Artykuły

Manipulacja sztuką

Czy przypadkiem Suka Off nie stała się bezwiednie narzędziem za pomocą, którego zostały podjęte działania mające na celu przypomnieć, kto ma władzę w Warszawie, a kto tej władzy już nie ma? - Maciej Dziaczko z Teatru Suka Off komentuje awanturę wywołaną przez dziennik Fakt.

Korzystając z wolności słowa, chciałbym wejść w polemikę, choć wiem, że sytuacja taka nie jest możliwa. Nie spodziewam się, żeby w jakikolwiek sposób zostały przedstawione mi konkretne argumenty przeciw moim słowom. Inaczej: zaskoczyłby mnie fakt, że autorka tekstu, który ukazał się we wtorek 22 listopada 2005r. w Gazecie Codziennej Fakt (Małgorzata Germak- Błachnio, Te potworną ohydę nazwali sztuką) miałaby możliwość odpowiedzieć mi i wyjaśnić kilka wątpliwości i pytań, które nasuwają się w sposób oczywisty. Z jednej strony: wiem, że tego typu polemika nie ma prawa ukazać się na łamach tej gazety, a z drugiej strony: nie wiem, czy autorka ma jakiekolwiek pojęcie o rzeczach, o których pisze.

Tekst, który został opublikowany przepełniony jest retoryką absolutnej wiedzy na temat istoty rzeczy. Mało tego, podział na dobre i na złe zdaje się być oczywisty i skończony. Idealny w każdym calu. Nie sposób też dyskutować, gdyż jak wiadomo w ostatnim czasie nagość może zostać odebrana, jako atak polityczny. Nie pisałbym przecież o sprawach politycznych, jeżeli ów artykuł nie dotyczyłby tematu. Z zawodu nie jestem ani politykiem ani filozofem, więc moja wypowiedz nie powinna dotyczyć tych kwestii. Jednak zmusza mnie do tego sytuacja, gdyż dziedzina, o której chcę pisać - a chodzi mi o sztukę - w tym momencie ociera się, żeby nie powiedzieć odziera się, o te właśnie zagadnienia.

Na pierwszej stronie Faktu (w prawym, górnym rogu - w formie zapowiedzi) czytamy: "To ohyda nie sztuka" - taki jest też tytuł samego artykułu. Druga kwestia, to sprawa dotycząca dotowania przez władze tego typu prezentacji. Ale od początku:

"W głowie się nie mieści, by te porno sztukę nazwać teatrem!" - tak się zaczyna wywód autorki tekstu.

Już w tym miejscu pojawiają się duże nieścisłości. Po pierwsze akcja CLONE FAKTORY [na zdjęciu] nie jest spektaklem teatralnym. Trudno więc odbierać działanie Suki Off prezentowane w Warszawie w kategoriach teatralnych. Tym bardziej dziwią mnie wypowiedzi pana Adama Hanuszkiewicza, czy pani Emilii Krakowskiej, którzy swoimi wypowiedziami pokazują, że nie posiadają wystarczającej wiedzy z dziedziny, którą się zajmują. W przypadku pana Hanuszkiewicza sprawa jest poważniejsza, gdyż reprezentuje on - co zostało odnotowane w artykule - Teatr Narodowy. Nie chodzi tu, tylko i wyłącznie, o sprawy gustu, gdyż ta kwestia nie podlega dyskusji, lecz o niewytłumaczalny, wręcz rażący sposób wypowiedzi, który uderza bezpośrednio, nie tylko w twórców Suki Off, ale również w środowisko performerów i twórców Body Artu. Zastanawiam się: na jakiej podstawie - pani Małgorzato - pani wybrała do opiniowania pana Hanuszkiewicza i panią Emilię? Żeby rozjaśnić trochę w głowie panu dyrektorowi i odpowiedzieć na pytanie pana dyrektora: Czy to ma być jakieś odkrycie? Podam kilka fatów. Otóż: akcja Clone Factory Suki Off, nie jest - w kwestii formalnej - niczym odkrywczym i nie jest też przedstawieniem teatralnym, więc trudno oceniać je metodami teatrologicznym (zaznaczę jednak, że nie jest to nie możliwe - o czym można się przekonać po zapoznaniu się z wieloma dostępnymi recenzjami krytyków teatralnych na temat dokonań Suki Off - wystarczy zajrzeć na stronę: www.sukaoff.com). Korzeni akcji dopatrywać się należy w sztuce performance, a w szczególności doświadczeniach zaczerpniętych z Body Artu, więc nie ma mowy tu o odkrywaniu czegokolwiek. Przecież już czterdzieści lat temu akcjoniści wiedeńscy, którzy w krótkim czasie wykreowali jeden z największych międzynarodowych prądów artystycznych posługiwali się ciałem jako najpełniejszym i w ich pojęciu najdobitniejszym środkiem artystycznej ekspresji. Potem narodził się Body Art w wielu swoich odmianach, w którym okaleczanie ciała i doświadczanie bólu podczas akcji artystycznych traktować można jako sytuację transgresyjną, polegającą na przekraczaniu psychicznych i fizycznych barier. Ciało artysty staje się przedmiotem tej sztuki. W chwili obecnej na zachodzie jest wiele klubów, w których na co dzień odbywają się tego typu działania. (do najsławniejszych należy brytyjski Ogród Tortur (Torture Garden), gdzie Suka Off prezentowała z powodzeniem swoje akcje. Trudno zatem obrażać artystów z taką łatwością bez wcześniejszego poznania tematu, czego dopuścili się na łamach Faktu rzekomi eksperci. Ich wystąpienia są karygodne i żenujące, gdyż opinia wygłoszona jest po obejrzeniu materiału zdjęciowego, a nie doświadczeniu bezpośrednim. O wypowiedziach pani Krakowskiej, najchętniej bym się nie wypowiadał, gdyż w tym przypadku ktoś w ogóle nie przemyślał, co robi. Muszę panią Krakowską zmartwić: prawdziwa sztuka to nie tylko dzielenie się dobrocią, wrażliwością oraz doświadczeniami, o czym wie jak nie każde dziecko, to każdy uczeń szkoły ponadpodstawowej. Nie jest to też miejsce i czas, żeby tłumaczyć autorce artykułu przesłania, gdyż sztuka - a performance, czy body art tym bardziej - od zawsze nie jest nastawiona na każdego, czy dowolnego odbiorcę i nie musi. Wybierając się na akcję Suki Off potencjalny widz wie, na co się wybiera, świadomie kupuje bilet - to jest jego wybór. Czy tak to nie działa? (Wpierw informacja, a potem prezentacja.)

Zastanawiam się, na jakiej podstawie - pani Małgorzato - pani wybrała do wypowiadania sądów, które są szkodliwe dla Suki Off pana Hanuszkiewicza i panią Emilię? Biorąc pod uwagę, że nie posiadają Ci państwo odpowiednich kompetencji. To, że ktoś jest aktorką lub reżyserem nie oznacza, że jest znawcą sztuki w ogóle.

To nie wszystko. Mamy tu do czynienia jeszcze z jedną nieścisłością. Zastanawiam się, według jakich kryteriów ocenia się w Fakcie, co jest pornografią, a co pornografią jeszcze nie jest?

Jak ogólnie wiadomo, Fakt, który w omawianym tu artykule staje na straży moralności, w tym samym numerze, na ostatniej stronie publikuje zdjęcie nagiej panienki, wraz z jednoznacznym komentarzem: Zrobię Ci przepyszne lody. Po co ci kuchnia jeśli możesz mieć mnie. Zostawiam to bez komentarza. Wróćmy jednak do artykułu, czy w tym kontekście, nie chodzi przypadkiem o szukanie taniej sensacji - prymitywnego chwytu reklamowego kosztem sztuki? Skoro z jednej strony, rzeczą naturalną dla Faktu jest zestawienie nagich piersi (na ostatniej stronie) z morderstwem (na pierwszej) a z drugiej strony, ohydą okazuje się akt twórczy, który operuje nagością jako formą wyrazu. Trzeba zaznaczyć, iż w trakcie akcji CLONE FAKTORY w Klubie M25 nie miał miejsca prawdziwy stosunek seksualny.

Oburzające jest również to, że Fakt nie stara się przedstawić całości problemu. Czy to, czego dopuszczają się dziennikarze Faktu, nie jest manipulacją, błędną interpretacją faktów? To świadczy o kompetencji - lub o wyrachowaniu dziennika w celu uzyskania jak najlepszej poczytności. Z tego co wiem, nie wszyscy z uczestniczącej w warszawskiej prezentacji publiczności, mogą się zgodzić z autorką, więc nie tylko tak (obrzydliwy, wulgarny, szokujący) można określić spektakl, który wystawiono w stolicy.

Przejdźmy jednak do ważniejszej sprawy:

I znów pytanie: Czy przypadkiem Suka Off nie stała się bezwiednie narzędziem za pomocą, którego zostały podjęte działania mające na celu przypomnieć, kto ma władzę w Warszawie, a kto tej władzy już nie ma? Jeżeli w ten sposób pan Burmistrz Pragi Południe (członek Prawa i Sprawiedliwości) rozumie swoją misję, to biada nam. Zachowanie to (mówię tu o Wczorajszej decyzji pana Tomasza Kozińskiego (PiS), burmistrza Pragi Południe, który zawiadomił prokuraturę, że w klubie M25 szerzona jest pornografia, mimo, że na spektaklu nie był - czyli opierając się na plotkach?!) na pewno nic nie ma wspólnego ze sprawiedliwością, a prawo jest, ale jakby na usługach władzy, coś co można interpretować w zależności od sytuacji. Przypomina mi to sytuację sprzed lat, kiedy wprowadzono cenzurę.

Zbieżności jest wiele: Suka Off przyjechała do Warszawy w ramach projektu "Alternatywna Scena Promocyjna". Po incydencie warszawskim, zastał odwołany przez organizatorów Łódzkich Spotkań Teatralnych występ Suki Off zaplanowany na początek grudnia - dodam tylko, że ŁST są jednym z najstarszych festiwali teatrów alternatywnych w Polsce. Na tym festiwalu występowały największe sławy: Teatr Ósmego Dnia, Provisorium, Scena Plastyczna KUL, Grupa Chwilowa, czy Teatr Kana, że wymienię tylko kilka. Jak można przypuszczać, organizatorzy boja się, żeby nie stracić dotacji lub narazić się na poważniejsze konsekwencje, gdyż jaka może być inna przyczyna, skoro w 2002 roku ŁST przyznały I miejsce właśnie Suce Off za spektakl pt."Matryca ver.Hardware"? A wierzcie mi państwo, że pod względem środków wyrazu CLONE FAKTORY niczym się nie różnił od tamtej prezentacji.

I tu nasuwa się moje kolejne pytanie: Czy już wkrótce nie okaże się, że Suka Off będzie zmuszona wyjechać za granicę (Na zachód), gdyż nie będzie mogła prezentować swoich działań w Polsce (w Kraju) - tak samo, jak wiele lat temu Teatr Ósmego Dnia? A co za tym idzie: wszyscy artyści, którzy mają coś do powiedzenia używając środków, które mogą wydawać się trochę kontrowersyjne? Czy nie wracamy w tym momencie do punktu, w którym część artystów zostaje zepchnięta po za margines? Co się stało z wolnością wypowiedzi artystycznej?

W takiej sytuacji, faktycznie słowa pani Emilii Krakowskiej, brzmią jak jeden z nakazów, który wyznacza, co w Polsce artysta może, a czego musi się wystrzegać, a zdanie pani Krakowskiej: Twórca tego pokazu powinien się nad sobą zastanowić, całkiem inaczej już brzmi.

Ostatnie pytanie: Kto będzie następny?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji