Artykuły

Kłótnie nad macewą. Pułapki "Skrzypka na dachu"

"Skrzypek na dachu" w reż. Roberto Skolmowskiego w Operze Podlaskiej. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Czekaliśmy na "Skrzypka na dachu" i w końcu jest. Jedni są zachwyceni. Inni zawiedzeni, bo przywiązani do wersji filmowej. Wersja białostocko-operowa mimo złego finału się broni, potrafi wzruszyć, choć zirytować też. Dostajemy etniczną cepeliadę, urokliwą i sentymentalną. I czy w sumie takiej, nieco ckliwej konwencji w opowieści o sztetlu nie oczekujemy?

Wszyscy nosimy w głowie pewną wizję żydowskiego miasteczka, w którym życie płynie biednie, lecz harmonijnie, sąsiedzi się dogadują, razem świętują. To obraz wyniesiony z filmów, tak pięknie ukazany choćby w "Austerii", "Dwóch księżycach" "Pociągu życia" czy choćby właśnie filmowej wersji "Skrzypka" Jewisona z lat 70. To też obraz zapamiętany z cudownych obrazów Chagalla, pełnych pokrzywionych domków, fruwających zwierząt, pełgających świateł. To wreszcie, jeśli nie przede wszystkim, obraz tak czule zapisany na kartach powieści Szolema Alejchema, który Tewjego Mleczarza, główną postać "Skrzypka", do życia powołał i pozostawił potomności.

Nawet jeśli chciałoby się radykalnych rozwiązań formalnych, to jednak właśnie taki - konwencjonalny, trącący etnicznym kiczem, ale też urokliwy - portret sztetla lubimy. Nosimy go pod powiekami, po niego na "Skrzypka" idziemy. I w białostockiej operze, w wersji raz lepszej, raz gorszej, go otrzymujemy.

Wbrew pozorom spektakl nie jest konwencjonalny do bólu - musical w reżyserii Roberto Skolmowskiego parokrotnie i ciekawie konwencję przełamuje. Bo kto słyszał choćby (Alejchem na pewno nie), by macewy wyłaniające się z podziemi tańczyły, przodkowie zerwani ze snu wiecznego podskakiwali jak czirliderki, a upiory, które też przy okazji wylazły na wierzch, przypominały włochatego Chewbaccę z "Gwiezdnych wojen"?

A jednak.

Najciekawsze jest to, że owe pomysły do konwencji i "skrzypkowego" klimatu pasują, nie gryzą się z całością, a jednocześnie znakomicie bawią.

Opowieść familijna i sąsiedzka

O czym jest "Skrzypek na dachu", chyba wie każdy, gwoli ścisłości jednak przypomnijmy - to historia ojca żydowskiej rodziny, marzącego o bogactwie, chcącego szczęśliwie wydać za mąż swoje córki. Jego zamysł i plany co do kandydatów na zięciów jednak sobie, a plany córek - sobie. Jakby domowych kłopotów było mało, do rodzinnej wsi w carskiej Rosji wdziera się historia i skazuje mieszkańców na wygnanie...

I choć akcja dzieje się przed 100 laty, "Skrzypek" nieoczekiwanie ma w sobie sporo uniwersum, jest bardzo nośny, skrzy się humorem czytelnym w obecnych czasach (wątki damsko-męskie, ojcowskie dylematy i małżeńskie perypetie odgrywane przez aktorów sprawiają, że przez salę całkiem często przebiega szmer porozumiewawczego śmiechu "skąd my to znamy", w zależności od scen i statusu społecznego widzów: mężów, żon, ojców, dorosłych dzieci).

Bo też i "Skrzypek" ma wiele tropów: to opowieść przede wszystkim familijna. Pełna historii domowych i sąsiedzkich właśnie, rozgrywających się w przestrzeni urokliwej mieściny, pełnej rozgardiaszu i dziwaków, do której wielu z nas tęskni.

Jak pokazać tę przestrzeń?

Sławojka też bieży

Scenograf Paweł Dobrzycki miał świetny pomysł, nawiązujący nieco do chagallowskiego klimatu. Oto mieszkańcy Anatewki, niemal wszyscy, swoje domki noszą... na plecach. Domki są pokrzywione, nieforemne, jakby ulepione z gliny; gdy nosiciele domostw tańczą, te falują do rytmu. Ich infantylność, toporność, jakby z dziecięcego rysunku, to scenograficzny strzał w dziesiątkę. Dobrze oddaje humor oryginału, przydaje całości nostalgii. W takim układzie nawet początkowo irytujący wóz Tewjego zaopatrzony w prywatną chmurkę i słońce czy też kiczowaty płotek z garnkami i kozą przemykający co i rusz przez scenę już tak nie drażni. Zresztą obecność płotu, jak się w kolejnych scenach okaże, ma uzasadnienie, szczególnie po upojnej nocy w karczmie.

Minimalizm spektaklowi służy, choć czasem można odnieść wrażenie, że to zabieg nie tylko artystyczny, ale i merytoryczny: symbol sporo mniejszej niż w poprzednich produkcjach kwoty przeznaczonej na spektakl. Niezależnie od wszystkiego - prostota scenografii ma sens, zapada w pamięć.

Podobnie jak wjeżdżanie na scenę wielkiej karczmy, na której dachu siedzą Tewje (w premierowym spektaklu ze swadą odgrywany przez Grzegorza Szostaka) i Wolf rzeźnik (świetny Ryszard Doliński). Tu też pomysł z noszeniem jest zachowany - karczma zdaje się na scenę wtaczać na plecach dwóch pijusów, którzy suną na kolanach, pochyleni, by za chwilę wygodnie się pod karczmą z butelczynami położyć.

A gdy w szabas do modlitwy zbiega się cała Anatewka - ów "domkowy" inscenizacyjny zabieg dodaje spektaklowi malarskości (i familiarności). Wraz z mieszkańcami podążają nie tylko domy, ale i synagoga, i stół przygotowany do szabasowej wieczerzy, nawet sławojka bieży, by znaleźć się ze wszystkimi w jednym miejscu.

Pięknie to wygląda.

Kłótnia o zięcia nad macewą

Zresztą w białostockim "Skrzypku" ładnie skomponowanych zbiorowych scen jest wiele (choreografia: Ewa Zając i Jarosław Sołowianowicz). I tych wzruszających, i zabawnych, które zapamiętuje się na długo. Choćby moment zaślubin rozgrywający się na kilku pokoleniowych planach. Młodzi, rodzice i goście ze świecami w dłoniach obracają się na platformach w spowolnionym tempie, wydają się być zawieszeni w magicznym świecie. Do tego słynna pieśń "To świt, to zmrok", w której rodzice panny młodej, Tewje i Gołda, śpiewają na głosy ("Czy to ta mała dziewczyneczka/ chłopczyk, co w piłkę lubił grać?/ Kiedy i jak się dorosłymi/ mogli stać?). Wszystko to faktycznie działa na emocje - i inscenizacyjny zabieg, i muzyka poruszająca pewne struny w sercu.

Niezła jest scena w karczmie, z pijackim rozgardiaszem, pojedynkiem na tańce (żydowskie i ukraińskie), do którego niczym naczupurzone koguty stają podchmieleni sąsiedzi, szybko jednak dochodzący do porozumienia i zgodnie wychylający szklanice.

Białostocki "Skrzypek" korzysta ze sprawdzonej zasady, wedle której tempo i zmiana nastrojów dobrze spektaklowi robi. Stąd powodzenie brawurowej sceny nocnej, w której z podziemi nagle wysuwają się macewy, zmarli wstają, tańczą, a nawet śpiewają. Zaś małżonkowie w szlafmycach, na łóżku zawieszonym nad wielką zapadnią, kłócą się o kandydata na zięcia. Powołanie do życia macew i cmentarnych upiorów to zabieg dość ryzykowny. Ale fantastyczny. Zderza powagę ze śmiechem, wykorzystuje możliwości techniczne budynku, działa na wyobraźnię.

Po takich rozbuchanych szalonych scenach przychodzi oddech w postaci pięknych scen kameralnych, których jest tu całkiem sporo (sugestywne sceny między ojcem a córkami). I tak - wedle alejchemowskiej narracji, w której jest miejsce na żart i smutek - niczym koło fortuny toczy się cały spektakl...

Pułapka

Niestety, pokusa nieustannego przełamywania nastrojów może okazać się zgubna. Łatwo wpaść w pułapkę. I tak się dzieje w przypadku białostockiego "Skrzypka", który staje się spektaklem nierównym - z bardzo dobrymi momentami i z całkiem kiepskimi.

Szkoda, że niektóre sceny dramatyczne w kilka dosłownie chwil zbijane są radosną melodyjką. Naszkicowana symbolicznie i poruszająco scena pogromu, w którym płonie miasteczko, w jednym momencie przechodzi w scenę wybijaną skocznym rytmem. A przecież pogrom to czyjeś cierpienie, upokorzenie, spalone domy. Trudno sobie wyobrazić, że mieszkańcy, choćby nie wiadomo jak bardzo przyzwyczajeni do zmienności losu, tak szybko przechodziliby nad tym do porządku dziennego. Za mało więc ciszy, za szybka zmiana nastroju, za duże tempo.

Z kolei tam, gdzie chciałoby się spektakl przyspieszyć, pojawiają się niepotrzebne dłużyzny i puste miejsca - stąd wrażenie nierówności.

Kiczowaty finał

Za dużo też w spektaklu dosłowności. Gdy sielski nastrój burzą kolejne kłopoty - z córkami, z ukazem carskim, wyrzucającym mieszkańców z rodzinnej wioski itp. - zwiastują to nadciągające czarne chmury (projekcja na multimedialnym ekranie). Po co? Tak oczywista ilustracja jest zupełnie niepotrzebna.

Kompletnie niezrozumiały i przekombinowany jest też finał spektaklu. Wielka szkoda, bo to paskudny zgrzyt po czystych scenach pożegnania z Anatewką. A te są poruszające. Ktoś gładzi stół w milczeniu, ktoś pakuje dobytek na plecy. Jedni ze sztetla na Ukrainie jadą do Krakowa, inni do Jerozolimy, jeszcze inni do Ameryki. Mordko przynosi odjeżdżającym bliny, Lejzor taszczy domek, nie mogąc go unieść, zły jest na sąsiada, ale żegna się z nim, bo nie wiadomo przecież, kiedy się zobaczą... Gdy mieszkańcy sztetla stoją zagubieni, z pakunkami, wtuleni w siebie, śpiewający: "Anatewka pełna trosk, śmiesznych słów, pełna łez, pięknych snów", stanowią już nie tylko żydowską społeczność wyrzuconą z wioski. Są symbolem wszystkich wypędzonych z miejsca zamieszkania, niezależnie od rasy, wyznania, szerokości geograficznej. Wypędzonych, bo ktoś tak sobie gdzieś wyżej wymyślił.

I nagle ta przedostatnia sugestywna scena zostaje spacyfikowana przez kiczowaty finał. Nie opiszemy go dokładnie, dość powiedzieć, że pojawia się w nim statek na patykach i plastikowe kilkumetrowe rybki machające ogonem. Czy wieszczą nowy rozdział w życiu mieszkańców Anatewki? Amerykański sen? Przypadkowe uniknięcie Holokaustu za kolejnych kilkadziesiąt lat?

Trudno powiedzieć.

Budzą sympatię

Za to wiele w spektaklu dobrych ról (mowa o premierowym spektaklu, trzeba pamiętać, że musical ma podwójną, a w przypadku ról dzieci - nawet poczwórną obsadę).

Premierowym Tewjem był Grzegorz Szostak, tylko początkowo sztywny i przejęty, potem szybko zaczął przypominać Mleczarza z kart powieści. Tewje to powolny, flegmatyczny filozof marzyciel, ciągle wadzący się i licytujący z Bogiem. Alejchem wyposażył swego bohatera w niezwykłą umiejętność: co to marudzić potrafi, i owszem, ale za to z jakim wdziękiem! W jednym zdaniu i bunt, i spolegliwość, i humor mu się zmieści. Ten na górze, z którym Tewje się wadzi, zapewne lubi swego "pyskacza". I publiczność też obdarza Tewjego sympatią, bo zwyczajnie trudno go nie lubić. Postać Mleczarza dla śpiewaków jest wyzwaniem aktorskim - on bowiem głównie mówi, niż śpiewa. Ale Szostak daje radę.

Podobnie inni soliści. A także chórzyści, choć przed nimi wyzwanie innej natury - w spektaklu nie tylko śpiewają, ale też tańczą.

Świetna Gołda (Agnieszka Makówka), bardzo naturalne córki Tewjego (grające z lekkością Marta Wiejak, Monika Ziółkowska, Sara Abouhilal), budzący sympatię ich adoratorzy. Wielki plus, że reżyser zdecydował się na powierzenie ról śpiewaczkom w powieściowym wieku, wśród sióstr są więc również nawet 13-latki (jak np. Sara w roli Chawy).

Smaczek językowy, przekładający się na obsadę, to choćby to, że carskiego policjanta, mówiącego po rosyjsku lub polsku z zaśpiewem, grają faktycznie cudzoziemcy (Taras Kuzmych/Kirill Lepay).

Nie brakuje w spektaklu różnych charakterystycznych, czasem przerysowanych postaci Żydów - ze swadą kreślonych m.in. przez Ryszarda Dolińskiego (aktor Białostockiego Teatru Lalek w musicalu to rzeźnik Wolf), Tomasza Steciuka (karczmarz Mordko), Wojciecha Miastkowskiego (syn rabina) czy wreszcie Anitę Steciuk. Groteskowa swatka Jenta, jak przystało na jej zawód, potencjalnych absztyfikantów nosi w koszu na plecach.

****

Bilety

Póki co bilety na "Skrzypka" wyprzedane są do końca listopada, co oznacza, że na 33 spektakle, jakie Opera i Filharmonia Podlaska od premiery zagra do końca listopada, sprzedano 18 tys. biletów, a 5,5 tys. jest zarezerwowanych.

To zaś oznacza, że w tym momencie niemal wszystkie bilety są wyprzedane, zostały dosłownie pojedyncze miejsca, podwójnych praktycznie już brak. Ale warto na bilety polować - sporo jest rezerwacji grupowych, zdarzają się zwroty - najlepiej więc dzwonić do opery i dowiadywać się bezpośrednio. A komu się nie uda - poczekać musi na kolejne spektakle, po Nowym Roku.

Ceny biletów są różne, w zależności od miejsca. I tak w strefie I - bilet normalny kosztuje 120 zł, bilet ulgowy - 110 zł. Strefa II - bilet normalny - 95 zł, bilet ulgowy - 85 zł. Strefa III - bilet normalny - 80 zł, bilet ulgowy - 70 zł, Strefa IV - bilet normalny - 55 zł, bilet ulgowy - 45 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji