Za duży mały realizm
Komedie Aleksandra Fredry należą do żelaznego repertuaru każdego polskiego teatru. Sprawą oczywistą jest fakt, że wystawienie "Zemsty" czy "Ślubów panieńskich" zapewnia komplet na widowni. Z przyjemnością obejrzą przedstawienie wieloletni już wielbiciele komediopisarza, młodzież zaś chętnie zapozna się z lekturą "na żywo".
Obok wymienionych przeze mnie dwóch pozycji olbrzymią popularnością cieszą się także "Damy i huzary". Dowcipna opowiastka o tym, jak leciwe panie usiłowały pokonać dzielnych huzarów (na romansowym polu) od dawna bryluje w krajowych,
w tym także stołecznych teatrach. Reżyserii tej sztuki w Teatrze Na Woli podjął się Zbigniew Wróbel. Jaki jest tego efekt? Niestety, nie olśniewający. Zadbano o realistyczną stronę spektaklu, podkreślając ją jeszcze - interesującą zresztą - scenografią Michała Czernaewa. W początkowych partiach sztuki po scenie majestatycznie przechadzają się żywe kury, walają skorupki jaj. Zaniedbane gospodarstwo Majora i hałaśliwy, niespodziewany powrót huzarów zapowiadają dynamiczną akcję. A jednak potem akcja rozmywa się, tekst niknie, przytłoczony niejako bogactwem zewnętrznych elementów.
Główny bohater - Major w interpretacji Józefa Fryźlewicza jest ognisty i męski. Dla widzów zagadkowym staje się fakt, czemu Zofia (Dorota Stalińska) tak uporczywie broni się przed małżeństwem ze swym wujem i dlaczego w gruncie rzeczy do wesela nie dochodzi. Nie potrafili nadać swoim rolom żywiołowości ani ostrości Eugeniusz Kamiński (Rotmistrz) i Marian Rułka (Kapelan). Postacie te - tak dynamiczne i ładnie zarysowane gubią się, stanowią jedynie tło dla głównego bohatera. Łza rozrzewnienia kręci się w oku na wspomnienie kreacji Jana Kobuszewskiego w roli Rotmistrza w teatrze "Kwadrat"' i Kapelana w teatrze telewizji. Ładnie poprowadziła swą rolę Barbara Rachwalska - obrotna, żywa i pełna wdzięku pani Orgonowa. Sympatię publiczności zyskała też para młodych kochanków - Zofia (Dorota Stalińska) i Porucznik (Krzysztof Kołbasiuk). Aplauz wzbudziła szczególnie ślicznie zaśpiewana przez Stalińską pieśń towarzyszącą rozstaniu młodych. Pozostałe śpiewanki, pochodzące z tomu "Wybór pieśni narodowych", jakby niepotrzebnie rozciągały akcję, nie przydając jej tonu ani kolorytu.
Odnotować by należało także jedną z nielicznych w tym spektaklu, iście po fredrowsku zagraną, acz niewielką rólkę - starego huzara Rembo (Eugeniusz Robaczewski).