Artykuły

Przepraszam, czy tu biją?

Przedstawienie otacza aura lekko skandalizująca. Ze sceny płynie wartko żargon złodziejski gęsto przetykany dosadniejszymi wyrażenia­mi, pojawiają się sprężynowe noże, wszędzie kręcą się ludzie w mundu­rach milicji, błyskają światła mocno podejrzanej dyskoteki. Już na samym początku uczestniczymy w starannie przygotowanym włamaniu, z ciemności dolatują krótkie polecenia fachowców od rozpruwania kas.

Napięcie wydaje się powiększać fakt, że jest to prapremiera nowej polskiej sztuki. Niestety - sprawa wyjaśnia się paradoksalnie. Istotnie mamy do czynienia z prapremierą - lecz nie dramatu, ale noweli filmowej adapto­wanej dla potrzeb teatru.

Rzecz dzieje się na dużej scenie Pań­stwowego Teatru Ziemi Krakowskiej w Tarnowie. Inscenizator i reżyser "Prze­praszam, czy tu biją?" Marka Piwow­skiego, Ryszard Smożewski podjął cie­kawą próbę utrzymania struktury sce­nariusza filmowego na scenie, wyko­rzystując środki właściwe dla teatru w taki sposób, aby osiągnąć jakby in­ny typ "narracji" i uniknąć zarazem zwykłego upodobnienia do filmu. Na­rzuciło to konieczność jednoczesnego zgromadzenia wszystkich miejsc akcji na scenie, a nawet częściowo na wido­wni, dzięki czemu jesteśmy świadkami trwania poszczególnych wątków także wówczas, gdy na pierwszym planie ustępują one miejsca następnym - ekspert od broni wciąż analizuje narzędzia włamywaczy aresztowanych w pierwszej scenie, oficer śledczy co chwila pojawia się za swoim biurkiem, kieszonkowcy trenują pokazowo swe umiejętności, by wkrótce przenieść się na widownię.

Kolejne sceny, zestawione jak mate­riały dokumentalne mające odtworzyć prawdziwy przebieg zdarzenia, potęgu­je agresywność i widowiskowość przed­stawienia. Zostaje wykorzystana rów­nież projekcja filmowa jako jeszcze jeden materiał pomocniczy w toczącym się bez przerwy śledztwie. Efektowna forma i zawrotne tempo znajdują oparcie w scenografii Marii Adamskiej odtwarzającej swoistą barwność zło­dziejskiego światka. Szybko orientu­jemy się, że znaleźliśmy się w środo­wisku zamkniętym, a przede wszystkim - rządzącym się własnymi prawami i własną, złodziejską "moralnością", co okazuje się w pierwszym mo­mencie najbardziej zaskakujące. Obo­wiązuje tutaj bezwzględna lojalność wobec kumpli. Za przekroczenie tej za­sady drogo się płaci. Trzeba być "uczciwym" wobec innych. Piwowski nie chce nikogo usprawiedliwiać - raczej oddaje rodzajowy koloryt środowiska, starając się dotrzeć do mentalności i mechanizmów reakcji psychicznych lu­dzi z marginesu. Bez opowieści o ich trudnym dzieciństwie i tysiącach innych przyczyn. Bez morałów. Pokazuje ich po prostu takich, jakimi są.

Doskonałe wyczucie środowiska przez autora postawiło jednak twórcę przed­stawienia przed niebezpieczeństwami, których nie zawsze zdołał uniknąć. Wi­dowisko to nie stało się spójną całością - zachowało charakter serii żywych scenek pojawiających się niekiedy na zasadzie kolejnych numerów kabareto­wych. Jest wśród nich wiele świe­tnych, charakterystycznych obrazków, lecz tak naprawdę połączą się one do­piero wtedy, gdy postacią dominującą stanie się student, a więc niemal w ostatnich chwilach przedstawienia. Po­dobnie traktowane aktorstwo ograni­cza się z reguły do ostrego zarysowania szkicu postaci, które często pozostają w pamięci jako błyskotliwie i dosa­dnie scharakteryzowane typy.

Na tym tle najpełniejszą rolę stwo­rzył Andrzej Grabowski jako kory­feusz świata zbrodni, chociaż i jego charakterystyczność jest miejscami zbyt natrętna, grozi przeszarżowaniem. Mimo to udała mu się rzecz trudna - ukazanie przesłoniętych maską cwa­niactwa zwyczajnych, ludzkich cech odtwarzanej postaci bez grożącego w takim przypadku sentymentalizmu.

Pomimo tak bogatego nagromadze­nia szczegółów fabuła noweli jest dość prosta. Piwowski, nieustannie operuje schematami znanymi z filmów krymi­nalnych. Mamy więc na scenie szajkę włamywaczy układających plan wiel­kiego skoku i przedstawicieli aparatu ścigania coraz lepiej kontrolujących posunięcia przestępców. Obserwujemy dwie równolegle rozwijające się akcje - kolejne włamania i drobiazgowe, żmudne śledztwo. Powstaje jednak py­tanie, czy problematyka "Przepraszam, czy tu biją?" da się sprowadzić do wą­skich wymiarów opowieści kryminal­nej podbudowanej bystrą obserwacją środowiska co jak wiadomo nie było nigdy mocną stroną polskich krymina­łów. Ambicje Piwowskiego są niewąt­pliwie większe i tarnowskie przedsta­wienie wyraźnie to uwidacznia. Nie ograniczają się do ukazania podstawowej relacji: przestępcy - ścigający. Piwowski stara się rozważyć moralne prawa i racje ludzi, dla których ściga­nie przestępców jest po prostu zawo­dem, takim samym jak każdy inny. Historia granego przez Zbigniewa Gorzowskiego Studenta, człowieka sła­bego i wykorzystanego przez kapitana Milde jako narzędzie, drastycznie uka­zuje obosieczność psychicznych skut­ków zetknięcia się ze zbrodnią.

Z punktu widzenia kpt. Milde wszy­stko jest w porządku - akcja została zakończona. Dzięki podstawieniu Stu­denta jako fałszywego członka bandy udało się złapać kilku groźnych prze­stępców. Gra się opłaciła. A jednak po­zostaje świadomość, że w imię dobrej sprawy zniszczono człowieka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji