Artykuły

Kandydat na premiera z podwórkowej ballady

"Kariera Nikodema Dyzmy" w reż. Wojciech Kościelniaka w Teatrze Syrena w Warszawie. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Musicalowa wersja "Kariery Nikodema Dyzmy" opiera się na reżyserze i wykonawcy głównej roli. Reszta próbuje im dorównać.

Teatr Syrena zmienia image, zabiega o nową publiczność, ale nie chce stracić starej, przyzwyczajonej, że tu pobrzmiewały echa dawnych kabaretów. Jednych i drugich mają przyciągać nowoczesne widowiska muzyczne, ale odwołujące się do dwudziestolecia międzywojennego.

Zaproszono Wojciecha Kościelniaka, najlepszego speca od rodzimego teatru muzycznego, niekopiującego amerykańskich wzorów. Dla Syreny robi premiery z akcją osadzoną w latach 20. i 30. XX wieku: "Hallo Szpicbródka", teraz "Kariera Nikodema Dyzmy",

Ten spektakl jest lepszy nie tylko dlatego, że reżyser skorzystał z ciekawszej literatury. Powieść Dołęgi-Mostowicza wytrzymała próbę czasu, jej bohatera - człowieka znikąd, który ma zostać premierem -można znaleźć dzisiaj równie często jak wIIRP.

Kościelniak nie starał się jednak niczego uaktualniać, przedstawił zdarzenia tak jak w powieści. Niektórych inscenizatorów kusiłyby aluzje do współczesności, on całości nadał klimat dawnej ballady podwórzowej, nie o jednej Wiśniewskiej, ale o Dyzmie. Ogniwem łączącym sceny jak zwrotki stała się postać śpiewającego Gońca (bardzo dobry Wiktor Korzeniowski).

Nie jest łatwo zrobić dynamiczne widowisko muzyczne na małej scenie, bez technicznych fajerwerków, z niewielką obsadą. Stosując proste środki, Wojciech Kościelniak parę razy błysnął inscenizacyjną inwencją. Świetna jest scena jazdy samochodem, znakomicie pokazał kryzys rządowy.

Spektakl ma wszakże dziury. Słabo wypada pozbawiony erotyzmu obrzęd tajemnej loży kobiet, generalnie zawodzi choreografia Jarosława Stańka. Nierówna jest również muzyka Piotra Dziubka.

W swoich spektaklach Kościelniak angażuje wszystkich wykonawców do różnych zadań, ale w pamięci zostaje Przemysław Glapiński (Żorż). Zresztą "Kariera Nikodema Dyzmy" - filmowa czy teatralna - zawsze jest popisem jednego aktora. Kiedyś byli to Adolf Dymsza i Roman Wilhelmi, teraz Przemysław Bluszcz.

Pomysł wybrania aktora, który nie miał wcześniej do czynienia z teatrem muzycznym, okazał się trafiony. Swą wokalną szorstkość i taneczne nieobycie wykorzystuje do stworzenia wyrazistej postaci.

Nie bawi się w psychologiczne niuanse, rysuje Dyzmę mocną kreską, ale taki jest bohater Dołęgi-Mostowicza.

W historii teatru był wszakże Dyzma bardziej zniuansowany. Grał go Jacenty Jędrusik w chorzowskim Teatrze Rozrywki, który ponad 12 lat temu wystawił musical spółki Włodzimierz Korcz-Wojciech Młynarski. Te różne wersje łączy nie tylko postać ulicznego śpiewaka. Stworzony dla Chorzowa "Dyzma" pozostał wydarzeniem jednorazowym. Podobnie będzie chyba z warszawską adaptacją Wojciecha Kościelniaka. Taki już los polskich musicali.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji