Artykuły

Aktor chory, spektakl odwołany? Nie, gra... spec od kurtyny

"Dzisiaj ani Hamleta..." w reż. Marka Mokrowieckiego w Teatrze im. Szaniawskiego w Płocku. Pisze Milena Orłowska w Gazecie Wyborczej - Płock.

- Dzisiaj ani "Hamleta", ani żadnego innego przedstawienia nie będzie - słyszy na dzień dobry publiczność tego spektaklu. Ale to nie do końca prawda. Na scenę wychodzi operator kurtyny. Zaczyna opowiadać widzom swoje dzieje. Nie mniej tragiczne niż dzieje duńskiego księcia...

Płocki Teatr Dramatyczny zaprosił na pierwszą premierę sezonu - monodram "Dzisiaj ani Hamleta" niemieckiego autora Rainera Lewandowskiego, w tłumaczeniu i wykonaniu Zbigniewa Cieślara.

Cieślar był aktorem teatrów w Bielsku-Białej i Jeleniej Górze, w 1989 r. wyjechał do Niemiec. Teraz wraca i na deskach płockiego teatru świętował będzie 40-lecie pracy.

"Dzisiaj ani Hamleta" zaczyna się niespodzianką. Nagrany na taśmę głos zapowiada, że aktor zachorował i spektakl trzeba odwołać. Że "dzisiaj ani 'Hamleta', ani żadnego innego przedstawienia nie będzie". Potem na scenę wchodzi Ingo Sassmann (czyli Zbigniew Cieślar), operator kurtyny, czasem zastępujący kogoś w teatralnym zespole.

Ingo, skoro widzowie są, musi grać...

Mamy więc teatr w teatrze, Ingo zresztą bardzo wiele miejsca w swym monologu poświęca rozważaniom, jak rozumie teatr, jak jego zdaniem powinien on wyglądać, jaką rolę (zasadniczą!) pełni w nim kurtyna.

Mamy także teatr w życiu. Choć widzowie są uprzedzeni, że "Hamleta" dziś nie będzie, okazuje się, że na scenie rozgrywa się dramat nie mniej poważny. Ingo, streszczając nam historię duńskiego księcia, opowiada o sobie - przeszłości aktorskiej, nadziejach na karierę, komiczno-tragicznym epizodzie, po którym już nigdy na scenę nie wyszedł. O ukochanej żonie, którą stracił tak, jak Hamlet stracił Ofelię...

Premiera odbyła się w cieniu kłopotów finansowych zespołu z Nowego Rynku. Co roku we wrześniu Dramatyczny zapraszał na kilkuaktowe przedstawienie, z dużą scenografią, na swej największej scenie. Tym razem na otwarcie sezonu dostaliśmy coś skromnego - nieco ponadgodzinny monodram, z symboliczną właściwie oprawą scenograficzną, w "domowej" reżyserii dyrektora Marka Mokrowieckiego.

Czy byłam zawiedziona? Momentami tak. Interesująco zbudowany tekst wydawał się chwilami nieco nużący, wydawałoby się, że należałoby go jeszcze odrobinę skrócić, szczególnie w początkowych partiach. Zbigniew Cieślar miał momenty bardzo dobre, ale jego gra nie była równa.

Wzruszający finał spektaklu wynagradza jednak wszystko - dla tych chwil naprawdę warto było przyjść do teatru. Sztukę polecamy jednak osobom szukającym w przedstawieniach refleksji, nie zabawy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji