ze sceny pada wulgaryzm, w kraju zachodzą demokratyczne procesy. Jeśli jest on zakazany - Putin waszym prezydentem.

Nie podobają ci się wulgaryzmy - nie idź na spektakl, gdzie są wykorzystywane, nie czytaj książki ze strasznymi słowami. Masz wolność wyboru. My jeszcze tę wolność mamy, ale oni już nie. Więc cieszmy się i doceniajmy ją. Bo to jest sprawa nie tyle leksyki, ile pryncypiów. Jestem pisarką, dla mnie wszystkie słowa są równe. Poza tym staram się być uczciwa, kiedy konstruuję bohaterów, a oni u mnie często przeklinają, bo takie mają życie.

Spytała Pani o kobiety - że to bardzo źle, gdy używają wulgaryzmów. Każda fińska dramatopisarka rzuciłaby się do gardła za takie pytanie, one nie chcą, by mężczyźni pomagali im nosić ciężkie walizki. A już żeby dzielić pisarzy wedle płci To śmiertelna obraza. Dla mnie - nie, ale ja też nie widzę różnicy.

SOKOŁENKO Studiowała Pani w Moskwie, przez długi czas w ogóle uważano Panią za rosyjskiego dramaturga. Niedawno przeczytałam, że języka ukraińskiego uczyła się Pani razem ze swoją córką. W tym samym czasie rozpoczął się Majdan, europejscy neoliberałowie zaczęli nas oskarżać o nacjonalizm tylko dlatego, że przypomnieliśmy sobie, skąd pochodzimy i jaki język jest naszym ojczystym

WOROŻBYT Zawsze mi się wydawało, że umiem mówić po ukraińsku. Jaka byłam zdziwiona po powrocie z Moskwy, kiedy się okazało, że jest inaczej. W pewnym sensie my wszyscy nie tak dawno wróciliśmy z Moskwy. I zrozumieliśmy, że choć kochamy nasz kraj, to zapomnieliśmy jego języka - ktoś pomógł nam go zapomnieć. To całkiem naturalne, że teraz do niego wracamy. Choć trzeba było wcześniej. Dlatego zaczęłam rozmawiać z córką po ukraińsku, kiedy ona tylko zaczęła mówić. Tak postanowiłam, choć jestem osobą raczej rosyjskojęzyczną. Dzięki temu sama się nauczyłam mówić w ojczystym języku. On jest ważny. To kod do siebie samego, do swoich korzeni, rodu, to bardzo wzbogaca.

Kilka lat temu także zaczęłam pisać po ukraińsku, ale piszę również po rosyjsku, bo i to jest mój język, nie chcę go przywiązywać do konkretnej sytuacji politycznej, nie chcę się ograniczać, choć coraz częściej pojawia się taka ochota.

Dziwnie to wygląda - Francuzi piszą po francusku, Niemcy - po niemiecku, Polacy - po polsku itd., i jest to zupełnie normalne. Ale jeśli Ukraińcy piszą czy mówią po ukraińsku - to jest to nacjonalizm. A ci neoliberałowie w jakim języku piszą, rozmawiają? Neoliberalnym? Czy jednak może w swoim ojczystym?

tłum. Anna Korzeniowska-Bihun

***

24 października w Teatrze Powszechnym im. Zygmunta Hübnera w Warszawie odbędzie się premiera "Dzienników Majdanu" Natali Worożbyt w reżyserii Wojciecha Klemma.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji