Kilka słów o ostatniej wizycie teatru gnieźnieńskiego
Dość częste wizyty Państwowego Teatru im. Aleksandra Fredry z Gniezna w naszym mieście, pozwoliły zaobserwować drogę rozwoju tego teatru. W ciągu kilku lat byliśmy świadkami różnych trudności artystycznych i administracyjnych, walki o skrystalizowanie linii repertuarowej, zadowolenie widza. Działalność teatru gnieźnieńskiego jest popularna i pożyteczna. Repertuar przez ten teatr reprezentowany, trafia do przekonania widzów, a dzięki dość częstym występom wypełniona jest luka w upowszechnieniu kultury na terenie naszego miasta.
Z zadowoleniem, stwierdzamy, że teatr otrząsnął się ze swych dotychczasowych kłopotów i doskonale spełnia rolę, dla której został powołany. Niewątpliwie, jest to duża zasługa dyrektora i kierownika artystycznego Eugeniusza Aniszczenki. Wyszły też na dobre teatrowi pewne zmiany w składzie aktorskim.
Bieżący sezon teatr gnieźnieński rozpoczął sztuką Aleksandra Fredry "Ciotunia", a to, jak zresztą podkreślono w programie, dla złożenia hołdu wielkiemu pisarzowi, patronowi teatru. Komedię tę na scenie w Inowrocławiu oglądaliśmy w reżyserii Haliny Łuszczewskiej. Ona też kreowała rolę tytułową. Do reżysera można jednak mieć pretensje za stereotypowe, mało odkrywcze potraktowanie sztuki. Inaczej zrozumiała swoje zadanie scenarzystka Krystyna Zachwantowicz, która dekoracje potraktowała bardzo umownie, nowocześnie. Można też rościć pretensje za interpretację komedii, za jej nieregularne tempo. Za to jednak gros winy spada na wykonawców.
Na przykład Edmund Derski w roli Zdzisława nie zachwycił swą grą, uciekając się do sztucznej ruchliwości, po prostu szarży, co odbiło się zresztą niekorzystnie na prawidłowym wypowiadania wiersza. Nie zachwycił również Stanisław Sparażyński, wykonawca roli Edmunda. Nie wykorzystały niewątpliwie swoich możliwości Danuta Nowak (Flora) i Aleksandra Grzędzianka (Alina).
Bardzo dobrze natomiast wypadli, za co zresztą zostali nagrodzeni burzą oklasków przy otwartej kurtynie, Halina Łuszczewska (panna Małgorzata - Ciotunia) oraz Andrzej Wierusz-Łubiewski (Szambelan). Duża swada, umiejętne podanie tekstu, zdecydowanie parę tę postawiło na pierwszej pozycji wśród występujących aktorów. Całość przedstawienia bardzo udanie zamknięto kadrylem, według układu Jerzego Młodziejowskiego.
Mimo tych drobnych uwag, które pozwoliliśmy poczynić, przedstawienie należało do udanych i bezwzględnie warte było obejrzenia. Mieszkańcy Inowrocławia z radością powitają dalsze występy zespołu gnieźnieńskiego na scenie naszego teatru.