Artykuły

Jubileuszowo!

Recenzować spektakl jubileu­szowy i to jeszcze z jubileu­szu nie byle jakiego, bo dzie­więćdziesięciolecia teatru, naj­starszej tego typu placówki w Za­głębiu i na Śląsku, jest rzeczą nie­łatwą. Bo z jednej strony wiado­mo, że do dobrego wychowania należy szacunek dla jubilata, więc pisać o nim źle nie przystoi, z drugiej strony jeżeli się pisze do­brze, to i tak znaczna część od­biorców słowa pisanego stwierdzi: a czy można było inaczej.

Teatr Zagłębia miał na swój ju­bileusz przygotować inny spektakl z różnych przyczyn, a głównie braku zespołu aktorskiego (ilościowego) wystawił "Damy i huzary" i jak mówi stare porzekadło: "nie ma złego co by na dobre nie wy­szło". Otóż spektakl Aleksandra hrabiego Fredry zaprezentowany został wręcz jubileuszowo, stano­wiąc godną oprawę dostojnych urodzin. Sięgnięto również - tak mniemam - po tę komedię nie­przypadkowo, jako że fredrowska "Zemsta" była u narodzin teatru nad Brynicą, a i "Damy i huzary" trafiały do repertuaru kilkakrot­nie, można więc mówić o pewnej kontynuacji tradycji, a jednocześ­nie szacunku i uhonorowaniu tych, którzy przez dziesiątki lat zapisy­wali historię tej sceny.

Ale wracajmy do rocznicowej premiery. Chociaż, wpierw jeszcze jedna dygresja. Przed laty Adam Hanuszkiewicz, który konsekwent­nie; raz z lepszym, raz z gorszym efektem odkurzał nawet te naj­wspanialsze dzieła literacko-teatralne, bo kurz na wszystkim z latami osiada, a więc Hanuszkiewicz na scenie narodowej zagrał rozśpiewanego Fredrę. I był to: i bardzo dobry Fredro i bardzo współczesny pan hrabia Aleksan­der. O tym być może pamiętał, bądź sobie przypomniał, a może niezależnie pomyślał reżyser so­snowieckiego spektaklu Zbigniew Bogdański i za to mu chwała, bo dzięki rozśpiewaniu, rozmuzykowaniu przedstawienia stworzył zaba­wę przepyszną! A skoro już o mu­zyce, to nie wiem czy jeszcze więk­sze brawa nie należą się autorowi muzyki Bogumiłowi Pasternakowi, który to powinien co szybciej zo­stawić pracę dziennikarską w ra­diu a zająć się pisaniem tylko muzyki, bo człowiek to niezwykle zdolny w tej materii, a warstwa melodyczna w "Damach i huza­rach" jest prześliczna i owe nieco pensjonarskie określenie - najle­piej oddaje jej rytm, brzmienie, w którym pobrzmiewa i coś z Chopina, Moniuszki i Kurpińskiego, czasami na zasadzie żartu, zabawy lekko, z wyczuciem i wdziękiem.

Te rozśpiewane damy i rozśpiewani huzarzy stanowią o atrakcyj­ności, z gustem, należnym dla tra­dycji - co nie znaczy bałwo­chwalczym - szacunkiem, przygo­towanego widowiska. Zespół aktor­ski, który w pierwszym akcie tro­chę jakby grał spięty, (zresztą pierwszy, a ogólniej każdy fred­rowski początek jest nieco przy­ciężkawy, służący zawiązaniu in­trygi), w następnych rozegrał się na - kontrolowaną, co ważne - całość i z dużą przyjemnością patrzyło się na jego grę tak zespoło­wą jak i na indywidualne popisy, bo hrabia pisać umiał, a sprawiedli­wym zda się był człowiekiem - w każdym razie autorem - i każ­demu ze swych bohaterów potrafił przypisać jego "pięć scenicznych minut". Jak one zaś zostaną wy­korzystane to zupełnie inna histo­ria. W sosnowieckim spektaklu nieco zważywszy na jubileusz - można powiedzieć, że wszyscy i każdy z osobna aktor wykorzystali tę szansę. Mnie najbardziej podo­bała się Zofia w wykonaniu Mał­gorzaty Adamczyk (pisane z pozy­cji mężczyzny), która z nie­wdzięcznej roli amantki (zwykle najgorzej napisane postacie tchną­ce pewnym postromantyzmem) wywiązała się uroczo, a przy tym najlepiej z całego zespołu czuła się w partiach wokalnych (pisane z pozycji recenzenta).

Jeżeli w takiej kondycji Teatr Zagłębia otwiera dziewięćdziesiąty i pierwszy rok swego istnienia, to można przypuszczać i wróżyć mu już dzisiaj wszelkiej pomyślności i okazji okrągłej setki. I tym akcentem kończę rocznicowy zapis. Bo jeszcze słów parę. Spektakl był, co napisałem, jubileuszowy, a mógłby stać się koncertowy. Gdyby... Gdyby miast mechanicznej muzyki, która deprymuje, obezwładnia śpiewa­ków zawodowych, a co mówić o aktorach, którzy dodatkowo muszą śpiewać, więc miast niej wprowa­dzić żywy zespół muzyczny, a są na scenie aktorzy udający muzy­ków, więc gdyby zastąpić ich mu­zykantami udającymi aktorów, spektakl zyskałby na czystości sce­nicznej, atrakcyjności, na wszyst­kim w ogóle. I tak myślę, że wów­czas z powodzeniem mógłby sta­wać w festiwalowe szranki, zysku­jąc aplauz, nie tylko nad Brynicą, ale i w miastach leżących nad in­nymi, większymi rzekami. Panie dyrektorze, panie reżyserze, panie muzyku: spróbujcie się zastanowić czy aby nie jest możliwy ten za­bieg. Przy "dziewięćdziesiątce" na takie szaleństwo można sobie po­zwolić. Na takie koncertowe "Da­my i huzary" sam wybrałbym się chętnie raz jeszcze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji