Artykuły

Zaproszenie

Z pokaźnego stosu zapro­szeń, jakie zwykle otrzymuję, po otwarciu kopert wysunął się list z poznańskiego Teatru No­wego. Niech mi wybaczy nadawca, że ujawnię treść: "Szanowny Panie, zgodnie z naszym zwyczajem pragniemy zaprosić Pana na naszą pre­mierę komedii Aleksandra hr. Fredry "DAMY I HUZARY" w reżyserii Janusza Nyczaka... Jednocześnie z przykrością informujemy, że w związku z trudną sytuacją finansową - teatrów w Polsce ograniczaj­my zaproszenie premierowe do jednej osoby. Mamy jed­nak nadzieję, że ta zmiana nie zniechęci Pana i spotka się ze zrozumieniem w tej tak trudnej dla kultury chwili, w której szczególnie potrzebuje­my wsparcia naszych spraw­dzonych Przyjaciół. Z wyra­zami szacunku Dyrektor Na­czelny i Artystyczny, Euge­niusz Korin".

Sprawa wydaje się na pozór drobna i jakby oczy­wista. List napisany w spo­sób elegancki zachęca do wspólnego oszczędzania - na rzecz gwałtownie bied­niejących teatrów. Spowo­duje zapewne u wielu adresatów odruch wsparcia i współczucia. Forma osła­dza smutek, jaki zeń ema­nuje i nie wzbudza sprze­ciwu, jak chociażby pomysł innego dyrektora, który na­kazał wysyłane zaprosze­nia opatrywać pieczęcią: "Uprawnia do nabycia bi­letu".

Nie przypominam sobie, abym podczas częstych od­wiedzin Teatru Nowego, kierowanego przez obecną minister kultury i sztuki, Izabellę Cywińską, korzy­stał z dwóch miejsc, czym zapewne przysporzyłem dy­rektorskiej szkatule masę pieniędzy. Mogę pomnażać również zasoby dyr. Kori­na, rezygnując z podrywania dziewczyn... na bilet do teatru. Czy odebra­nie jednego miejsca wy­mierającej garstce recen­zentów znikających gwał­townie z rynku czytelnicze­go pism, którym brakuje pieniędzy na pokrycie wy­sokich kosztów przejazdu i hoteli - może posiadać jakikolwiek wpływ na kondycję finansową teatru? Wolne żarty. Decyzja ta o smaku karmelka - to jedno z wielu pozorowa­nych działań, które mają wyprowadzić polski teatr z kryzysu. Zżera go nie tyle brak pieniędzy, co przestarzała i zmurszała struktura. Zamiast od daw­na oczekiwanej reformy - ministerialni urzędnicy no­wej generacji, obciążeni myśleniem kolektywno-ideologicznym, niczym grzechem pierworodnym, podzielili sceny na katego­rie, rozdzielając pieniądze wedle rangi, co do złudze­nia przypomina maksymę Horodniczego z Gogolowskiego "Rewizora", tylko że a rebours. Uchylono się zręcznie przed radykalnym zabiegiem, skazując wiele scen na powolną agonię. Z miłosiernym, oczywiście, zaleceniem: zróbcie sobie sami operację, będzie mniej bolało. Jest ono per­fidne i mało skuteczne, o czym się wkrótce przekonamy.

A przecież każdy, kto roz­sądny, starałby się scalać i ocalać to, co jest jeszcze do uratowania i może przetrwać kryzys, jaki ogarnął nasz kraj. Oglądanie się na zachód i namawianie, aby kultura radziła sobie sama, gdy rów­nocześnie jej wytwory trak­tuje się jak każdy inny to­war - jest żałosnym niepo­rozumieniem, w Polsce nie istnieje (no, bo i skąd?) in­frastruktura, jak na Zacho­dzie, która umożliwia normal­ne funkcjonowanie kultury bez ogromnych dotacji ze strony państwa. Gaworzenie o fundacjach, prywatnych spon­sorach, którzy przekażą ocho­czo duże środki artystom - to naiwne mrzonki tych, któ­rzy albo nie wiedzą, jak działa mechanizm pomocy kulturze w państwach zachod­nich, albo dość cynicznie usi­łują wmówić społeczeństwu, że i u nas można od zaraz stworzyć podobny lub identy­czny. Tymczasem kulturę na­leży, w miarę możliwości, ochraniać mecenatem państwo­wym, przekształcając szybko i zdecydowanie stare układy. I nie czekać, aż pojawią się zgliszcza, na których trzeba będzie od nowa budować.

Oszczędności na zapro­szeniach w sytuacji, kiedy nic lub niewiele się robi, aby rozdętą sztucznie licz­bę scen zmniejszyć poprzez opracowanie nowego mo­delu ich funkcjonowania - to pomysł zgoła kabareto­wy. Ile są warte skromniutkie oszczędności, jakie zyskają teatry, rezygnując np. z wysyłania darmo­wych zaproszeń? Wiemy aż nadto boleśnie, że stan wo­jenny perfidnie rozbił po­szczególne środowiska, po­dzielił je i skłócił. Jak ciężko teraz zebrać razem ludzi nauki, artystów, pi­sarzy. Premiery teatralne współtworzyły zawsze intelektualno-artystyczną atmo­sferę miasta i właśnie to usiłował ograniczyć lub nawet zlikwidować ancien regime. Teraz, gdy wielu z nas pragnie uwierzyć, że żyjemy w kraju postkomu­nistycznym, chęć zysku, zresztą wątpliwego, ma spełniać identyczną rolę, jak kiedyś partyjny lęk przed niezależną opinią publiczną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji