Artykuły

Warszawa. Gelner - nowy aktor Nowego

Bartosz Gelner dołączył do zespołu Nowego Teatru. We wrześniu zagra w "Apokalipsie" w reżyserii Michała Borczucha.

Widzowie teatralni oglądali go w "Kabarecie warszawskim" Krzysztofa Warlikowskiego. Publiczność kinowa - w "Płynących wieżowcach" Tomasza Wasilewskiego

Rozmowa z Bartoszem Gelnerem, aktorem

Izabela Szymańska: Kiedy zaczynałeś studia na krakowskiej PWST, Krzysztof Warlikowski był już teatralną gwiazdą. Zawsze chciałeś z nim pracować, interesował cię taki rodzaj sztuki?

Bartosz Gelner: Spektaklem, który zmienił moje rozumienie teatru, było "Factory 2" Krystiana Lupy. Oglądałem też wszystkie przedstawienia Krzyśka Warlikowskiego pokazywane w Krakowie. Po przeprowadzce do Warszawy nadrabiałem zaległości: "Opowieści afrykańskie...", "Anioły w Ameryce". I coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że to jest teatr, który chcę robić.

Jak trafiłeś do "Kabaretu warszawskiego"?

- Reżyser szukał młodego chłopaka. Na casting dostałem się z polecenia Magdy Cieleckiej. Zobaczyła mnie w jeszcze surowej wersji filmu "Płynące wieżowce".

Nowy Teatr to zgrana, hermetyczna grupa. Nowej osobie chyba musi być trudno się w niej odnaleźć?

- Zgrana na pewno. W integracji pomagają zagraniczne tournée. Wszyscy nocują w jednym miejscu, w trakcie dnia można razem chodzić po mieście, zwiedzać. Tworzy się rodzinny klimat. To zupełnie inna sytuacja, niż kiedy przychodzi się do teatru godzinę przed spektaklem i po zakończeniu wszyscy się rozchodzą. Nie jestem osobą, która chciałaby od razu stać się przyjacielem każdego, starałem się po prostu dobrze wykonywać swoją pracę, żeby nie być chłystkiem odstającym z boku. Zostałem obdarzony miłością i opieką, co bardzo doceniam, bo pierwsze próby były dla mnie bardzo stresujące.

Na początku nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje. Mieliśmy z moją dziewczyną, aktorką Agnieszką Żulewską, taki żart: co rano pytała mnie: "Gdzie jedziesz?" Ja mówiłem: "A, na próbę". Musiałem kilka razy to powtórzyć, żeby się oswoić. Z etatem jest podobnie.

Dla młodego aktora ważne jest, żeby być na etacie, w stałej grupie? Może lepiej na początku zbierać doświadczenia w różnych miejscach?

- Po co mam być freelancerem, skoro wszyscy najfajniejsi reżyserzy, za którymi warto podróżować, pracują albo chcą pracować w Nowym?

Często młodzi aktorzy dostają na początku role zastępstwa, muszą odczekać swoje. A tu gra się od razu. I też z tego wyrastają inne propozycje: czytałem tekst Virginii Woolf w Gdańsku w reżyserii Jacka Poniedziałka, brałem udział w Big Book Festivalu, pracowałem w Opolu nad filmem na podstawie Prousta z Krzyśkiem Garbaczewskim. Spotykasz się z osobami, które ciągną cię w górę, nie ma możliwości braku rozwoju. I do tego masz dość dużą niezależność.

Grałeś w "Płynących wieżowcach" - filmie podejmującym temat miłości homoseksualnej. Czytałeś scenariusz "Golgota Picnic" na placu Defilad. Chcesz brać udział w projektach zaangażowanych społecznie?

- Nie mam misji zmieniania całego świata, ale lubię, gdy ktoś wkłada kij w mrowisko w rozsądny sposób. Biorąc udział w takich projektach czy potem rozmawiając z publicznością, można przedstawić własną wizję świata. Reakcje są przeróżne. Kiedy pokazywaliśmy "Płynące wieżowce" w USA, widzowie nie potrafili zrozumieć, że nasz film może nie mieć happy endu - według nich powinien kończyć się dobrze, żeby pokazać widzom, że takie historie mogą się udać. W Moskwie, aż sami się zdziwiliśmy, nie było protestów, za to zadano nam takie słowiańskie pytania: jak wygląda życie tych bohaterów teraz, czym według nas jest miłość. Pytania a propos filmu, ale nie dotyczące jego fabuły.

Reakcja na "Golgotę " była silniejsza, przeciwnicy nie pozwolili doczytać wam do końca.

- Cieszę się, że nie kontynuowaliśmy tego na siłę. Zrobiliśmy, ile mogliśmy. Kiedy wchodziliśmy na scenę, zostaliśmy przywitani gromkimi brawami, energia widzów była niesamowita, pierwszy raz mnie coś takiego spotkało. Trochę jak na koncercie, kiedy wokalista krzyczy słowo "miłość" i publiczność mu odpowiada. Ale tych, którzy byli po drugiej stronie, czyli przeciwników, też szanuję. Pan z trąbką przez 15 minut grał bardzo wysokie dźwięki, pewnie dużo energii go to kosztowało.

Te projekty są bliskie też temu, co robi Nowy Teatr. "Kabaret..." czy "(A)pollonia" podejmują temat postpamięci. A mnie takie rzeczy ruszają w sztuce, cenię prace Bałki, Żmijewskiego, Libery. Codziennie przejeżdżam obok "Tęczy". Z jednej strony podoba mi się, że jest odbudowywana, ale z drugiej zastanawiam się, czy może nie lepiej zostawić ją tak częściowo zniszczoną? Może nasza tęcza nie ma końca z garnuszkiem i happy endu?

Jakie masz najbliższe plany?

- W październiku mam kilka dni zdjęciowych do drugoplanowej roli w nowym filmie Kaśki Rosłaniec. A w Nowym pracujemy z Michałem Borczuchem nad spektaklem "Apokalipsa" według twórczości Oriany Fallaci i Piera Paolo Pasoliniego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji