Nowy sezon gnieźnieńskiej sceny
Państwowy Teatr im. Al. Fredry w Gnieźnie w dniu inauguracji nowego sezonu wystawił "Ciotunię" w myśl powziętej w ubiegłym roku zasady rozpoczynania premierą komedii patrona sceny gnieźnieńskiej.
Oczywiście "Ciotunia" to sztuka marginesowa, należąca do słabszych komedii z bogatego repertuaru mistrza polskiego komediopisarstwa.
Z tego więc powodu niektórzy sympatycy tutejszej sceny mają do niej o to sporo pretensji. Po zapoznaniu się jednak z przyszłym repertuarem gnieźnieńskiego teatru oraz z sytuacją tej placówki można częściowo zrozumieć, że czasem zgodnie z wymogami materialno-finansowymi trzeba pójść na kompromis z publicznością, nie zawsze jeszcze przygotowaną na przyjmowanie sztuk trudnych, problemowych, czy też nowatorskich.
Kompromis, o którym w dniu otwarcia sezonu na zebraniu zespołu mówił dyr. Aniszczenko, to niewątpliwie premiera "Ciotuni". W tej regresyjnej wybitnie komedii nie widzieliśmy już ostrza satyry fredrowskiej, nie zauważamy realistycznych detali życia szlacheckiego, czy też głębi psychologicznej "Ślubów panieńskich". Dlatego też publiczność chwilami pośmieje się z nieudanych perypetii miłosnych panny Małgorzaty i na tym koniec z odczuciami widza teatralnego.
Powodzenie więc tego rodzaju nie bardzo wybrednej sztuki, jaką jest "Ciotunia", zależne jest od gry aktorskiej, zwłaszcza postaci pierwszoplanowych. Takimi postaciami są w "Ciotuni" panna Małgorzata, starszawa już jejmość, szukająca różnymi środkami męża oraz jej męski odpowiednik Szambelan. Małgorzatę grała zasłużona dla gnieźnieńskiej sceny i popularna w naszym mieście Halina Łuszczewska, Szambelana przedstawia nowo pozyskany aktor Andrzej Wierusz-Łubieniewski. Oboje to aktorzy doświadczeni, umiejący się w fredrowskich sztukach poruszać i przemawiać. Im więc przypadła zasługa względnego powodzenia "Ciotuni" w Gnieźnie.
Z innych aktorów miłą sylwetkę pokazała Aleksandra Grzędzianka, która przed kilkoma laty debiutowała na naszej scenie, a później "emigrowała" do Szczecina. Nowa aktorka Danuta Nowak ("Flora") mówi płynnie, lekko i wydaje się dobrym nabytkiem do ról charakterystycznych. Edmund (Sparażyński) i Zdzisław (Derski) grali poprawnie. Dekoracje były skąpe i ubogie, jak w ogóle całość owej "Ciotuni", która przedstawiała się nad wyraz skromnie.