Damy i Huzary
Po półrocznej przerwie elbląska scena znów ożyła. Kwiaty... delegacje... przemówienia... W Międzynarodowym Dniu Teatru został powołany do życia Teatr Dramatyczny w Elblągu.
Po 23 latach bardzo owocnej działalności Teatru im. S. Jaracza (Olsztyn - Elbląg), wielu było sceptyków wątpiących w celowość utworzenia własnej sceny, ale sobotnia uroczystość dowiodła, że w głębi serca wszyscy elblążanie na taki właśnie swój teatr czekali i że gotowi są na jego przyjęcie bez zastrzeżeń, a świadczyło o tym mnóstwo depesz, morze kwiatów oraz bardzo licznie zebrana na premierze i uroczyście ożywiona publiczność. Choć wiadomo - początki są zwykle trudne i nowa placówka może nie od razu w pełni zadowolić dość już wybredne gusta mieszkańców naszego miasta, w którym bywał okresami naprawdę dobry teatr.
Pięknym gestem było przybycie na tę uroczystość delegacji z Olsztyna. Nestorka Teatru im. S. Jaracza i ulubienica elbląskiej publiczności - Eugenia Śnieżko-Szafnaglowa oraz dyrektor Jerzy Rościszewski "przekazali pałeczkę" dyrektorowi Jackowi Grucy i życzyli mu owocnej pracy w nowej placówce.
Na inaugurację (choć jeszcze nie tę oficjalną, która nastąpi w jesieni tego roku) zaprezentowano nam "DAMY I HUZARY" Aleksandra Fredry.
Zupełnie niepotrzebnie martwił się dyrektor, że kilka dni temu sztuka szła w telewizji. Może to nawet dobrze się stało, gdyż elbląski spektakl zwycięsko wyszedł z tego porównania. Nie każda sztuka na ekranie telewizyjnym, pomimo znakomicie wykonanych ról może osiągnąć pełnię wyrazu artystycznego, a już na pewno nie zdoła uzyskać tego, co w teatrze jest niezastąpione - żywego kontaktu widza z aktorem i atmosfery zaangażowania widowni w akcję dziejącą się na scenie.
"Damy i Huzary" w bardzo pomysłowej reżyserii Jacka Grucy wypadły barwnie i żywo, a dekoracje Zenobiusza Strzeleckiego wspaniale odzwierciedliły nastrój surowego i nieco bałagańskiego kawalerskiego gospodarstwa.
Znakomitą postać majora stworzył Leszek Skolimowski. Buńczuczny i władczy w swojej męskiej kompanii, a bezradny i naiwny wobec damskiej gadatliwości i przebiegłości.
Te same cechy, choć w zindywidualizowanej formie zaprezentował z "niedźwiedzim wdziękiem" Henryk Majcherek w roli Rotmistrza.
Równie dobrze wypadły 3 panie siostry: Barbara Rachwalska, Marta Sobolewska i Danuta Mancewicz. Doskonale poradziły sobie z utrzymaniem tempa i napięcia "niewieściej inwazji" na kawalerskie gniazdo. Były twarde, bojowe i komiczne.
Także komiczny w roli Grzegorza był Robert Rogalski. Umiejętnie wydobywał humor Fredrowskiego tekstu i stworzył zabawny typ zadziornego i nieco frywolnego "zupaka".
W sztukach Fredry na ogół pokrzywdzeni są amanci; nie mogą być śmieszni, więc są nijacy. Dlatego to aktorzy grający te role nie mają wielkiego pola do popisu; mogą tylko z wdziękiem prezentować swoją młodość, niewinność i szlachetność, co też i czynią z powodzeniem Elżbieta Jeżewska jako Zofia i Jacek Gruca w roli Edmunda. Adam Wolańczyk w roli Kapelana mógłby się pokusić o bardziej charakterystyczne zarysowanie postaci. Może gest, chód, chrząkanie, czy jakiś ruch głowy? Coś, co uczyniłoby go bardziej widocznym na scenie. Tekst, przyznaję, dość ubogi - samo "nie uchodzi", ale można je jakoś zabarwić.
Umiał tego dokonać Wacław Rogucki w epizodzie Wiarusa przywołującego do rozumu starzejących się huzarów. Tekstu mało, a postać jest, i to dobra. Trzy pokojówki zupełnie nieźle wykonały szum i zamieszanie niewieściego najazdu, z wdziękiem wzdychały do uroczego porucznika i z temperamentem iście fredrowskim uwodziły Grzesia.
W sumie elbląski spektakl "Dam i Huzarów" należy uznać za udany. Dobry w sytuacjach, barwie i tempie, no i nieszablonowy.