Artykuły

Stary Fredro odmłodzony

Fredro był mizantropem, ale jego mizantropię łagodziło, czasem wręcz ukrywało ogromne poczucie humoru. Z biegiem lat jednak mizantropii przybywało, a humor kwaśniał. Paralelnie do tego, pieniądze, interesy - od "Zemsty" już ważne, stanowiące nieraz oś intrygi, też wypychają się coraz bardziej na pierwszy plan. W "Wielkim człowieku do małych interesów" wszystko prawie kręci się wokół spadków, posagów, intratnych posad. Jenialkiewicz, ów "wielki człowiek", marnujący seryjnie majątki swoich podopiecznych i tracący czas na bezsensowne intrygi jest postacią śmieszną, ale w sposób irytujący, nie zabawny. Wydawałoby się, że z tego tekstu już nic nie da się zrobić.

A jednak Wojciech Nowak, reżyser poniedziałkowego spektaklu, zrobił! Musiał chyba bardzo uważnie przeczytać tekst i dobrze go przemyśleć, by dostrzec, że w schyłkowej komedii Fredry są dane na pogodną sztukę o cichym, ale stanowczym buncie młodych, którzy nie zważając na "genialne" intrygi starego piernika układają sobie życie, jak im serce dyktuje. Młodzi zakochani są u Fredry nader często postaciami konwencjonalnymi i w "Wielkim człowieku" też pewnie by tacy byli, gdyby nie świeże spojrzenie reżysera na sztukę i koncertowa gra młodych aktorów. Grano tu bowiem więcej milczeniem i mimiką niż słowami, które właściwie były błahe, prowadzące na fałszywe tropy i tylko z rzadka jakieś nieopatrzne zdanie odkrywało głębię uczuć i zasad. Prawie tak jak u Czechowa, gdzie bohaterowie mówią o głupstwach albo perorują abstrakcyjnie, by gadaniną pokryć wewnętrzny dramat, namiętność, rozpacz.

Fredro jednak nie Czechow, nie ma tego bezgranicznego współczucia dla ludzi, jakie miał autor "Trzech sióstr". Przedstawienie zdradza też i pewne pokrewieństwo z literaturą angielską, z jej oschłością i podobną do Fredrowskiej mizantropijną trzeźwością. Obie heroiny (nie potrafię rozstrzygnąć która była lepsza - Korcz czy Sienczyłło) grały tak, jakby w ostatnim czasie zaczytywały się w Jane Austen (np. w "Rozważnej i romantycznej"). Przedstawienie byłoby bez zarzutu, gdyby nie dodany przez reżysera finał - piosenka o uroku munduru, nucona przez Jenialkiewicza-Nowickiego. W całej koncepcji postaci nic nie wskazywało, że niefortunny załatwiacz ma przeszłość wiarusa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji