Artykuły

Grecy zaskakują ciszą, a Tuwim roztacza urok

O spektaklach XXI Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Lalek "Spotkania" w Toruniu piszą Alicja Gruszka, Paulina Tchurzewska, Katarzyna Czernic i Kaja Woźniak w Kurierze Festiwalowym.

Grecy zaskakują ciszą

Brak słów, żadnych wskazówek dla widza. "Tabula Rosa" greckiego teatru Hop Signor Puppet to niezwykła metafora.

Na maleńkich rozmiarów scenie, obfitującej w zaledwie kilka rekwizytów: łóżko, biurko z maszyną do pisania, krzesło oraz lustro, główny bohater, który zresztą wydaje się być jedynym bohaterem, zmaga się z pisaniem. Czego? Nie wiemy. Dlaczego z takim trudem - również pozostaje przez pewien czas zagadką. Widzimy jednak, że coś dręczy tego człowieka. Próbuje przelać na papier jakieś myśli, ale widać jego niemoc. Kilkakrotnie w trakcie przedstawienia, pojawia się na ścianach pokoju, udekorowanych zapisanymi stronami, niepokojące czerwone światło. Bohater zasiada wówczas do namiętnego pisania na maszynie. Zatraca się na tyle w procesie twórczym, że dwukrotnie maleje, nie rozpoznając siebie w lustrze i przybierając ostatecznie mikroskopijną postać. Ta zmiana powoduje, iż zmaga się już nie tylko z problemem pisania, ale również z prozaicznymi problemami - nie śpi na łóżku tylko na poduszce na podłodze, a chcąc dostać się do maszyny, musi najpierw wykonać serię nieudanych podejść. W finale spektaklu z czerwonego światła i zapisanej strony na ścianie wyskakuje kobieta ubrana na czerwono. Główny bohater tańczy z nią, po czym znikają za sceną, by na ścianie imitującej stronę książki pojawiły się ich wizerunki.

Dlaczego skrupulatnie opisuję przebieg wydarzeń na scenie? Po pierwsze, w spektaklu nie pojawia się ani jedno słowo, stąd żadnych wypowiedzianych wskazówek interpretacyjnych. Po drugie, oszczędność zastosowanych przez twórców środków sprawia, że spektakl to niezwykła metafora... Czego? Może procesu twórczego? Zmagań człowieka? Próby zachowania pamięci o ukochanej osobie? A może to próba odtworzenia lub powołania do życia istoty poprzez słowo pisane? Uważam, że każdy z widzów mógłby w nieco inny sposób opowiedzieć to, co zobaczył na scenie.

Animowanie mikroskopijnych rozmiarów marionetek na Międzynarodowym Festiwalu Teatrów Lalek Spotkania nie jest żadnym novum z powodu zeszłorocznego laureata Festiwalu: Teatru Golondrino ze spektaklem "Przygody Jojo". Francuz w komiczny sposób przedstawił historię pchełki. Spektakl Greków wydaje się egzystować na przeciwległym biegunie - przedstawia dramat człowieka. Czy i w tym roku jury doceni małą formę? To się okaże. Jedno jest pewne - subtelny spektakl porusza, a autorce, reżyserce oraz animatorce marionetki, Evgenii Tsichli, należą się ogromne brawa.

Alicja Gruszka

***

O pewnym "wkurzonym" wężu i nie tylko

Teatr Baj Pomorski po raz kolejny udowodnił, że posiada świetnych aktorów, a zgrany zespół to gwarancja sukcesu.

"Był sobie pewien wkurzony Wąż" - tak zaczyna Narrator opowieść o głównym bohaterze. Skąd jego niezadowolenie? Zakompleksiony Wąż (Andrzej Korkuz) nie posiada rąk i nóg, co przysparza mu wielu problemów w życiu. Jak tu się cieszyć z prezentów takich jak rękawiczki i skarpetki, gdy nie ma się możliwości ich ubrania? W podróż po upragnione kończyny wyrusza wraz z Wężem najpierw sam chomik Chrupcio (Dominika Miękus), później dołącza Gekon (Anna Katarzyna Chudek) i Pająk (Jacek Pysiak).

Stworzenie postaci Pająka przez aktorów to popis animacji, który na długo zapadnie w pamięć. Z kilku odnóży, powstaje ogromny, ruchliwy i (co więcej!) przemiły Pająk, który w nikim nie mógłby wywołać arachnofobii. Aktorzy tacy jak Andrzej Korkuz o niesamowitej vis comica sprawiają, że do obrażonego na cały świat Węża nie sposób nie czuć sympatii i mu nie współczuć. Dominika Miękus, która wykreowała przezabawną i uroczą postać Chrupcia.

Na uwagę zasługuje bogactwo edukacyjne zawarte w spektaklu. Słyszymy gry słów związane z tematyką rąk i nóg, takie jak "niezręcznie", "brać los w swoje ręce" czy też "w nogi". Aktorzy wykorzystują również bryły z literami, które układają się w słowa. Czasami są to słowa-klucze, np. 'Inny', 'Cel', a niekiedy bawią się, przestawiając specjalnie błędną literę w wyrazie. Scenografia aranżowana na bieżąco przez aktorów z zaledwie kilku brył przypominających ogromne klocki rozwija kreatywność dziecka, pokazując, jak wiele rzeczy można stworzyć dzięki sile wyobraźni. Ba, dzieci odbywają nawet min-kurs z zakresu literaturoznawstwa, dowiadując się, że narrator to siła sprawcza w opowiadaniu!

Przedstawienie Teatru "Baj Pomorski" jest mądrym spektaklem. Dzieci uczą się, że najważniejsze to akceptować samego siebie i mieć wokoło oddanych przyjaciół. Salwy śmiechu na widowni -zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych - potwierdzają, że o problemie inności, tolerancji i samoakceptacji można mówić w zabawny sposób.

Alicja Gruszka

***

Potęga pasji

Już od pierwszych chwil, kiedy w całkowitej ciszy obserwujemy nieśmiałe ruchy marionetki, w powietrzu unosi się niezwykłe napięcie. Jestem pewna - to spektakl o subtelnej formie i wyrazistej treści.

Historia toczy się w małym, jasnym pokoju. Skromna scenografia wyraźnie daje do zrozumienia, że dla bohatera świat zewnętrzny i przyziemność życia codziennego nie są ważne. Jednocześnie sprawia, że przestrzeń staje się bardziej intymna, a opowieść o tym jednym, konkretnym życiu zyskuje na autentyczności i wciąga nas bez reszty. Między nami a marionetką wytwarza się niezwykła więź.

Zaczynamy więc wspólną podróż. Przemiany bohatera wiążą się także ze zmianą lalki, jednak efekt nie jest tutaj oczywisty. Mogłoby się wydawać, że to zbyt wyraźna sugestia, lecz ewolucja postaci nie opiera się wyłącznie na tym, by marionetka na każdym etapie była coraz mniejsza. Jej zmieniający się rozmiar niesie ze sobą zalety lub ograniczenia techniczne, które operująca nią artystka, Evgenia Tsichlia, w pełni wykorzystuje. W pierwszej scenie używa lekkiej lalki. Możemy zaobserwować niemal każde, najdrobniejsze drgnienie marionetki. W tym czasie bohater spektaklu zdaje się być nieco neurotyczny. Pierwsze podejście do maszyny do pisania kończy się fiaskiem. Jego ruchy stają się niepewne i niespokojne. Jest jednak coś, co nim kieruje, niemal demoniczna siła - potrzeba tworzenia. Pisarz poświęca jej całą swoją energię i chociaż zauważa, jak wiele go to kosztuje, nie jest w stanie z niej zrezygnować.

Jesteśmy w zamkniętym świecie, opanowanym przez idée fixe. Widzimy determinację człowieka, który poświęca czemuś całe swoje życie, nie zważając na otoczenie i konsekwencje. Drobna marionetka prowadzi nas przez meandry ludzkiej psychiki, poddanej sile motywacji - zjawisku kreacyjnemu i niszczącemu równocześnie. W tej diabelskiej pogoni jest tyle samo wahania, co ślepej wiary w sens. Pasja jest przeklętym darem, a jej poddani, chociaż wybrani spośród tłumów, są na najprostszej drodze ku zatraceniu. Bohater dyskretnie lawiruje między tymi dwoma biegunami, jednocześnie zaznaczając kontrasty i odcienie szarości. Ucieka też od jakiegokolwiek wartościowania. "Tabula Rosa" to misterna konstrukcja, która ani na chwilę nie traci tempa i siły oddziaływania.

W ostatnim etapie przeobrażenia lalka jest w stanie tylko nieznacznie poruszać głową. Reszta ciała jest już małą, zastygłą bryłą. Nie ma więc miejsca na niuanse, bohater w pełni oddał się potężnej sile. Właśnie wtedy, kiedy najbardziej zdaje się być jej więźniem, odnajduje szczęście. Przenosi się do magicznej krainy, w której panuje niezmącony spokój. Nawet jeśli jest on tożsamy z szaleństwem.

Paulina Tchurzewska

***

Tuwim śpiewany

Tegoroczne Spotkania otworzył łódzki Teatr Pinokio. I chociaż bez wątpienia jest to teatr lalek, w "Uroku Tuwima" na pewno lalek nie zobaczymy.

Spektakl, który wyreżyserował Konrad Dworakowski, to przede wszystkim uczta dla ucha. Niestety. Bo choć muzyka jest naprawdę niezwykła, dobrze zagrana i przede wszystkim skomponowana tak, aby odkryć wiersze Tuwima na nowo, to całość raczej nie prezentuje się dobrze.

"Urok Tuwima" to przede wszystkim koncert, podczas którego mogliśmy usłyszeć takie wiersze jak "Idzie Grześ", "Pan Hilary" czy "Spóźniony Słowik", a nawet, co najmniej dwuznacznego, "Śmierdziela". Każdej piosence towarzyszą krótkie etiudy, które w myśl reżysera "przeniosą Cię w kraj magii i cudów poezji Tuwima dla najmłodszych". Niestety - nie przenoszą. Oczywiście nie można odmówić uroku popisom akrobatycznym pani Marzeny Lesiak, które mogliśmy podziwiać podczas jej wykonania piosenki "Dwa wiatry". To chyba jeden z najmocniejszych momentów całego koncertu, gdzie wszystkie trzy elementy (muzyka, śpiew i właśnie akrobacje) mówią o poezji, są poezją, pokazują ją.

Od strony wizualnej ciekawa jest również etiuda towarzysząca piosence "Pstryk" o "pstryczku-elektryczku". Interesująca zabawa światłem, z którego aktorzy tworzą białego bohatera oraz emocje, jakie wyrażają jego wielkie jasne oczy to z pewnością zapowiedź umiejętności, jakie drzemią w aktorach Teatru Pinokio.

Jednak są utwory, które aż proszą się o ciekawą aranżację sceniczną, a jej nie dostają. Przede wszystkim nijakie przedstawienie "Pana Hilarego", okraszone niemrawymi poszukiwaniami, zakończone nie wiadomo jak i kiedy, czy też "Trudny rachunek" o liczeniu i poszukiwaniu kaczuszek. Wszyscy, którzy czytali wiersze Tuwima w dzieciństwie i mają przed oczami piękne, kolorowe ilustracje tych utworów, muszą odczuwać niedosyt.

"Urok Tuwima" to przedstawienie dla najmłodszych, jednak nie zrealizowane z myślą o najmłodszych. Melancholijne, liryczne piosenki, okraszone niewyraźnymi animacjami wyświetlanymi z rzutnika, czy fragmenty instrumentalne, skądinąd bardzo dobre, nie były w stanie przykuć uwagi dużej części publiczności. Być może lepszym od wyjścia do teatru był sam zakup płyty z "Urokami Tuwima".

Teatr Pinokio podjął się bardzo ciekawego zadania - przybliżenia najmłodszej publiczności utworów Tuwima. Temat wdzięczny. Wiersze, które zostały zaangażowane do tego projektu, są klasyką gatunku. Niestety, realizacja sceniczna pozostawia duży niedosyt.

Katarzyna Czernic

***

Oczarowani poezją

"Urok Tuwima" w reżyserii Konrada Dworakowskiego to zdecydowanie bardziej koncert niż spektakl teatralny. Za to koncert to niezwykły - czarujący poezją. Dzięki niestandardowemu potraktowaniu doskonale wszystkim znanych wierszy dla dzieci Juliana Tuwima, twórcy spektaklu odkrywają je w istocie na nowo. Odnajdują nowe znaczenia tekstów autora "Pana Hilarego", bawią się brzmieniami słów. Fantastyczne aranżacje Piotra Nazaruka pokazują, jak emocjonalna i zaskakująca potrafi być poezja Tuwima.

Dużym walorem koncertu jest to, że jest on adresowany w równej mierze do dzieci, jak i dorosłych. Mali widzowie świetnie czują się w klimacie wierszyka o kaczkach, których nie sposób się doliczyć ("Trudny rachunek"), zaś starsi uruchamiają pokłady skojarzeń, słuchając wykonanego prowokacyjnie "Śmierdziela". Dech w piersiach zapierają akrobacje Marzeny Lesiak do utworu "Dwa wiatry".

W bardzo prostej, ograniczonej do minimum scenografii na pierwszym planie znajdują się aktorzy ubrani w czarno-białe kostiumy. Plan drugi to muzycy, którzy grają na żywo. Prosty pomysł wzmacnia gra świateł, które wydobywają nastroje, dookreślają znaczenia i emocje wykonywanych piosenek.

Nowa odsłona poezji śpiewanej w oryginalnej stylistyce, dużo dobrej jazzowej muzyki, świetni wokaliści to prawdziwa uczta dla zmysłów.

Kaja Woźniak (gościnnie)

Na zdjęciu: "Urok Tuwima", Teatr Pinokio, Łódź

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji