Artykuły

Wielka akcja pomocy po wypadku artysty. "Myślałem, że fani o mnie zapomną"

- Chciałbym znów stanąć na scenie i zaśpiewać. Ale w pionie. Nigdy na wózku - mówi Tomek Kowalski, który zagrał Ryśka Riedla w spektaklu "Skazany na bluesa" w Teatrze Śląskim w Katowicach.

Tomek leży przy oknie z widokiem na ogród. Przy drzwiach stoi urządzenie przypominające niebieski, bardzo skomplikowanie zaprojektowany fotel. To pionizator, służy do ćwiczeń. W szybę meblościanki włożone zdjęcie ze spektaklu "Skazany na bluesa". Na kominku duża kartka, na niej kolorowe podpisy i napis: "Wracaj do nas, Tomek". To od uczniów z pobliskiej podstawówki.

Karolina Kijek: Co pamiętasz z dnia wypadku?

Tomek "Kowal" Kowalski: Na szczęście nic. Nie pamiętam całego dnia. O tym, co się stało, dowiedziałem się już w szpitalu od bliskich. Byłem okropnie obity, medycy myśleli, że oglądają zmarłego.

Uratowała mnie błyskawiczna reakcja służb ratowniczych; przeżyłem dzięki lekarzom z Borowskiej i z Kamieńskiego. Obiecałem, że zagram blisko nich koncert i osobiście ich zaproszę.

Uratował mnie też porządny kask, opłacało się więcej wydać. Chciałem też kupić żółwika - to taka osłona na kręgosłup. Ale odkładałem zakup na później.

Byłeś w śpiączce farmakologicznej. Jaka była twoja pierwsza myśl po wybudzeniu się?

- To było zdanie, którego nie można powtórzyć w wywiadzie (śmiech ). Ale oscylowało wokół: co ja tu robię?

Pamiętam, że osobą, która była przy mnie każdego dnia, była moja Kasia. A pierwszymi osobami, które mnie odwiedziły, byli brat z żoną. Później przyszedł Arek Jakubik. W szpitalu miałem dobrze, bo byłem na OIOM. Ale szybko stamtąd uciekłem do domu. Tu zawsze najlepiej.

Jak wygląda twoja rehabilitacja?

- Ćwiczę codziennie oprócz niedziel. Dawniej trenowałem sporty walki i mój trener zawsze powtarzał: musi być dzień na regenerację. Więc dawkuję ćwiczenia, rozkładam je w czasie. Systematycznie i nie za dużo.

Są efekty?

- Zdecydowanie. Nawet rehabilitant był w szoku, bo bardzo szybko przestałem omdlewać, ćwicząc na pionizatorze. Zazwyczaj ludziom zajmuje to o wiele więcej czasu. Ciężko ćwiczę, ponieważ chcę wrócić do pionu, i naprawdę liczę na medycynę. Kto wie, może w pewnym momencie uda się mnie uleczyć? Ale jest coraz lepiej. Żadnych dołów i smutków, tylko trening. Na pewno nie mam zamiaru się poddać.

Skąd w tobie ta siła?

- Sam nie wiem. Ale najwięcej dają mi Kasia - moja dziewczyna, moje dzieci i najbliżsi.

Zdaję sobie sprawę, że mam wiele - oparcie w rodzinie, przyjaciołach. To dla mnie smutne, kiedy myślę o osobach, które są w stanie podobnym do mojego, a są samotne, nie mogą liczyć na niczyją pomoc, jedynie na wsparcie NFZ.

Ta fala solidarności, która pojawiła się po twoim wypadku, jest niesamowita. Spodziewałeś się tego?

- Zupełnie nie, nadal jestem w szoku. Po wypadku myślałem: stało się, przepadłem, przestanę budzić zainteresowanie fanów. Okazało się, że mam prawdziwych. To wsparcie mnie niesamowicie podbudowuje. Dostaję masę listów, prezentów, świętych obrazków, żurawi [są związane z akcją, którą dla Tomka organizował zespół Lemon - przyp. red.]. To wszystko - przede wszystkim wydarzenia organizowane dla mnie - robi na mnie ogromne wrażenie. Przecież ci ludzie nie mają żadnego interesu w tym, żeby mi pomagać. Mimo wszystko to robią - bezinteresownie, po przyjacielsku.

Co zaskoczyło cię najbardziej?

- Nie spodziewałem się pomocy finansowej. Nigdy o nią nie prosiłem, pojawiła się sama. Bez niej nie miałbym ani rehabilitacji, ani dostosowania domu do mojego stanu.

Ale jest też pewna historia, o której dowiedziałem się od Arka Jakubika [reżyser "Skazanego na bluesa", w którym rolę Ryśka Riedla zagrał Tomek - przyp. red.]. On nominował mnie do Ice Bucket Challenge, tej akcji promującej walkę ze stwardnieniem zanikowym bocznym. Wziąłem w niej udział, co prawda nie oblałem się wiadrem wody, ale spryskałem się tlenkiem węgla pożyczonym od mojego kolegi i rehabilitanta Pawła Winiewicza, aż porobiły mi się sople na włosach. Arka nominował Jurek Owsiak.

Powiedział mu, że wie, kim jestem, i że być może uda mi się zagrać na Przystanku Woodstock za rok, że bardzo chciałby, żebym zagrał na Małej Scenie. To niesamowite, że w ogóle pojawił się taki pomysł. Już nie mówiąc o tym, że dowiedziałem się tego właśnie od Arka Jakubika, który jest świetnym aktorem i wspaniałym człowiekiem.

I on był jednym z organizatorów koncertu dla ciebie pt. "Skazani na bluesa, skazani na przyjaźń".

- Nie mogłem przyjechać do Katowic, ale miałem możliwość oglądania transmisji przez internet. Ten koncert to też było ogromne zaskoczenie. Zastanawiałem się: dla mnie? A kim ja jestem, żeby organizować dla mnie cokolwiek? Wtedy na tej scenie w Teatrze Śląskim wystąpili Renata Przemyk, Dr Misio, Ścigani, Oberschlesien. Zachowali się wspaniale, choć przecież wcale nie musieli, a przecież nie mają pewności, że do nich na scenę wrócę. Ale zrobili to i to tylko dla "Kowala". Jest o czym opowiadać, może kiedyś książkę napiszę?

Tych koncertów było wiele. Katowice, Ostrów Śląski, Trzebnica...

- Przy tym koncercie ogromną pracę wykonał mój menedżer Tomasz "Owca" Nowacki. I tam udało mi się być na wózku. Kiedy wysiadłem z auta, otoczył mnie ogromny tłum ludzi. I byłem wtedy na scenie - spodziewałem się, że przyjdzie garstka osób. A tam - setki, tysiące ludzi. I wielcy artyści, którzy dla mnie zaśpiewali. Wśród nich był Sebastian Riedel - poznałem go, okazał się wspaniałym przyjacielem - który zaśpiewał mój utwór "Nie żałuję". Bardzo się wzruszyłem. Mój syn zaśpiewał z kolei "Sen". Byłem w szoku, chyba rośnie mój następca (śmiech).

I wtedy na tej scenie powiedziałem, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Bo ja faktycznie takich przyjaciół poznałem. Nikt mnie nie zawiódł.

Zazwyczaj oprócz wspierających są też przykre opinie. Spotkałeś się z takimi?

- Oczywiście. Czytałem komentarze: kim on jest, żeby organizować akcje pomocy, przecież takich jak on jest pełno. A ja przecież nigdy nie aspirowałem do tytułu kogoś, komu pomoc po wypadku się należy.

Były też pytania: ciekawe, z jaką prędkością gnał? Otóż jechałem wolno. Zawsze jeździłem rozsądnie.

Zdarzają ci się trudne dni?

- Rehabilitanci mówią, że rzadko się spotyka takiego jak ja, który uśmiecha się, rozmawia i wygląda tak, jakby nie przejmował się tym, co się stało. Przejmuję się, ale nie daję tego po sobie poznać. Staram się te smutne stany odganiać - stało się, tego nie zmieni się żadnym myśleniem. I cieszyć się tym, co się miało i co się ma.

Pewnie, mam czasem trudne dni, ale wtedy Kasia i moi bliscy podnoszą mnie na duchu. Kiedy nadchodzi taki dzień, pytam ją: "Kasia, będę chodzić?". Ona zawsze odpowiada: "Pewnie, że tak, na sto procent".

To mi bardzo pomaga. Przypominam sobie program "Must be the music". Na casting przyszli fenomenalni ludzie. Wtedy też pytałem Kasię: "Popatrz na nich, ja mam wygrać?". Ona mówiła: "Tomek, nie martw się, jak ci się uda załapać do programu, to na pewno wygrasz. Jestem pewna".

Ja miałem takie przekonanie, że wszyscy są lepsi ode mnie. A jednak się udało, wygrałem. Myślę, że pomogła mi pokora. Może ta skromność się opłaciła.

Opłaciła się też przy "Skazanym na bluesa", spektaklu, w którym zagrałeś Ryśka Riedla.

- Wtedy też byłem przekonany, że nie wygram castingu. Moja wygrana w "Must be the music" nie miała żadnego znaczenia. Za pierwszym razem nie mogłem przyjechać, bo miałem nagranie tego programu. I usłyszałem: "Trudno, to pana nie będzie" (śmiech). Ale na szczęście casting przenieśli, bo coś nie pasowało. Kiedy dyrektor katowickiego teatru dowiedział się o mnie, nawet nie wiedział, kim jestem. Arek mi opowiadał, że włączyli w internecie moje wykonanie piosenki Ryśka Riedla i byli w ogromnym szoku.

Byłem niesamowicie zaskoczony, bo spektakl okazał się strzałem w dziesiątkę. Recenzje były fantastyczne i podobno mało które przedstawienie miało tak liczną widownię. Było na niej dużo fanów Ryśka i osób, które go znały. Słyszałem od nich, że właśnie poznali jego kolejne wcielenie.

Ludzie nie pozwalali nam zejść ze sceny po skończonym spektaklu, czekali pod teatrem, prosili o autograf, niektórzy chcieli nawet tylko mnie dotknąć... To było bardzo onieśmielające, ale zawsze traktowałem wszystko z pokorą.

Brakuje ci tego?

- Bardzo, to było fantastyczne przeżycie. Ja, zwyczajny wokalista, z małej wsi? Zupełnie się tego nie spodziewałem. Udało mi się stanąć na jednej scenie z wielkimi aktorami, coś z nimi osiągnąć. Bo cała sztuka miała naprawdę wysoki poziom. Słyszałem, że spektakl przeszedł do legendy.

Chcesz wrócić na scenę?

- Chciałbym. I pojawić się na niej w pionie. Nigdy na wózku.

Dlaczego?

- Na wózku traci się odpowiednie brzmienie głosu. Płuca i przepona są przygniecione Nie chcę stracić na brzmieniu.

Przede wszystkim jednak to ja nie chcę wzbudzać współczucia, litości. Wolę poczekać pewien czas i wyjść z uśmiechniętą twarzą. Nie skulony na wózku, liczący na ludzką wrażliwość, powodujący łzy w oczach. Zupełnie nie o to mi chodzi.

Nadal śpiewasz?

- Tak, ćwiczę głos codziennie. Brakuje mi jeszcze oddechu, choć na skali nie straciłem. Chciałbym znów śpiewać piosenki Dżemu. Zawsze mam takie wrażenie, że były pisane dla mnie, tak się w nich odnajduję. Teraz to już zupełnie.

Ostatnio pojawiła się propozycja z Teatru Śląskiego w Katowicach, abym podczas "Skazanego na bluesa" wychodził na bis. Wiem, że Ryśka już nie zagram, w takim stanie on nigdy nie był. Jestem otwarty na wszelkie propozycje: chętnie zagrałbym nawet w filmie. Niepełnosprawnego, który walczy dalej, nie poddaje się.

Tak jak ty.

- Wiesz, teraz myślę sobie, że może ten wypadek miał jakiś większy sens. Powód, cel, którego jeszcze nie znam. Uświadomił mi, że mam prawdziwych przyjaciół i że bardzo dużo osiągnąłem. Widocznie musiało tak być. Może chodziło o to, abym zmienił swoje życie? Swój charakter? Myślenie o tym, co najważniejsze? Nie wiem, okaże się z czasem. Myślę, że wszystko wyjdzie z czasem - i efekty rehabilitacji, i efekty pracy nad głosem. Ale wierzę, że to wszystko ma większe znaczenie. I że uda mi się wszystko, co straciłem, odzyskać, a może nawet coś zyskać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji