Przykra niespodzianka
Natomiast przykrą niespodziankę sprawiła następna premiera tej samej sceny. Inscenizacja "CUDZOZIEMCZYZNY" Fredry, z piosenkami i dygresjami Wojciecha Młynarskiego, z muzyką Jerzego Derfla - to zdecydowany niewypał.
Reżyser Barbara Kilkowska robi wrażenie, że nie lubi tej sztuki i że Fredro ją potężnie nudzi. Bez trudu przekonuje widzów o tym, że "Cudzoziemczyzna" to straszna ramota. Nie ożywiły Fredry piosenki Młynarskiego, wśród których znalazła się powszechnie znana - "Lubię wrony". Dygresje trójki aktorów, chyba ze względu na niedoskonałość warsztatową - rażą natręctwem i skutecznie rozbijają i tak wątłą akcję. Tym bardziej, że w montażu fredrowskich tekstów "Trzy po trzy" (Teatr Narodowy), wystawiony został fragment tejże "Cudzoziemczyzny". Ale jak! Lekko, dowcipnie, inteligentnie. Wydaje się niemal, że to dwie różne sztuki.
Przedstawienie w Teatrze Rozmaitości przeznaczone jest głównie dla młodego widza. W tym kształcie nie zjednuje jednak przyszłych miłośników teatru. Wręcz odwrotnie - ma szansę zrazić na długo do Fredry, do lektury, do teatru. A jeszcze niedawno młodzież z własnej woli bawiła się na "Damach i huzarach" na "Ślubach panieńskich", trochę wcześniej na "Dożywociu" z Łomnickim. Bo te sztuki wystawiane były z przekonaniem, że Fredro jest wybornym komediopisarzem.
Także wielce kontrowersyjna "Balladyna" świadczy niezbicie o tym, że jest to frapujący materiał teatralny. Publiczność zawsze pozna czy reżyser lubi autora, czy też jest nim śmiertelnie znudzony. Hanuszkiewicz krytykowany jest za niesforne pomysły. Ale nikt nie odmawia mu pasji, z jaką rzuca się do nowych teatralnych odkryć. Choć czasem światoburczych, choć wołających o pomstę do nieba. A jednak zawsze interesujących scenicznie. Śmiertelnym grzechem teatru jest nijakość i nuda. Tego Hanuszkiewiczowi zarzucić nie można.