Artykuły

O łatwej sztuce trucia czarną kawą

Mój przyjacielu!

Jestem zły. Bardzo zły. Zły jestem na Andrzeja Wydrzyńskiego za jego "Ucztę morderców" wystawioną w Teatrze Dramatycznym. Zresztą nie tylko na Wydrzyńskiego,a również wielu innych polskich dramaturgów,ale niech mi Wydrzyński wybaczy,że na nim głównie wyładuję całą złość,bo on to ją,niestety, sprowokował. Czy sądzisz,iż dlatego,że to okazał się zwykły kryminał,co zresztą sugeruje ów morderczy tytuł i podtytuł "tragedia buffo z trucizną w kawie"? Pal licho,niech byłby kryminał,gdyby autor tylko takie sobie zadania postawił. Lubię czasami i kryminał obejrzeć. Ale przecież Wydrzyński swojej "Uczcie" kazał spełniać domyślniejszą rolę. W naprawie polskich obyczajów. Tak,tak. Mówił o tym m.in,w wywiadzie prasowym. I tego właśnie od "Uczty" oczekiwałem. A tymczasem... To mnie właśnie złości najbardziej. Trują się tu bohaterowie raczej na wesoło czarną kawą z trucizną i jednocześnie uczestniczą w poważnym całkiem dramacie obyczajowym. I to ostatnie robią już na serio. Jest się z czego tu śmiać i nie ma się z czego tu śmiać. W jednym to stoi tu domu. Do jednego worka wrzucone. Pocięte,pokrojone na kawałki,jak przez krawca - partacza. I w rezultacie - niech mi autor wybaczy - ni pies ni wydra. Bo jeśli już "buffo",to niech będzie "buffo" od początku do końca. A nie jakieś wykręcanie się tzw. sianem.

Najpierw kociak zachodzi w ciążę i pewnym redaktorkiem. Wszystko w porządku. Kociaki rzeczywiście zachodzą w ciążę i traktują to niemal jak katar,przeziębienie. Tak się niestety dzieje,i to jest problem moralny na serio. Ale już później autor strzeli niespodzianie,że ów redaktorek to de facto ojciec kociaka,a więc - kazirodztwo,a więc - w płaszczyźnie teatralnej - groteska,śmiech. Najpierw o owym ojczulku,takim pięćdziesięcioletnim bęcwale,dowiadujemy się,że od niego zaszła w ciążę służąca i że do roli męża i ojca szykuje on w zastępstwie takiego młodzieniaszka,chuligana,który się przypadkowo znalazł w ich mieszkaniu i którego postanowiono "wykierować na człowieka". Też w porządku. Taki bęcwał co to sobie nie zdaje absolutnie sprawy z konsekwencji łóżkowych amorów - to wcale przecież charakterystyczny typ współczesnego amanta,postępującego w myśl zasady "dziś ta, jutro tamta,która się tylko nawinie". Ale później,to już tę "rozpłodową" działalność ojczulka doprowadza autor do granicy groteskowe] przesady. I tak rozdwaja się Wydrzyński przez cały czas. Nawet chuligan "wykierowany" wreszcie na człowieka też okaże się dziecięciem swawolnego papy. Ani buffo,ani sztuka obyczajowa. I aktorzy nie wiedzą również jak grać w takiej sytuacji. Elżbieta Czyżewska,debiutująca w roli kociaka Alicji,gra najpierw prawie serio dziewczę z ciążą przeżywaną jak katar,by później,gdy się wszystko groteskowo pokręci,nie wiedzieć co z sobą począć. A redaktorek Jerzego Magórskiego jest już w ogóle bezradny. Tak jak by nie wiedział,w który klawisz uderzyć,by trafić we właściwy ton sztuki. I wcale mu się poniekąd nie dziwię. Jedyna bodaj Barbara Krafftówna jako służąca nie daje się wodzić autorowi to w jedną,to w drugą stronę. Jest konsekwentna w swym groteskowym,charakterystycznym stylu gry i szczerze bawiąc,odnosi największy sukces. Powtarzam,trzeba się umieć na coś jasno zdecydować. Albo buffo i wówczas tylko naciśnięty "pedał" i wszystko zabawą,albo.. Właśnie, a dlaczego by nie mogło być to drugie "albo". Sztuka serio obyczajowa. Skoro już podejmuje się problem: - ojcowie - dzieci,młodzież,problem zresztą stary jak świat,istniejący pod każda szerokością historyczną i geograficzną,skoro już występuje się z zadaniem jakiejś naprawy w tej dziedzinie - to niech takie zadanie będzie jakoś również spełniane. Właśnie w imię tej młodzieży,w imię owych wzajemnych stosunków: rodzice - dzieci.

A tymczasem śmiechu warte,co tej młodzieży i rodzicom chce w swej sztuce powiedzieć Wydrzyński. Zresztą ta młodzież jest obecna na widowni. I jak będziesz,to zwróć uwagę,jak ona reaguje. Jej tylko w to graj - to co pokazuje i jak pokazuje owe młodzieżowe problemy Wydrzyński. Tej głównie,która spokrewniona jest duchowo z chuliganem i kociakiem. No bo chuligan? Świetny żargon. Tylko uśmiać się. A przy tym wcale sympatyczny chłopak. Tyle dowiaduje się o chuliganie,Kociak? Ej,czy się warto przejmować. Na dwa tygodnie wyjeżdża się z domu - i już po ciąży. Mój drogi,może i przesadzam,bo trudno mi jest wleźć w skórę tej kociakowej widowni,ale obawiam się,że niewiele. W każdym razie Wydrzyński pokpił całą poważną sprawą. I muszę ci powiedzieć,że nie tylko on tak postępuje wobec problematyki współczesnej. Również i inni nasi dramaturgowie. Jak by wstydził się pokazać kawał rzeczywistego życia współczesnego. W prosty zwykły sposób. Bez udziwnień,bez groteski,bez buffo. Bez trucia czarną kawą. O taki zresztą epilog najłatwiej,łatwiej niż o ten, który nieraz ma rzeczywiście miejsce w tzw. realnym życiu. Jak by wstydzili się starej konwencji,która narzuca i realistyczne potraktowanie problemu,i realistyczne jego rozwiązanie. Śmiechu warte. Niestety - śmiechu dość żałosnego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji