Artykuły

Damy i Huzary Fredry w Teatrze Powszechnym

Działalność Miejskich Teatrów Dramatycznych w Warszawie w najszerszym znaczeniu tego słowa spotyka się z różnorodnym przyjęciem. Poniżej drukujemy artykuł, którego autor ma szereg zastrzeżeń i wątpliwości co do pracy tej instytucji i argumentuje swoje stanowisko.

Po przedstawieniu "Damy i Huzary" w Teatrze Powszechnym trudno zachować umiar i spokój sprawozdawcy teatralnego. To co nam pokazano, przechodzi wszystko, czego można było się spodziewać.

Trudno zresztą omawiać osobno zagadnienie poszczególnych scen Miejskich Teatrów Dramatycznych.

Poziom ich, ogólne kierownictwo pozostawiają tak wiele do życzenia, że stanowią niepokojący i śmiało można powiedzieć, zagrażający sprawom kultury - problem.

Zaczęło się jeszcze w ubiegłym sezonie teatralnym. Jeden skandal pociągał za sobą drugi. Od "Pracownicy Domowej'" poprzez operetkowe opery i inne pseudo teatralne przedstawienia dobrnęliśmy szczęśliwie do końca sezonu. W czasie wakacji żywiliśmy wraz z całą Warszawą nadzieję, że sezon teatralny 1946/47 ukształtuje się w zupełnie inny sposób. Zaczęło się od wielkiego manifestu programowego dyrekcji, zapowiadającego, w plakatach inauguracyjnych sezon, do­słownie wszystkie sztuki teatralne od czasów starożytnych aż do najnowszych zdobyczy teatru współczesnego. Dla zorientowanych wymienienie w afiszu kilkudziesięciu pozycji dramatycznych dla trzech scen nie było rze­czą dziwną, ale dla orientujących się w sprawach teatru, którzy wiedzą, że jedna scena nie może wystawić wię­cej jak sześć sztuk w sezonie, sprawa nabrała nieprzyjemnego aspektu taniej reklamy. Poza tym nietrudno było się zorientować, że w ten sposób dyrekcja Miejskich Teatrów Dramatycznych chciała zaszkodzić Państwowemu Tea­trowi Polskiemu. Najlepszym tego dowodem jest znana w warszawskich kołach teatralnych sprawa "Wesela" Wyspiańskiego, którą zainaugurował "sezon" teatralny przy ul Marszałkow­skiej 8. Było publiczną tajemnicą, że Teatr Polski przez ostatnie miesiące ubiegłego sezonu próbował "Wesele" i planował nim rozpocząć sezon 1946-47. Niespodzianką dla dyrekcji teatru było zaafiszowanie premiery "Wesela" w teatrze miejskim.

Gdyby tylko chodziło o sprawę brzydkiej konkurencji, nie pisalibyśmy o tym. Przy bezsprzecznym dobrego teatru, sprawa szlachetnej konkurencji i współzawodnictwa jest najbardziej pożądana, ale gdy na skutek tego współzawodnictwa, wbrew zasadom etyki Warszawa zmuszona jest zrezygnować z dobrego z pewnością przedstawienia "Wesela" w Teatrze Polskim, po to, aby oglądać złe przedstawienie w teatrze miejskim, to już zakrawa na skandal. Tu już nie chodzi o takie czy inne przed­stawienie "Wesela", tu chodzi o coś więcej.

Pamiętajmy, że obecnie żyje w Polsce, zwłaszcza w Warszawie pokolenie, które nigdy nie widziało prawdziwego "Wesela", prawdziwego Fredry. Gdy będziemy ukazywać Wyspiańskiego i Fredrę w wydaniu Miejskich Teatrów Dramatycznych, to z pewnością otrzyma ono fałszywy obraz arcydzieł naszej literatury dramatycznej. Objawem poczucia smaku artystycznego tej publiczności są rozmowy, które słyszymy w foyer teatrów: "To jest Wyspiański? To Jest Fredro?'' Cóż im odpowiedzieć? Kto jest za to odpowiedzialny? Nasuwa się tylko pytanie: czy naprawdę ci ludzie, którzy, zdaje się, tylko dla zaspokojenia własnych ambicji doko­nują takich przedsięwzięć, nie zdają sobie sprawy z odpowiedzialności, którą biorą na siebie. Jasne jest, że nie każdy teatr może grać wielki re­pertuar klasyczny, i że nie wolno stawiać sobie tak wielkich ambicji, gdy nie ma się danych, aby ja zrea­lizować. Miejskie Teatry Dramatyczne jak ze względu na to, że dysponują bardzo małymi, wprost kameralnymi scenami, jak i ze względu na brak aktorów wielkiej klasy - nie mogą grać wielkiego repertuaru. Natomiast mają bardzo wdzięczne pole do popisu na płaszczyźnie teatru kameralnego. Jako przykład może służyć stosunkowo najlepiej prowadzony z teatrów miejskich - Teatr Mały. Po tej tylko linii należy w obecnych warunkach prowadzić pozostałe teatry miejskie. Opinia publiczna nie może jednak pogodzić się z wystawieniem takich tragi komedii, jak "Dzień bez kłamstwa" na drugiej co do wielkości i znaczenia scenie sto­łecznej, ani "Wesela", czy "Dam i Huzarów", ujętych w formę farsy.

Bo to, co pokazano nam w Te­atrze Powszechnym, przekroczyło z punku widzenia skandalu możliwości teatru amatorskiego w Łowiczu, czy jakimś Działdowie. W atmosferę arcydzieła Fredy wprowadza nas charakterystyka sztuki zawarta w pro­gramie (kosztuje 25 zł). Dowiaduj­my się z niej, że Fredro "przez sześć lat brał udział w ówczesnej wielkiej wojnie światowej, zanim zagrzebał się w domowym wiejskim zaciszu" oraz, że "nie wolno balsamować Fredry w atmosferze deklamatorskiego pietyzmu i stylowej, sztywnej maniery. Jak to "odbalsamowanie" Fredry powinno wyglądać i jak pozba­wiono go "stylowej, sztywnej maniery" pokazano nam właśnie na sce­nie teatru. Dalej dyrekcja teatrów w programie swoim "domaga się pełnego szacunku dla humoru"!

W zakończeniu można zadać tylko jedno pytanie: od czego istnieje u nas Ministerstwo Kultury i Sztuki i w jakim celu posiada departament teatrów?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji