Artykuły

Na kryzys najlepszy jest Fredro

To, że Fredrowskie "Damy i huzary" zdecydował się wziąć na warsztat właśnie Janusz Nyczak wydawało mi się w pierw­szej chwili nieco dziwne. Z innym przecież repertuarem kojarzyło się bowiem dotąd jego nazwisko. I na pewno nie ze zredukowaną w swej warstwie teatralnej, a przy tym po­zbawioną bardziej subtelnych znaczeń i podtekstów, komedią. I pier­wsze sceny przedstawienia w Teat­rze Nowym zdawały się to potwier­dzać. Zbyt długie pauzy aktorskie, rozciągane - jak to u Nyczaka - słowa i dialogi, i ten sznur z bielizną przecinający scenę, jakby żywcem wzięty od Goldoniego. Ale wraz z pojawieniem się zwariowanych nieco dam w starokawalerskim hu­zarskim gospodarstwie, z chwilą gdy stylowa jeszcze komedia, za­czyna przeradzać się w farsę, wszy­stkie te obawy i wątpliwości stop­niowo rozpływają się i pierzchają. Przedstawienie Janusza Nyczaka jest bowiem rzeczywiście zabawne. I jest to też przedstawienie typowo aktorskie. Nie wykoncypowane a zagrane. Takie, w którym profes­jonalizm wykonawstwa jest jednak sprawą najistotniejszą. Bo o wszys­tkim decydują tutaj nie tylko aż do przesady wyraziście zarysowane i mocno ze sobą skontrastowane po­stacie i charaktery, ale i nabudowane na tekst Fredry gagi i sytuacje sceniczne. A tych jest tutaj jak nigdy chyba, wiele. "Damy i huzary" są bowiem farsą. I to starą jeszcze farsą o czysto francuskiej prowieniencji. Warto w tym miejs­cu przypomnieć może francuski ro­dowód komedii Fredry, adiutanta armii napoleońskiej, który swoje wieczory paryskie spędzał w teat­rze i to właśnie na Molierze. I od niego to uczył się trudnej sztuki komediofarsy. A do tych właśnie lekcji u Moliera wyraźnie odwoły­wać się wydaje reżyser przedsta­wienia. W "Damach i huzarach" na scenie jest 13 postaci. I funkcjonują one tutaj w systemie trójkowym. Są trzej w zabawny sposób starokawalerscy huzarzy i trzy są również równie chyba zabawne damy. Trzy są też młode i wdzięczne subretki, a jedna tylko para amantów . A w tle jeszcze dwaj starzy poczciwi hu­zarzy. O powodzeniu wszystkiego decyduje więc odpowiednie skoja­rzenie ich ze sobą. No i jeszcze oczywiście to, co oni zrobić z tego potrafią. Główny ciężar przedsta­wienia dźwigają więc najpierw trzej dzielni huzarzy dzieląc go po jakimś czasie z damami. Świetnie obsadowo dobrani zostali owi trzej wojskowi. Buńczuczny Major - Je­rzy Stasiuk, zawadiacki Rotmistrz, zagrany w swoim stylu przez Mi­chała Grudzińskiego oraz safandułowaty i nieśmiały Kapelan, w wy­konaniu obdarzonego świetną vis comica, najmłodszego z aktorskiej dynastii Machaliców, Aleksandra. Jeszcze bardziej chyba zabawne i w swej charakterystyce dosadne, są damy. Przywódcza Orgonowa - Sławy Kwaśniewskiej, podekscyto­wana erotycznie Panna Aniela - Kazimiery Nogajówny, intrygancko-uszczypliwa Pani Dyndalska - Danieli Popławskiej. Wiele wdzię­ku i świeżości, podobnie jak nieda­wno u Moliera, wnosi też do tego przedstawienia Danuta Stenka w roli Zosi. Zabawny i typowo far­sowy w swym uproszczonym rysu­nku postaci jest też stary Grzegorz - Wojciecha Standełły. Gdyby już koniecznie szukać mankamentów i słabości, można by wypunktować pewne jednak kłopoty aktorów z dykcją i płynnością prowadzonych przez nich dialogów. A nawet wręcz odnieść wrażenie, że kilku jeszcze prób wyraźnie zabrakło premierowemu przedstawieniu. Ale rozbawiona publiczność zdaje się tego nie dostrzegać, a rosnące w miarę rozwoju akcji ożywienie na widowni dość jednoznacznie sugeruje, że po prostu świetnie się ona tutaj bawi. Można by więc odnieść wrażenie, że na czas przejściowy, a dla teatrów tak bardzo kryzysowy, gdy nie wiadomo co grać i w co się angażować, najlepszy jest jednak stary Fredro...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji